fbpx

#032 | 4 aktorskie triki dla występujących publicznie

24 marca 2021

Jak ćwiczyć wystąpienie publiczne i radzić sobie ze stresem? Co robić, gdy zapomnisz języka w gębie? Jak się podnieść po totalnej klapie?

Milena, nasza rozmówczyni, na koniec rozważań o aktorstwie i wystąpieniach publicznych mówi: „różnie bywa”. I nie sposób się z nią nie zgodzić. Dlatego w naszej rozmowie zastanawiamy się nad blaskami i cieniami bycia na scenie. Szukamy sposobu na stres i tremę. Na zapomnienie języka w gębie. Na porażki, które się czasem zdarzają.

Zapraszamy na drugą i (na razie) ostatnią cześć rozmowy z Mileną Staszuk aktorką Teatru Kamienienia i autorką podcastu Anonimowa Aktorka.

Ania i Maciek
podcast@powiedz.to

P.S. nie wyłączajcie napisów końcowych. Po nich coś jeszcze jest!

Posłuchaj

Obietnice z odcinka

Powiązane podcasty:
#031 | Jak przeżyć na scenie? Radzi aktorka Teatru Kamienica | Pierwsza część rozmowy z Mileną
#020 | 6 spektakularnych wpadek i nauk z nich płynących | O błędach i naukach z nich płynących
#005 | Jak zaprzyjaźnić się z Panią Tremą? | O tremie stresie i sposobach na nie

Anonimowa Aktorka w sieci:
Podcast Anonimowa Aktorka – Spotify | Anchor | Apple | Google
Anonimowa Aktorka – Instagram
Anonimowa Aktorka – Facebook

Odcinek do poczytania

[Ania] Co zrobić, gdy na śmierć zapomnimy, co mieliśmy powiedzieć? Jak poradzić sobie z totalną klapą? Czego można nauczyć się od reżysera, który pomaga swoim aktorom podczas próby generalnej? Na te i inne pytania, odpowiedzi znajdziecie w drugiej części naszej rozmowy z Mileną Staszuk – anonimową aktorką.

Podcast dla tych, którzy mówią do ludzi.
Zapraszają Anna Kędzierska i Maciek Cichocki.
Opowiedz.to

[Ania] Milena, w poprzedniej części naszego spotkania rozmawialiśmy o tym, jak bardzo ważne jest przygotowanie, oswojenie sceny, organiczny ruch na tej scenie. A dzisiaj czas na kolejne kąski z Twojego doświadczenia. Jakie – poza dobrym przygotowaniem – masz sposoby poradzenia sobie z tremą?

[Milena] Najbardziej polecam tak naprawdę schowanie sobie takiego skrótu, streszczenia tego, co chcemy powiedzieć gdzieś w scenografii na scenie. Czyli jeśli mamy mównicę, to fajnie będzie gdzieś tam sobie po naszej stronie skitrać taką kartkę, gdzie będziemy wiedzieć, co po kolei mówimy, jeśli się po prostu zagubimy i zakałapućkamy gdzieś w tym wszystkim. Musi to być takie miejsce – najlepiej, żeby tego publiczność nie wiedziała, żebyśmy nie zostali zdemaskowani. W teatrze to działa tak… Oczywiście tam jest trochę więcej miejsc, żeby sobie poukrywać różne notatki, bo tam jest cała scenografia, więc to jest trochę prostsze. Jakbyście weszli na scenę, zwłaszcza przy premierach, i zobaczyli jak wygląda to od naszej strony, gdzie wszystkie meble i kanapy są zaklejone taśmami, kartkami, wykrzyknikami. „Teraz mówisz to, a teraz poczekaj, aż on powie…”.

[Ania] Jak powiedziałaś Milena „to jest trochę prostsze na scenie”, to pomyślałam sobie: „matko jedyna, jak to prostsze, jak się w tym wszystkim odnaleźć?”. Super.

[Milena] Bo każdy ma inny kolor tych kartek, więc każdy szuka swojego. Ja mam zielony i ten, po tych zielonych lecę. Natomiast, na przykład jeżeli gramy spektakl i jesteśmy w więcej niż jedną osobę, no to oczywiście w sytuacjach zagubienia się tekstowych ratuje nas kolega aktor. I jak my już naprawdę nie wiemy, co powiedzieć, to on tym sławetnym zdaniem: ” Pewnie chciałeś powiedzieć, że…” – i tutaj jakby pada nasz tekst. Naprowadza nas na właściwe tory i jakoś to dalej leci. Natomiast, jak jesteśmy sami na scenie, kiedy gramy monodram, to bardzo częstym rozwiązaniem jest po prostu suflerka, czyli taka osoba – czy tam sufler – która stoi w kulisach. Kiedyś sufler był na proscenium sceny. Tak była taka specjalna budka.

