fbpx

#028 | 11 technik angażowania publiczności

26 stycznia 2021

Zdarzyło ci się kiedyś mówić do ludzi, którzy grzebią w  telefonach, szepczą między sobą albo z ogromną fascynacją analizują konstrukcję sufitu?

Nam tak. Dlatego wiemy, jak ważne jest skupianie uwagi audytorium. W tym odcinku dzielimy się 11 technikami angażowania publiczności, z których sami korzystamy.

Mówimy o emocjach, cytatach, celu i wzroście Napoleona. Uczymy się od Pani Szymborskiej i nawiązujemy do wymiany opon w traktorze. Idziemy szeroko i odważnie. Dajemy sobie lekko po łapach. Śmiejemy się z siebie, do siebie i do Ciebie.

Do odcinka dołączamy ściągawkę – notatkę graficzną z wymienionymi technikami.

Masz swój, sprawdzamy sposób angażowania publiczności?
Podziel się nim z nami. Napisz na: podcast@opowiedz.to
Będziemy dozgonnie wdzięczni

Zapraszamy do słuchania i komentowania
Ania i Maciek

Posłuchaj

Odcinek w pigułce

11 technik angażowania publiczności – ściągawka graficzna [PDF]

Obietnice z odcinka

Powiązane podcasty:
#002 | Czego uczą nas Pornhub, Fakty TVN i Walmart | O celu, agendzie i  kontrakcie. I nie tylko
Od Laika do Stoika – Andrzej Bernardyn | Bo Ania o nim wspominała

Polecana lektura:
„Prezentacja publiczna” – Marek Stączek

Odcinek do poczytania

[Ania] Oto podcast Opowiedz.to.

[Maciek] Odcinek 28, w którym konkretnie powiemy o 11 technikach angażowania publiczności. Temat będzie bardzo ważny, ponieważ nagrywamy bladym świtem, szarość za oknem. Sen jeszcze prawie skleja nasze powieki, w związku z czym angażowanie siebie nawzajem będzie dla nas też równie ważnym wyzwaniem jak to, że chcemy o angażowaniu publiczności opowiedzieć. No a fakt, że warto ludzi angażować, a nie mówić do grupy śpiącej, albo do grupy muminków. Dlaczego muminków to pewnie Ania wyjaśni w pewnym momencie. Wydaje się na tyle oczywiste, że zamiast Was zachęcać do słuchania, przejdziemy do merytoryki. Ale najpierw jeszcze jedna prośba. Bardzo nam zależy, żeby nasz podcast docierał do szerokiego grona odbiorców. W związku z czym, jeżeli uznacie, że temat angażowania publiczności na duże, małej scenie albo w pokoju konferencyjnym, albo po prostu w zaciszu domowym. Dla kogoś może być ważny, pożyteczny, przydatny, to prośba – polećcie mu ten odcinek. Wyślijcie. Niech to sobie idzie w świat. A teraz do 11 technik angażowania publiczności. W tradycyjnym składzie, czyli…

[Ania]  A-Anna Kędzierska.

[Maciek] Ma-Maciek Cichocki. Razem O-o-o-Opowiedz.to.

[Ania] Myślisz, że techniki jąkania mogą być a-angażujące?

[Maciek] No pozostawmy ten zacięty wstęp o-ocenie słuchaczy, może jakiś wniosek z tego wyciągną. Ale myślę, że może nie do techniki jąkania, ale do błędów podejrzewam, że dojdziemy. Albo nie podejrzewam – wiem, bo widzę rozpiskę dzisiejszego odcinka. Także tak nie będę tutaj aż tak przesadzał. Ale Aniu oddaję Ci głos, żebyś rozpoczęła. Jak zaangażować publiczność?

[Ania] No tak, bo zanim o pomyłkach, to najpierw jakiś dobry wstęp by się przydał, angażujący. I to jest np. taki, jaki Ty robisz Maciek zawsze na początku naszego podcastu, zapowiadając co takiego się wydarzy. Bo to, czego my potrzebujemy jako słuchacze… Z resztą wspominaliśmy o tym w jednym z naszych pierwszych odcinków, w którego tytule pojawił się Pornhub, TVN i Walmart. Że to, co jest istotne tj. zbudowanie poczucia bezpieczeństwa i takiego przekonania, że ludzie wiedzą, co tutaj się wydarzy. Wiedzą w takim znaczeniu, że pokazujemy pewne ograniczenia czasowo-przestrzenne i zapowiadamy to menu, z którego będą mogli nakarmić swoje merytoryczne apetyty. Więc ta pierwsza technika angażowania publiczności to – mówiąc krótko – zakontraktowanie się na to, co się tutaj wydarzy i pokazanie też agendy czyli no tego wszystkiego, co się wiąże z takim planem. Kiedy i w jakim czasie? I czego się tutaj można spodziewać?

[Maciek] To ja pozwolę sobie dopełnić to, co mówisz, bo rzeczywiście w tym kontraktowaniu ważne jest określenie celu. Bo jak byśmy spojrzeli po prostu na historię, filmy, książki, to my się zaczynamy – my jako gatunek – zaczynamy się angażować w jakąś historię w momencie, kiedy my poznajemy cel bohatera. Dopóki on tego celu nie ma, on jest po prostu kimś. Natomiast jak on ma cel, to my zaczynamy mu kibicować, żeby ten cel zrealizował, no albo po cichu liczyć, żeby mu się nie udało, jeżeli to jest antybohater. Natomiast wsiąkamy w historię. Dlatego tak ważne na początku jest powiedzenie, jaki będzie cel tej prezentacji, określenie agendy. Ty Aniu rysujesz. Na wystąpieniach, na naszych warsztatach rysujesz tą agendę, więc wykorzystujesz swoją super-moc, żeby to jeszcze wyglądało. A ja trafiłem – słuchaj – przygotowując się do tego odcinka na wypowiedź – i teraz znowu będzie fragment czytany w naszym podcaście – na wypowiedź Pani Wisławy Szymborskiej. I to jest początek jej noblowskiego odczytu. Brzmiał on tak – na pewno nie będę w stanie takiej interpretacji zrobić, jak Pani Wisława robiła, ale…

[Ania]  A poczekaj, to ja tylko sprawdzę. Czy chcesz powiedzieć, że Pani Wisława Szymborska na początku swojej mowy noblowskiej przedstawiła agendę i zakontraktowała się z publicznością?

[Maciek] Taak, ale… Znaczy ewidentnie bym to włożył do worka pod tym tytułem, który nazywasz, czyli naszej pierwszej techniki. No jednocześnie zrobiła to z takim polotem właściwym noblistce poetce. Dlatego chcę do tego nawiązać, ponieważ mnie bardzo urzekło. Podobno w przemówieniu pierwsze zdanie jest zawsze najtrudniejsze. A więc mam je już za sobą. Ale czuję, że i następne zdanie będzie trudne, trzecie, szóste, dziesiąte, aż do ostatniego, ponieważ mam mówić o poezji. Na ten temat wypowiadałam się rzadko. Prawie wcale. I zawsze towarzyszyło mi przekonanie, że nie robię tego najlepiej. Dlatego mój odczyt nie będzie zbyt długi, bo niedoskonałość lżejsza jest do zniesienie, jeśli podaje się ją w małych dawkach.

[Ania] Hmm… Pięknie zadbane o ten czas, który jest taką najdroższą walutą, jaką płacą nam nasi słuchacze. No dla wszystkich tych, którzy nie mają takiego polotu jak Pani Wisława Szymborska. Czyli dla takich jak ja. To ja się podzielę taką moją techniką, którą ja stosuję. Często zdarza mi się prowadzić webinary np. dla środowiska medycznego, gdzie mają się ludzie uczyć np. komunikacji. I to, co jest za każdym razem wyzwaniem, no to zaangażowanie na wstępnie. Więc zdarza mi się używać takiego porównania, takiej metafory, że zapraszam Państwa w 45-minotową podróż, na której będą 3 stacje, a na nich, na peronach czeka na nas wiedza pt. A, B, C. Więc jak ktoś – no mówię – nie Wisława Szymborska, tylko bardziej taka drętwa Kędzierska, no to można skorzystać z takiej podpowiedzi, ale ta najdroższa waluta niechaj zostanie w Waszych głowach. I ta podpowiedź, że ta agenda, dbanie o czas i poczucie bezpieczeństwa naszych słuchaczy jest istotne i pozwala im nie uciec – przynajmniej na początku.