[Ania] W budce – tak jest.

[Maciek] Taka budka.

[Milena] Tak, tak, tak. Teraz niestety już się tego nie praktykuje. Nawet nie znam żadnego teatru w Polsce, który jeszcze by miał suflerkę używaną, gdzie w środku byłby sufler. Chociaż pewnie takie miejsce się gdzieś znajduje. Natomiast teraz suflerzy stoją za kulisami, gdzieś tak blisko, żeby było można do nich podejść. I co ważne, jeśli się na przykład umówimy, że ten sufler będzie z nami gdzieś tam obok, to nie trzeba go tak strasznie ukrywać i się gimnastykować, żeby za wszelką cenę publiczność tego nie widziała. Bo widziałam kilka spektakli, gdzie suflerzy po prostu zwyczajnie sobie gdzieś tak za kuliską siedzą na krześle. I aktor w roli – będąc swoją postacią, kiedy już się zupełnie zagubi to tam: „Adelajdo, cóżem ja powinien teraz rzec?”. I większość publiczności jest po prostu przekonana, że to jest w tekście, że tak miało być, nie? Czy tam: „Złotko, powiedz mi, co ja tutaj mówiłem?”. I nikt nie ma z tym problemu. I też jakby wypada to naturalniej. Po prostu nie stresujemy się tym. Nie zaczynamy tam szeptać. Szarpać kulisy, szmaty. Chować się tam półdupkiem. Tylko najzwyczajniej w świecie pytamy tę drugą osobę, o czym będziemy mówić dalej. To sprawniej i szybko przechodzi i jakby bez bólu się odbywa.

[Ania] Yhy, to dla mnie wniosek jest taki, że jeżeli popełniamy błąd albo czegoś zapomnimy, to nie ma co z tego robić dramatu, albo udawać, że się nic nie wydarzyło i w ogóle jesteśmy tacy fantastyczni, tylko dostępnymi środkami powiedzieć: „Hmm, to o czym ja teraz miałam Państwu powiedzieć? Aha.”

[Milena] Dokładnie. Dać sobie czas. To jest bardzo ludzkie, prawda? Jakby każdy, kto nas ogląda na scenie i siedzi na tej publiczności, prawdopodobnie zazdrości sam sobie, że nie musi być na naszym miejscu, nie musi się tak stresować. Więc tutaj myślę, że zrozumienie jest ludzkie.

[Maciek] A to też ciekawe, co powiedziałaś. Tak myślę sobie, żeby wchodząc na scenę, w ramach wybierania tej części ja, którą chcę na tej scenie zaprezentować, łącząc wątki, żeby też sobie dodać, że to ja jestem ten odważny, który wychodzi, czego nie zrobiłoby 90% tych, którzy są po drugiej stronie, więc… Ale myślę sobie, że to też – bo ja mam takie odczucie, jak rozmawiam z prelegentami, jak mnie dopada czasami większa albo mniejsza trema – że wtedy mamy tendencję do wyolbrzymiania, jak to wszyscy czyhają na każdy, nawet najdrobniejszy nasz błąd. A może rzeczywiście takie podejście, że my robimy coś, co dla nich jest niedoścignionym w pewnym sensie nawet marzeniem może, powoduje, że oni są bardzo, no nie wiem, pobłażliwie – przychodzi mi takie… Nie jest dobre słowo, bo pobłażliwie oznacza, że my popełniamy błędy, ale tolerancyjni i wspierający dla nas.

[Milena] Ze zrozumieniem.

[Maciek] Dokładnie, ze zrozumieniem.

[Milena] Tak, ja mogę Wam powiedzieć, że większość polskich premier, może światowych właściwie, zaczyna się w ten sposób, że na scenę wychodzi reżyser czy dyrektor i pierwsze, co mówi do publiczności, z którą spotykamy się pierwszy raz, to mówi, że zazdrościmy Wam, że Wy sobie tam siedzicie, a my musimy tutaj stać. I to bardzo rozładowuje napięcie, bo wszyscy od razu współodczuwają z nami ten stres. I wiedzą, że jeśli coś pójdzie nie tak, to się nam to wybacza, bo my jesteśmy po prostu w dużym stresie.