[Maciek] Mam prośbę Aniu. Ustalmy sobie słowo klucz. Rzuć tak w ramach improwizacji pierwsze słowo, które Ci teraz przychodzi do głowy.

[Ania]  Ekran.

[Maciek] Dobrze. I to słowo klucz. Ono ma mi przypomnieć o czymś, co mam potrzebę powiedzieć, ale jak dojdziemy do jednej z dalszych technik, a mianowicie dystansie do siebie. Więc jak dojdziemy do dystansu do siebie, ja bym zapomniał, to Ty „ekran”, a ja wtedy odpalam, to co teraz mi się wygenerowało.

[Ania]  Rozumiem, że chcesz, żebym była bardzo zaangażowana. No niech będzie.

[Maciek] Dobra, czyli pierwsza rzecz, jeśli chodzi o angażowanie publiczności tj. kontrakt i agenda – zrobione w dowolnej formie. Podajemy te dwa przykłady. Ania mówi o drodze i podróży. Ja pozwoliłem sobie zacytować Panią Wisławę z tego względu, że to nie musi być takie kanciaste, chropowate. Czyli zaczynamy tu, kończymy ty, będę mówił o. Fajnie to ubrać w coś, ale ważne jest, żeby przemycić informacje mniej-więcej o czasie. Może być dosłownie 45 minut. Może być, że nie będzie długo. I określić cel. Tutaj, w przypadku Pani Wisławy – bo będę mówiła o poezji. No i to w zasadzie płynnie nas prowadzi do drugiej techniki angażowania publiczności, którą niniejszym wykorzystałem niecnie na Was Drodzy Słuchacze, a mianowicie: używanie cytatów. Cytaty dają takie poczucie lekkości wypowiedzi. Mogą sprawiać takie wrażenie, że ten kto do nas mówi jest taki „ś, ę”, oczytany i w ogóle on jest bardziej. No bo wie, pamięta. Nie wiedziałem, nie pamiętałem, czytałem. To tak swoje „ą, ę” od razu odczaruję.

[Ania] Ale przygotowałeś się. To tez daje takie… Uruchamia w nas zasadę wzajemności, prawda? Prelegent się przygotował, coś daje mi od siebie, no to ja mu oddam swoje zaangażowanie i swój czas, przynajmniej na chwilę. Sprawdzę, co się wydarzy.

[Maciek] Tak jest. Reguła wzajemności – tak, jak mówisz. No i jeszcze jest jedna rzecz, która jest wytłumaczeniem, dlaczego chociażby Robert Lewandowski musi mieć zawsze ten sam zegarek na nadgarstku, a ponieważ my lubimy autorytety, to automatycznie jeżeli oni używają jakiegoś sprzętu, no to my jesteśmy skłonni ten sprzęt kupić. Tak to działa w marketingu. A to oznacza, że jeżeli ja jako mówca odwołuję się do jakiegoś autorytetu cytując jego słowa, no to też trochę ten efekt autorytetu działa. I moja ranga, powiedzmy idzie w górę, koncentracja rośnie. Waga tego, co mówię staje się większa, ważniejsza. To druga rzecz, czyli cytaty.

[Ania] No i Ty Maciek zajawiłeś trzecią technikę, która wiąże się z pokazywaniem, prezentowaniem celu naszego wystąpienia. Bo te cele na samym początku są dwa. Jeden to jest cel mówcy. Czyli tak, jak Pani Wisławy Szymborskiej: będę mówiła o poezji. No ale jest też cel słuchaczy. I to, co możemy zrobić, to dać im taką przestrzeń do tego, żeby zapaliła im się w głowie taka lampka: Hmm, kurde, tu się będą działy ciekawe dla mnie rzeczy. Nooo, to warto posłuchać, bo zdaje się, że mogę tutaj się tą merytoryką najeść. I pierwszą z tych technik, którą ja bardzo lubię tj. zadanie pytania, które angażuje ludzi czasami nawet ruchowo, bo można ich zachęcić do podniesienia ręki, ale też pokazuje im, że oto my przychodzimy z atrakcyjnym dla nich towarem. I teraz wyobraź sobie np. że prowadzisz szkolenie z komunikacji wizualnej jako narzędzia w komunikacji wewnętrznej. I masz przed sobą, no np. zespół HR-owy, który za taką komunikację odpowiada. I teraz to, co można zrobić, to zadać im np. takie pytanie: Czy zdarzyło Wam się dostać firmowy newsletter i po pierwszym rzucie oka na tą ścianę tekstu usunąć maila bez czytania? I jest spore prawdopodobieństwo, że ludzie, którzy pracują w świecie korporacyjnym powiedzą: No tak, to jest moja sytuacja. To znam z doświadczenia. Rzeczywiście ja się identyfikuję z tą przygodą, która tutaj się wydarza, o której ta Kędzierska opowiada. I jeśli oni nam wewnętrznie, albo nawet czasami zewnętrznie powiedzą: Tak, tak, to ja. To ja. Ja tak mam. No oczywiście, że tak. To pojawia nam się piękna przestrzeń do tego, żeby powiedzieć: No właśnie, a ja Wam chcę dzisiaj pokazać, opowiedzieć o czymś, co spowoduje, że nie chce się tego maila usuwać, tylko mamy taką ochotę, wręcz nieodpartą potrzebę zagłębienia się w tą treść, która tym mailem w newsletterze przyszła.

[Maciek] Ja milczę. Milczę ze względu na to, że jestem pod wrażeniem. Pod wrażeniem zarówno techniki, ale też pod wrażeniem… No, to teraz będzie odrobina – mówiąc po staropolski – backstag’a. Dla tych, którzy interesują się, jak to zrobić. Słuchajcie, przed oczami na ekranie mam skrypt napisany w punktach, żebyśmy te techniki wymienili. No i tam powiedzmy po jedno, dwa zdania takiego przypomnienia, co w danej technice chcemy powiedzieć. No i patrzę czarno na białym, jak wół, wół, wół, wół – takie zwierzę – mam napisane: A propos tego pytania, co Ania powiedziała, wyobraźcie sobie szkolenie, siedzicie, ale dalej idzie tak… Temat wystąpienia nie jest o komunikacji wewnętrznej, tylko – uwaga, uwaga – wymiana opon w traktorze. No i przykład pytania angażującego: Kto z Was złapał gumę w traktorze i to w miejscu, gdzie akurat nie ma zakładu wulkanizacyjnego, zasięgu ani gospodarstwa i gdzie można by było poprosić o pomoc? Nikt? A mnie się to przytrafiło. I to jest absolutnie ten sam przykład, natomiast ja zbaraniałem, jak nagle z opon traktorowych i wulkanizacji zrobił nam się nagle przykład HR-owy. No ale tutaj chylę czoła za płynność.

[Ania] La donna e mobile.

[Maciek] Rozumiem. A to, co napisane wykorzystuję z tego względu, że no mamy drugi przykład. Nie wiem, w jakim obszarze będziecie chcieli z tej techniki skorzystać. Zobaczcie, że jest uniwersalna. No, no to tak jeszcze tłumacząc moje zbaranienie… Jakoś tak dzisiaj zwierzęco zbaraniałem, mam jak wół napisane. Dobra, ale w każdym razie, podsumowując – do tego słowa też dojdziemy gdzieś dalej – pytanie, które uczyni temat dla odbiorcy ważnym. I to pytanie może być takie, że chcemy rzeczywiście odpowiedzi. Aniu podałaś przykład: podnieście rękę. Ja proponuję z tym podnoszeniem rąk używać, jeżeli macie wystąpienie w godzinach przedpołudniowych, popołudniu nie zachęcałbym już ludzi do podnoszenia rąk, bo tam mogą być już jeziora pod pachami. To krępuje wszystkich, więc nie zawsze warto iść w tę stronę. Albo może być to po prostu kwestia tego, żeby sobie sami w głowie odpowiedzieli, ale budujemy ciekawość. To mamy trzecią, ale trzecia ma jeszcze podpunkt wizualny. I to oddam znowu oddam Tobie Aniu pałeczkę, bo to Twój obszar.