[Maciek] W naszym świecie, takim, teraz łączę, trenersko-prelegencki – przynajmniej tym mi znanym oczywiście, no bo nie znam wszystkich światów – są takie dwa podejścia. Jedno podejście brzmi: „Nie przyszli tutaj po to, żeby patrzeć na Twój stres. Mają go gdzieś, masz go ukryć.”. I rozumiem, że to idzie w parze z takim mocnym profesjonalizmem. Mnie on się kojarzy z takim wiesz, garniturem, koszulą spiętą pod szyją i butami na wysoki połysk – taki ordnung. A drugi świat, który mówi, że jeżeli rzeczywiście jesteś zestresowany to nazwij to. Oczywiście pod płaszczykiem, że nie wiem, mówię o tak ważnym temacie, że złapałem się na tym, że zaczynam być zestresowany. Bo jak nazwiesz to, to – ja to mówię, że najbardziej smakuje zakazany owoc, czyli jak ja odzakazam ten owoc, to publiczność nie będzie chciała w niego ugryźć. No i teraz, z tego co mówisz, mam wrażenie, że to co robią reżyserzy… Reżyserowie? Reżyserzy. I to jest bardzo często np. jeżeli chodzi o trenerów sportowych. Że trenerzy sportowi po to kontrowersyjni na konferencjach, żeby zdjąć presję z zawodników. I myślę sobie, że to jest ta robota. A my, no nie mamy kogoś, kto nas zapowiadana scenie. No chyba, że już jesteśmy takimi prelegentami, że mamy swoje antre – i super – czego sobie i wszystkim życzę. No ale gdzieś wcześniej sami możemy to zrobić i użyć takiego czarowania, żeby zdjąć trochę ze swoich barków.

[Milena] Tak. Możemy po prostu przekłuć tę bańkę, która narasta. Bo masz rację w tym, ze jeżeli po prostu już czujemy, że widać po nas, że jesteśmy spięci, że jesteśmy zdenerwowani, że trzęsą nam się dłonie, to chyba z dwojga złego lepiej po prostu zażartować na ten temat, wspomnieć, ponieważ i tak potem wszyscy w kuluarach będą o tym gadać.

[Ania] No tak, a jak to nazwiemy – zgodnie z syndromem Ani z Zielonego Wzgórza – to ludzie już przestają na to zwracać uwagę. Ja też mam taką myśl, bo my często z rożnymi mówcami, prelegentami na ten temat dyskutujemy i się spieramy, bo oni są w tym drugim obozie, że: „Nie, nie należy mówić, że człowiek jest zestresowany, bo to nieprofesjonalne.”. A ja mam takie przekonanie, że ten stres z czegoś wynika. Często jest tak, że jesteśmy dobrze przygotowani, a trema jest efektem tego, że nam bardzo zależy, że to jest temat, do którego szalenie przywiązujemy uwagę. Albo wiemy, że ten czas, który nam ludzie oddają, było im ciężko zorganizować. I czujemy to brzemię odpowiedzialności, które niesiemy na swoich barkach. I dla mnie, powiedzenie, nazwanie tej sytuacji, właśnie pokazując cały ten – mówiąc po staropolsku – background. Skąd ta trema wynika. Nie z tego, że się nie przygotowałam, wpadłam tutaj i nie wiem, co mam do powiedzenia, tylko dlatego, że tak bardzo jestem przejęta tym, o czym będę opowiadać i tak ogromnie mi zależy – no to nie ma tutaj nic złego, że to wręcz buduje relację. Że pokazuje naszej publiczności, że nie wyskoczyliśmy, jak Filip z konopii, tylko przychodzi konkretny człowiek, ze swoją konkretną historią i z uważnością też, jak wykorzystać ten wspólny moment relacji.

[Milena] Dokładnie.

[Maciek] To jest taki moment – ja tak w kanale audiowizualnym podpowiem – gdzie trzy główki, które są na monitorze…

[Milena] Wszyscy są ze sobą zgadzamy.