[Ania] Zdębiałam. Teraz, poczekaj… W rośliny idziemy teraz, bo ja zdębiałam. Wiesz co? To to, co na powierzchni mojej świadomości pływa, to jest taka technika związana z budowaniem zaangażowania, pokazywaniem celu, ale przekładaniem tego celu z zawodowego na cel osobisty. Ja mam to szczęście, że jeżeli uczymy ludzi różnych rzeczy, to są to tematy, które przydają się nie tylko w pracy zawodowej, ale także w takich kwestiach relacyjnych i osobistych. Więc to, do czego ja zachęcam tj. poszukanie i podpowiedzenie ludziom, jak oni na posłuchaniu nas przez ten najbliższy czas mogą skorzystać nie jako pracownicy, eksperci w jakiejś dziedzinie, tylko po prostu jako ludzie. Czyli żeby przejść z tej zewnętrznej motywacji do słuchania – takiej zawodowej – na taką osobistą tożsamość. Na taką motywację wewnętrzną, czyli ja człowiek rzeczywiście chcę. Nie ja menager, nie ja HR-owiec, magazynier, traktorzysta, tylko ja jako człowiek. No bo my najpierw jesteśmy ludźmi, a potem uruchamiamy się w tych tożsamościach takich zawodowo-społecznych.

[Maciek] A czy ja dobrze rozumiem, że to jest taka sytuacja, kiedy można powiedzieć, że to, o czym będę mówił przyda Wam się na pewno zawodowo. Mam takie przekonanie, że zawodowo, ale też coś mi mówi, że w obszarach pozazawodowych albo no w przyszłości, – gdzie ścieżka kariery może Was zaprowadzić w różne miejsca – to, o czym mówię może być przydatne, pomocne, itd. Czyli takie trochę poszerzenie kontekstu i pokazanie, że dodanie więcej marchewek jednemu osłu. Nieładnie zabrzmiało, ale jak zwierzęco, roślinnie, to staram się trzymać tutaj jedną linię naszej narracji.

[Ania] Zdecydowanie tak. I tutaj nam się otwiera piękna przestrzeń do tego w czym Ty Maciek jesteś specjalistą. Bo nic tak nie przekona słuchacza, jak osobista opowieść. Czyli pokazanie, jak np. to, o czym dzisiaj będziemy opowiadać my sami wykorzystujemy w życiu zawodowym, ale także osobistym – jeżeli to osobiste zaangażowanie chcemy tutaj budzić.

[Maciek] No ja nie jestem obiektywny, bo jestem miłośnikiem historii, a zwłaszcza historii autentycznych. Dwa przykłady, żeby tutaj nie rozwodzić się, bo nie chodzi o teoretyzowanie, tylko o podanie konkretu. Dwa przykłady, jak historia osobista może wzbudzać zainteresowanie, przykuwać uwagę i czemu warto? Pierwszy przykład wynikający z badań, wyobraźcie sobie taki eksperyment, gdzie przed grupą ludzi staje ich lider i im coś mówi. I druga grupa, w tej samej – nazwijmy to – organizacji, która siedzi sobie w pomieszczeniu. Pomieszczenie ma drzwi. Drzwi są lekko uchylone. I za tymi uchylonymi drzwiami odbywa się korytarzowa rozmowa ich lidera z kimś. Treść jest identyczna z tym, co lider innej grupie komunikował. Czyli dwie grupy dostają ten sam przekaz, tylko jedna ma go wygłoszony wprost, a druga dowiaduje się o nim w pewien sposób kontekstowo. Trochę z plotki, trochę z podsłuchania. A potem było testowane, jak ludzie, którzy wchodzą w skład obu grup, jaki mają poziom wiary w to, co usłyszeli. Jak bardzo wierzą, jak bardzo zapamiętali. No i okazało się, ze zdecydowanie bardziej wiarygodne dla ludzi jest to, co usłyszeli z podsłuchania, niby przez przypadek, tego co się działo za drzwiami. I to jest pewien odpowiednik właśnie takiej autentycznej historii. Nie takiego kazania eks-katedra, nie takiej mowy wyćwiczonej na argumenty, tylko powiedzenia, że coś mi się przydarzyło. I tu Aniu pamiętam, jak rozmawialiśmy o tym. Ty masz taki poszerzający a propos poprzedniego punktu, dlaczego warto stosować własną historię z obszaru wychowywania dzieci.