[Maciek] …pokiwały w jednym rytmie. Stąd ta cisza. Tak. Stąd ta cisza i takie ogólnie „O, jak nam dobrze, bo mamy to samo zdanie.”. Aniu prowadź dalej. Ja wiem, że Ty masz coś więcej na kartce jeszcze.

[Ania] Słuchaj, nam ta rozmowa się tak plecie, że te zakresy powoli zaczynamy wysycać. Ale jestem ciekawa jeszcze takiej rzeczy: a co robi aktor w sytuacji, kiedy ma się nauczyć tego dużego tekstu, a to mu zupełnie nie wchodzi do głowy? Jakie macie w ogóle metody na to, żeby no oprócz tego naczytania tysiąc razy, żeby zapamiętać? I czy zapamiętujecie 1:1, czy są możliwe jakieś drobne modyfikacje wynikające z jakichś – nie wiem – awarii?

[Milena] To zależy od spektaklu, zależy od reżysera. Oczywiście jakby sytuacją idealną jest wtedy, kiedy umiemy tekst słowo w słowo. Natomiast my też mamy więcej czasu, żeby się przygotować, bo najczęściej spektakl powstaje w dwa, trzy miesiące, więc to jest wystarczająca ilość czasu, żeby faktycznie ten tekst wchłonąć. Natomiast absolutnie naturalną sytuacją jest sytuacja, w której aktorzy zapominają tekstu na scenie. No i wtedy najzwyczajniej w wiecie, jeśli nie ratuje nas ktoś obok, to ratujemy się sami, mówiąc swoimi słowami. O ile jest to bardzo proste i może być organiczne, jeśli sztuka jest współczesna i po prostu mamy przekazać jakąś konkretną informację. O tyle może być to dużo trudniejsze, jeśli gramy Shakespeare’a i trzeba tutaj nie dość, że w starym stylu, to jeszcze wszystko pozrymować. Ale i to się udaje czasami. Po prostu stres chyba też sprawia, że wchodzimy na wyższe levele naszych mocy. I jesteśmy w stanie chyba wymyślić i zrobić coś, co normalnie nie przyszłoby nam do głowy.

[Ania] To ja nawiązując Milena do tego, co mówisz, się podzielimy taką podpowiedzią: jeśli zapomnisz, to tylko Ty wiesz, że zapomniałaś/zapomniałeś. Twoja publiczność nie wie, w jakiej kolejności miałeś opowiedzieć o różnych rzeczach, jakie sowa sobie przygotowałeś. I pozwól temu płynąć, bo ta pomyłka jest widoczna tylko i wyłącznie z Twojej perspektywy. A tak, jak mówisz – w stresie nawet Shakespearem jesteśmy w stanie gadać.

[Milena] To prawda. Jeśli opanujemy taką panikę totalną, w której mamy w głowie tylko zdanie „Boże nie wiem, co dalej. Nie wiem, co dalej.”. To zapewne coś nam przyjdzie do głowy, bo ostatecznie wiemy, o czym tak w ogóle chcieliśmy mówić.

[Maciek] To ja pozwolę sobie to połączyć z odcinkiem, który wypuściliśmy ostatnio, który dotyczył Power Pointa – bardzo daleko od aktorstwa się chwilowo znajduję – ale urodziło mi się w głowie takie porównanie, no bo mogę sobie zafundować komfort tego, że jeżeli zapomnę języka w przysłowiowej gębie, to zaimprowizuję. Oczywiście albo w stylu shakespeare’owskim – jak Milena mówisz – albo w stylu współczesnym, co jest łatwiejsze, no bo to jest mój język. O ile nie ma za mną na Power Poincie napisanego tekstu, który właśnie powinienem wygłosić. No bo wielu prelegentów po prostu czyta to, co jest na slajdzie. I wtedy się robi problem. I tak sobie pomyślałem, że – i to jest pytanie do Ciebie – co jest bardziej stresujące? Próba, kiedy na scenie siedzi reżyser, czyli ma tekst i patrzy czy mówisz to, co powinnaś powiedzieć? Czy moment, kiedy jest publiczność, która pożera Cię oczami i jeszcze płaci za to wszystko, ale tak naprawdę nie wie, co się za chwilę wydarzy? Co bardziej stresuje?