[Ania] Yhyy, z psychologii wychowawczej, tak. To, o czym opowiadasz daje się też zastosować – jeśli słuchają nas rodzice, to od razu mają taki dodatkowy element edukacyjny pt. technika angażowania dzieci i motywowanie ich do działania. Na dzieci dużo silnej, pochwalnie – że tak powiem – działają komunikaty właśnie takie zasłyszane. Kiedy np. mama mówi babci, albo rozmawia z tatą, albo z kimś przez telefon i dziecko słyszy: A wiesz, dzisiaj widziałam Zuzię, która z takim zaangażowaniem sprzątała swój pokój i tak zadbała o to, żeby wszystko było tak doskonale zrobione. Czyli, jak dziecko podsłucha, że się o nim mówi dobrze, to rośnie w super-moce i przekonanie o własnej wartości szybciej i mocniej niż wtedy, kiedy usłyszy taki komunikat wprost.

[Maciek] OK, ja powiedziałem o dwóch przykładach, więc dopełnię jeszcze drugi. Pierwszy wynika z badań i tutaj Aniu poszerzyłaś o wychowanie maluchów – i super. A ja odwołam się jeszcze do naszych doświadczeń. Sytuacja, kiedy przygotowywaliśmy menagera jednego z banków do tego, żeby opowiedział swoim ludziom o zmianie, która się szykuje w ich organizacji. Zmiana dotyczyła wdrażania Agile – no w tej chwili dość nośny temat. No i kluczowym elementem, który wyszedł w różnych badaniach itd., że to, co warto warto w tej organizacji w najbliższym czasie poprawić, gdzie jest ten punkt przełożenia dźwigni z fizyki, czyli jak tu przyłożymy, to stosunkowo niewielką siłą dokonamy…

[Ania] Siłą i godnością osobistą.

[Maciek]…godnościom osobistom, tak – dokonamy dużej zmiany. No to aspekt związany ze współpracą. I zamiast zapraszać go do tego, żeby ładnymi słowami opowiedział o tym Agile’u, pogadaliśmy z nim, żeby poznać jego pasje. Okazało się, że jego pasją jest tenis. I jak trochę pogadaliśmy, to sam nam podał przykład, jak to pojechał nieprzygotowany – znaczy przepraszam – jak to pojechał dobrze przygotowany na pewien towarzyski turniej. Na tyle dobrze przygotowany, że miał nadzieję na – powiedzmy – pierwszą trójkę. No a okazało się, że owszem – miał pierwszą trójkę, no ale od końca. Ale ponieważ turniej potoczył się szybciej, bo wiele osób dostawało baty do zera i zostało trochę przestrzeni czasowej, no do stwierdzili, że zgrają w debla. No i połączyli debla na zasadzie, że pierwszych dwóch z ostatnimi dwoma. Tylko różnica polegała na tym, że tych ostatnich dwóch grywało już wcześniej w debla, a pierwszych dwóch – nigdy. I dwóch najlepszych solistów musiało przełknąć gorycz porażki, bo tych dwóch słabeuszy, którzy byli zgrani, roznieśli ich po korcie. I tą historią poważny pan prezes na poważnym wystąpieniu rozpoczął swoje wystąpienie i efekt – a wiemy to, no bo w tym projekcie uczestniczyliśmy dłużej – był przykucia uwagi, kupienia słuchaczy na to, żeby dowiedzieli się, co dalej. I nie wiem czy paradoks, czy nie paradoks – dane i liczby uleciały po pewnym czasie, ale to, że szef opowiadał o tenisie i jeszcze na prezentacji pokazywał swoje zdjęcia z turnieju. Więc to przesłanie współpracy na bazie tej metafory zostało z ludźmi. Czyli czwarta, bo to już czwarta – ja tutaj staram się katalogować, sprzątać – technika, z 11 obiecanych. Piąta…

[Ania] Piąta Maćku.

[Maciek] Dobrze, że miałem tą dłoń, pokazała się, szybko Twoje palce policzyłem. Piąta to osobista opowieść, do której zachęcamy, bo świetnie przykuwa uwagę i angażuje publiczność.

[Ania] Yhy, bo w każdym z nas tkwi podglądacz. Lubimy być wielkim bratem i mieć tam takie baczenie, co tam u innych w życiu się wydarza, jakkolwiek by to nie brzmiało prymitywnie. Ale jest w nas taka ciekawość, więc czemuż z niej nie korzystać?