[Milena] Oczywiście ta pierwsza sytuacja. Kiedy reżyser patrzy się w tekst i sprawdza, czy na pewno dobrze akcentujemy każdą sylabę. Natomiast Ty powiedziałeś o sytuacji, kiedy mamy za sobą w Power Poincie prezentację i niestety publiczność widzi, co powinno być dalej. Natomiast dla aktorów bardzo stresującą sytuacją jest sytuacją, w której nad sceną pojawia się tłumaczenie w innym języku. Np. jesteśmy na festiwalu i tam leci po angielsku wszystko, co powinniśmy powiedzieć. I to się zazwyczaj bardzo nie zgrywa, bo aktorzy czasami gubią się w scenach, mówią swoimi słowami, a ten tekst leci oryginalnie. Więc my już jesteśmy gdzieś dalej. Czasami połykamy całą scenę, a ten tekst niestety, ale konsekwentnie leci kwestia po kwestii. Więc to jest dużo bardziej stresujące. I masz rację w tym, że przecież publiczność nie wie, co mamy przygotowane i nie wie, co jest w tekście, więc chyba najważniejsze to jest opanowanie i zimna krew. I pójście dalej.

[Ania] To ja wyciągnę nas z tego pluszu. Z sytuacji, kiedy publiczność jest wyrozumiała. Kiedy się pomylimy i oni tego nie zauważają. Kiedy mamy na tyle zimnej krwi, żeby powiedzieć „Hermenegildo, jakież słowa padły w tym momencie z ust mych?” albo „Powinny paść z ust mych?”. I okazuje się, że no niestety jest klapa. No się, się wywaliło, no. Dupa blada wyszła i nie ma co oszukiwać, ze to był sukces. I pojawiają się wtedy emocje, które są trudne. Pojawiają się informacje zwrotne „Nie taka z Pani gwiazda”.

[Maciek] Wtedy dobrze być anonimową.

[Milena] Haha, tak racja. Najbezpieczniejsza.

[Ania] Wtedy przynajmniej do warzywniaka można iść spokojnie – to prawda. Jak sobie… Czy… Nie chcę pytać, czy masz w swoim doświadczeniu takie wydarzenia, ale uczą tego w szkole aktorskiej? Jak sobie radzić nie tylko z sukcesem, ale też z krytyką?

[Milena] Może nie tyle uczą, ile przygotują, że to prędzej czy później nastąpi. I no prawdopodobnie nie ma aktora, który nie odniósł porażki w swoim życiu zawodowym. Zawsze prędzej czy później zagramy coś, albo zrobimy coś publicznie, czego potem będziemy się strasznie wstydzić i będziemy chcieli cofnąć czas i zniknąć. Więc od początku słyszymy, że to się po prostu wydarzy i musimy być na to gotowi. I będziemy musieli to przyjąć na klatę. Bo to się zdarza każdemu i też świat się od tego nie rozpadnie, jeśli się po prostu pomylimy, zagubimy, nie będziemy wiedzieć co dalej – to ostatecznie myślimy sobie, że to nie jest operacja na otwartym sercu i nikt od tego nie umrze. Po prostu zgubiliśmy się w tym, co chcieliśmy powiedzieć, wszyscy to widzą, będą o ty gadać, ale z czasem zapomną.

[Ania] To nie jest operacja na otwartym sercu. Ja to sobie wytatuuję.

[Maciek] Ja nie będę sobie tego tatuował. To samo chciałem powtórzyć, bo myślę, że te słowa warto mieć z tyłu głowy, robiąc cokolwiek.

[Milena] I one też chyba odejmują nam tego stresu, bo ostatecznie, jeśli sobie powiemy, że hej spokojnie, że jeśli się pomylimy, to nikt od tego nie umrze, to sprawia, że OK racja. Po prostu powiem swoje, wyjdę i będzie OK. A jak coś zrobię nie tak to trudno.

[Maciek] Yhy. A skoro jesteśmy w takim tonie to Milena, jakbyś wyobraziła sobie taką sytuację, że mija Cię biegnący na scenę debiutant. Właśnie za chwilę wejdzie po raz pierwszy na scenę. Po raz pierwszy zagra w premierze. I jesteś – jak sama powiedziałaś – aktorką młodą, ale doświadczoną. Miałaś okazję – sama ją pewnie sobie stworzyłaś – żeby zagrać w wielu spektaklach, no więc masz się czym dzielić. I jakbyś mu mogła udzielić jednej, jedynej rady przed jego debiutem, jakby ona brzmiała?