[Maciek] No tak. Można ją nakarmić w ten sposób – jak najbardziej. Dobra, szóstka, bo czas leci, a przed nami właśnie ta technika, która jest w połowie.

[Ania] To znowu do poezji Maciek. I ja myślę, że to jest zdecydowanie punkt dla Ciebie. Ty o Pani Wisławie, więc czyń honory domu, bo teraz znowu będzie o takim…

[Maciek] Wielki, mały człowiek.

[Ania] …ważeniu słów, yhy.

[Maciek] Teraz będzie wielki, mały człowiek. A mianowicie Napoleon. No i podobno sytuacja, która miała miejsce – podobno, no bo nie stałem obok, więc nie wiem, za rękę nie złapałem. Napoleon, który sięgał na wysoką, prawdopodobnie dębową, trzydrzwiową szafę, żeby zdjąć z niej mapy. Pewnie chciał przygotować jakiś kolejny błyskotliwy manewr taktyczny, ale ponieważ człowiekiem wysokiego wzrostu nie był, no to się męczył, nie był w stanie dosięgnąć do tych map. Zobaczył to jeden z oficerów, no i usłużnie zaproponował swoją pomoc słowami: Generale, pozwól, że pomogę, jestem większy. Na co Napoleon spojrzał na niego, utrzymał spojrzenie i powiedział: Wyższy, nie większy. Gra słów – bardzo zapamiętujemy i bardzo przyciągają naszą uwagę wszelkiej maści rymowanki, gry słów. I jesteśmy na nie w jakiś sposób zaprogramowani. Pobudzają naszą koncentrację, uwagę, o tym mówimy, dlatego warto ich słuchać. Tutaj było to wyższy, nie większy, które w odniesieniu do Napoleona jest dość oczywiste. Ale można tego szukać w przeróżnych obszarach, do czego bardzo serdecznie zachęcamy, bo to są też takie konstrukcje słowne, które potem przyklejają się i zostają. I z jednej strony może się wydawać, że ja nie chcę, żeby on zapamiętał z mojego wystąpienia tylko jedną konstrukcję słowną, ale ja osobiście ją traktuję, jako taki trigger, taki wyzwalacz. Że jak odpali mu się ta jedna konstrukcja słowna, która mu się przykleiła to jest duża szansa, że za nią pójdą skojarzenia z reszty wystąpienia. Czyli wartość podwójna. Angażujemy, ale tworzymy takie kotwice, które ułatwiają przypomnienie sobie treści, która otaczała tą gierkę słowną.

[Ania]  Yhy, no to akronimy tutaj też się pięknie wpisują. Natomiast jak mówisz o rymowankach, to przypomniał mi się podcast, który serdecznie polecam Andrzeja Bernardyna: Od laika do stoika. I Andrzej w ramach ułatwiania ludziom praktykowania stoicyzmu tworzy takie dwuwierszowe właśnie rymowanki. To nie jest majstersztyk poetycki, jednocześnie rzeczywiście czeka się na ten moment, to przykuwa uwagę, ale też zapada w pamięć i później dzięki temu rytmowi, który jest w rymowankach łatwiej jest to odtworzyć, więc jak najbardziej tak.

[Maciek] Nie pamiętam, gdzie to słyszałem, ale to było takie zdanie mniej-więcej właśnie, że nawet najgorszy wiersz jest lepiej zapamiętywany niż najlepsza proza. Coś w tych takich rymach… To tak, jak… No dobra, powiem to. Nie wiem, jakiej muzyki słuchacie. Ja wiem jakiej ja nie słucham, ale czasami jak na nią trafię, nie powiem, że w radiu, bo takiego radia nie słucham, w którym jest muzyka. Ale sąsiedzi za oknem słuchają. Przychodzi lato, otwarte balkony. Jak nagle polecą te majteczki w kropeczki, albo inne. Czar polskiego słowotworu dyskotekowego, to choćbym nie wiem co robił, bił metaforycznie i fizycznie głową w mur, to i tak przez parę minut te majteczki w kropeczki krążą po szarej masie mojego umysłu. Ale to jest właśnie to: prosty, prymitywny rym, ale on kurde niestety wpada w ucho. W tym przypadku niestety. No ale my go proponujemy przekuć na atut i wykorzystać w celu angażowania publiczności.