[Milena] Jeśli bylibyśmy na 5 minut przed premierą, to powiedziałabym mu, żeby zrobił sobie 50 przysiadów, dlatego że wysiłek fizyczny i to, że się zmachamy i skupimy na tym, że „O Boże, ja teraz nie mam oddechu, a zaraz wychodzę”, bardzo niweluje stres i sprawia, że odpuszczamy sobie. Bo nagle się okazuje, że nie jest ważne czy my wypowiemy wszystko, co mieliśmy powiedzieć, czy ta premiera będzie sukcesem, czy dostaniemy za to nagrodę, tyko ważne jest, żebyśmy po prostu przestali sapać. I to bardzo, bardzo wyluzowuje. Ja dostałam taką poradę, zanim wyszłam na scenę przy jednej z pierwszych swoich premier. I zrobiłam te 50 przysiadów. I po prostu wyszłam z pełnym luzem. Po prostu złapałam oddech i wyszłam.

[Ania] Bo to bardzo skupia na sobie. Nie na tym wszystkim, co ludzie pomyślą. Czy wyjdzie, czy nie wyjdzie? Na wszystkich scenariuszach, które się nie zrealizują, tylko na tu i teraz, żeby przeżyć. No.

[Milena] Dokładnie.

[Ania] Dla tych, co nie ćwiczą, to 30 przysiadów proponujemy jednak. Żeby kogoś nie zabić. Żeby ktoś jednak nie umarł.

[Maciek] Ja jeszcze jako ekspert od mody dodam, że to jest kolejny argument za tym, żeby nie iść jako prelegent w zbyt spasowanych spodniach od garnituru na scenę, gdyż albowiem mogą nie przetrwać próby  30 przysiadów, co jednak poza tu i teraz, spowoduje późniejsze obciążenie w późniejszym byciu w świetle jupiterów.

[Ania] Jak Maciek zacząłeś to mówić, to bałam się, że skończysz tą myśl, żeby nie iść w spodniach na scenę, tylko raczej w spódnicy, bo przysiady robi się łatwiej.

[Maciek] Nie wiem, nie mam doświadczenia. Staram się nie mówić o rzeczach, których nie praktykowałem.

[Milena] Ewentualnie w kitlu. Jakoś to można obejść, będąc mężczyzną.

[Maciek] To tak. To rzeczywiście. Znaczy, nie mam nic przeciwko mężczyznom w spódnicach. Wręcz przeciwnie – w bardzo upalnej pogodzie doceniam pewne atuty z tym związane, jak najbardziej. Ale no nie trenowałem, więc nie będę tutaj autorytarnie zabierał głosy.

[Milena] Najwyżej umówmy się, że te przysiady można zrobić przed włożeniem spodni od garnituru. W garderobie.

[Maciek] O. I jest jakieś rozwiązanie. No to super. Czyli skupienie się na tym, co tu i teraz pomoże. Nawet po prostu, autentycznie wysiłek. A to ciekawe, ja muszę sprawdzić. Nie przyszło mi to w ogóle do głowy.

[Milena] W ogóle wysiłek pomaga w dniu premiery. Bardzo często np. rano, kiedy – premiery odbywają się wieczorem, wystąpienia pewnie zazwyczaj też – i my tego dnia już rano nie mamy próby, ponieważ mamy po prostu zadbać o siebie. Dobrze jest się wybiegać, pójść na rower, zjeść dobre śniadanie, wykrzyczeć, pośpiewać sobie. Po prostu wyrzucić ten nadmiar energii, który się gromadzi w tym stresie, w tym spięciu. Po prostu dobrze się pobawić.

[Ania] I zaopiekować sobą, bo to my jesteśmy nośnikiem tych wszystkich informacji, yhy.

[Milena] Tak, faktycznie powtarzanie tekstu w kulisie po raz tysięczny już nic nie da, bo my ten tekst znamy i wiemy, co chcemy powiedzieć, bo powtórzyliśmy go sobie już tysiąc razy wcześniej. A teraz należy po prostu spuścić z siebie tę energię.

[Ania] Yhy. Czy są takie rzeczy, o które ludzie zawsze chcieli zapytać aktorkę anonimową, a nie odważyli się tych pytań zadać? Jeśli tak, to jakie?