[Ania] Maciek, a może to, o czym opowiadasz i te majteczki w kropeczki to się wiążę z siódmą techniką angażowania publiczności, czyli z dostarczaniem umysłowi paradoksów. Czegoś, co się w głowie nie mieści. Że my wiesz – stajemy jak wryci, wytrzeszczamy oczy i mówimy: Ale jak to? Serio? Niemożliwe.

[Maciek] Nie mam odwagi, żeby łączyć temat paradoksu z majteczkami w kropeczki – przyznaję się bez bicia.

[Ania] A może chociaż Ruda tańczy jak szalona. No ja nie wiem.

[Maciek] Ale pójdę w stronę paradoksu, bo rzeczywiście jest coś takiego. Ja pamiętam jeszcze z dawnych czasów, kiedy u Marka Rożalskiego dotykałem trochę tematu NLP. Już odważnie to powiedziałem, chociaż przez wielu to NLP jest odsądzane od czci i wiary. Narzędzie, jak każde inne. Pytanie, ja się je zastosuje. Ale tam właśnie było powiedziane, że w dobrej narracji, w dobrej historii czasami warto wyprowadzić umysł świadomy na zieloną trawkę. Czyli sprzedać mu jakąś nielogiczność, po to, żeby tak zgrzytnęło w tych kołach zębatych. Bo z jednej strony mamy coś takiego, jak fakt, że umysł uwielbia łatwość poznawczą. Dlatego my tak chętnie kupujemy poradniki, które są łopatologicznie napisane. Bo świat w poradniku jest prosty. On jest logicznie… Ktoś przemyślał treść, napisał, że jedno wynika z drugiego. I to jest ważne w kontekście sprzedawania swojej treści, czyli też wystąpień publicznych. Ale jak jest tylko łatwo, to ten umysł gdzieś zaczyna tak. Tak wiecie, gdzieś się ślizgać. Tak, no może co drugie słowo. A tu może sobie pomyślę o tym, co kupić jutro na obiad, ale niby czytam cały czas. Więc ważne są takie momenty, które powodują, że te koła zębate na chwilę no muszą się trochę przemęczyć, żeby się przetoczyć dalej. Czyli właśnie paradoksy, nielogiczności, zagadki intelektualne. Ja namiętnie używam takiego zwrotu i uwielbiam wyrazy twarzy osób, które są po drugiej stronie, jak mówię zady i walety. Nic odkrywczego tutaj nie, nie nie… Tu się zaciąłem, więc będzie fajny materiał do błędów w odcinku. Albo puścimy. Nic wielkiego. Po prostu jakaś tam jedna zamiana literek, ale uwierzcie mi, że po drugiej stronie czasami w tej… Jak to? Zaraz? Jak to…? Ahaaa… Ale koncentracja wzrosła. Więc niech to będą zady i walety, albo inne rzeczy. Paradoksy, przekręcanie słów. To też w obszarze wizualnym można bardzo ładnie wykorzystywać.

[Ania]  Zdecydowanie tak. Ja powiem Ci, że uwielbiam takie wizualne metafory. I przychodzą mi do głowy dwa przykłady. Pierwszy to jest taki, który powstał na naszym szkoleniu z digital storytelling’u, gdzie jedna z uczestniczek opowiadało o swojej nadopiekuńczej mamie i jako obraz do tej opowieści pojawiła się taka biegnąca po wodzie kaczka.

[Maciek] Taka startująca chyba, nie? Taka, co to nie bije i już prawie leci, ale jeszcze nogami odbija się od tafli wody.

[Ania] Dokładnie, no i gdyby powiedzieć: No ale jak to? Mama nadopiekuńcza i taki kaczor, kaczka. Przecież to do siebie nie pasuje. No a właśnie to wzmogło te emocjonalne odczuwanie. A drugi przykład z mojego świata. Z webinarów dla środowiska medycznego, gdzie zachęcam ludzi do tego, aby pamiętali, że jesteśmy dużo bardziej efektywni komunikacyjnie, jeżeli mówimy językiem ze świata naszych odbiorców. No i to tak brzmi: No może to prawda, może nie, ale w zasadzie czy to działa… I ja wtedy pokazuję taki obrazek – myślę, że go podlinkujemy – na którym