[Milena] Jest taka rzecz, o którą ja siebie pytam, zawsze przed premierą stojąc na minutę przed kulisą. I do dzisiaj szukam odpowiedzi. I to jest pytanie: „Boże, dlaczego nie zostałam bibliotekarką? Po co mi to wszystko?”. Natomiast jakaś odpowiedź przychodzi tuż po, kiedy już schodzimy z tej sceny i kiedy czujemy tą ogromną satysfakcję, ze daliśmy radę i że się udało i że zrobiliśmy dokładnie to, co sobie zaplanowaliśmy.

[Ania] A jakbyś była anonimową bibliotekarką, to pewnie spotkalibyśmy się w innym temacie. W związku z tym, że możemy czerpać z Twojej wiedzy i doświadczenia anonimowej aktorki, która wcale nie jest tak anonimowa. No to dzisiaj ta nasza rozmowa przebiega właśnie tak. O tremie, o wpadkach, o szukaniu pomocy u suflera, o tym wsparciu u partnera, z którym jesteśmy na scenie – to jest dla mnie też szalenie ważne. Milena, gdzie można Cię obejrzeć teraz? No czas jest dziwny, tym nie mniej gdzie Cię wyglądać? Gdzie można podpatrzeć Cię w działaniu?

[Milena] Na co dzień mieszkając w Warszawie gram w Teatrze Kamienica. I tam zapraszam na spektakle, w których gram. Ale też na te, w których nie gram, oczywiście. Natomiast gram jeszcze w Teatrze Śląskim w Katowicach i w Teatrze Współczesnym we Wrocławiu – na dzień dzisiejszy. Natomiast to się wszystko zmienia i aktorzy dosyć dużo podróżują i starają się zaliczać poszczególne miasta, żeby sobie podoświadczać innych teatrów i innych miejsc.

[Maciek] Poza deskami scenicznymi, w sieci, gdzie Cię można znaleźć, posłuchać? No bo masz swój podcast. To jakbyś naprowadziła naszych słuchaczy, gdzie więcej Ciebie jest.

[Milena] A tak, racja. Z tego wszystkiego to już zapomniałam, że ja też mam swój podcast. Oczywiście, można mnie posłuchać na wszystkich platformach podcastowych. Mój podcast nazywa się Anonimowa aktorka. I tak pół żartem, pół serio. Głównie żartem, głównie suchym żartem opowiadam o kulisach zawodu aktora.

[Maciek] My ze swojej strony…

[Ania] Sucho, ale szczerze.

[Milena] Tak, to prawda. Staram się po prostu jakby pozbyć się tej cukrowej i brokatowej otoczki, jaką jest owijane aktorstwo i to, że ludzie sobie wyobrażają, że jak ktoś zostaje aktorem to od razu jest celebrytą i jego życie jest usłane różami. Bo to różnie bywa, czasami bardzo śmiesznie. Jest to kolorowy zawód. Często pod górkę, ale sprawiający wielką satysfakcję.

[Maciek] Yhy, ja dodam ze swojej, naszej perspektywy, że zachęcamy do posłuchania podcastu Mileny nawet tych, którzy do aktorstwa mają daleko, bo tak sobie myślą, ale ogólnie mówią do ludzi. No bo ten zawód jednak – i to, co Milena dzisiaj nam powiedziałaś, za co wielkie dzięki – jest zbiorem podpowiedzi, z których warto czerpać, no bo jak to się sprawdza na scenach tak dużych, tak renomowanych, no to czemu z tego nie korzystać na mniejszych scenach, albo nawet spotkaniach jakichś sprzedażowych, biznesowych, skoro działa? Pies Ani potwierdza, że prawdę mówię.

[Milena] Tak, zgadza się z nami. To prawda, z resztą bardzo często aktorzy pracują właśnie z mówcami próbując ich zcoachować – nie wiem, czy to jest dobre słowo – jak sobie radzić na tej scenie, żeby wypaść dobrze. Mamy dużo wspólnego ze sobą, to prawda.

[Ania] Panie i Panowie, naszym gościem była dzisiaj Milena Staszuk – anonimowa aktorka. A rozmowę prowadzili.

[Maciek] Anna Kędzierska.

[Ania] I Maciek Cichocki. Razem Opowiedz.to.

[Maciek] Zapraszamy też na nasz podcast. Pokazujemy się co środę. Można nas polubić, posubskrybować, skomentować, albo nawet skrytykować, bo w sumie kto bogatemu zabroni? Na dowolnych mediach podcastowych albo społecznościowych. No i zapraszamy na naszą stronę Opowiedz.to/podcast. A jeśli macie pytania, skargi, zażalenia do nas albo do Mileny i nie macie śmiałości zapytać bezpośrednio Milenę – chętnie będziemy przekaźnikami informacji. Przypominam adres: podcast@opowiedz.to

(dżingiel)

[Ania] A my mamy też taki zwyczaj, o którym Cię nie uprzedziłam, że robimy taką króciusieńką rozmowę po napisach końcowych. Wiesz, dla tych, którzy wytrwali do końca i mogą usłyszeć jakieś takie smaczki, które są nagrodą za cierpliwość.

[Milena] A, jak w filmach, takie sc…

[Maciek] Coś takiego, tak. Niekoniecznie muszą to być wpadki. Ania czasami żart opowie. To jest ciekawe doświadczenie.

[Milena] Ja mam teraz opowiedzieć żart?

[Ania] A możesz?

[Maciek] Żart, anegdotę. Jakbyś coś tak wiesz, z takiego co gdzieś w Twoim zawodzie się wydarzyło i jest takim smaczkiem, który na co dzień nie dociera do szeroko rozumianej widowni.

[Milena] To teraz przypomina mi się à propos naszej rozmowy, jak ja stałam w kulisach przed swoją pierwszą, pierwszą premierą w teatrze. Kiedy jeszcze na studiach weszłam na dużą scenę i w tych kulisach byłam tak okropnie zestresowana i tak strasznie nie chciałam tam być, strasznie chciałam uciec. I tak trzęsąc się, spojrzałam na starszego aktora, który razem ze mną miał wyjść na tę scenę. I pytam się go: „Boże, kiedy to mija?” Mając na myśli ten stres. A on się tak na mnie patrzy i mówi: „Z wiekiem jest tylko gorzej.”. No i z tą nauką weszłam w ten zawód. I faktycznie wcale nie jest lepiej.

[Ania] A co byś robiła innego, gdybyś nie była aktorką?

[Milena] Zostałabym bibliot…

[Ania] I bibliotekarką.

[Milena] Oh, właśnie bibliotekarką bym została. Czytałabym sobie książki. Czasami bym wypożyczała ludziom te książki, ale pewnie niechętnie, bo raczej wolałabym mieć je wszystkie przy sobie.

[Ania] I pewnie, gdybyś pracowała w szkole, prowadziłabyś przy okazji kółko aktorskie dla dzieci.

[Milena] Oh, koniecznie. Aczkolwiek naprawdę uwielbiam swój zawód. I nie żałuję, że go wybrałam. Bo mimo tego, że – tak, jak opowiadam w swoim podcaście – różnie to bywa, to mimo wszystko taki bilans końcowy, pod koniec dnia się zgadza. Ania, a Ty jeszcze ten żart?

[Ania] Ja żart? Nie, ja to takie czerstwe żarty. Cholera, żart.

[Milena] Nie no, dobra. To zróbmy tak, że po prostu po czerstwy żart to do mojego podcastu. To była taka reklama jeszcze na koniec wciśnięta.

[Maciek] I po czerstwe i nie po czerstwe, ale jak najbardziej tak. Podpisujemy się i zapraszamy.

[Ania] Dzięki piękne. Bądź szczęśliwa jako aktorka. Gdybyś w którymś momencie postanowiła zostać bibliotekarką, w dodatku prowincjonalną, to niechaj tak będzie. Niech Ci kosmos sprzyja.

[Milena] Dziękuję bardzo. I dziękuję za rozmowę.

[Ania] Dzięki piękne.

[Maciek] My też dzięki bardzo. Na razie. Cześć.

Pokaż więcej

Jak słuchać naszego podcastu:

Możesz nas słuchać praktycznie wszędzie. Siedząc przed komputerem, jak również będąc w ruchu, za pośrednictwem Twojego telefonu. Mówiąc krótko kiedy chcesz i tak jak lubisz.

Recenzuj nasz podcast

Kiedyś w sklepach na konopnym sznurku wisiał brulion, z którego okładki wielkimi literami krzyczał tytuł książka skarg i zażaleń.
Teraz mamy recenzje. Niekoniecznie tylko ze skargami. Jeśli masz jakieś przemyślenia, wnioski albo rekomendacje dla innych słuchaczy napisz nam recenzję. Będziemy wdzięczni i zmotywowani do dalszej pracy.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *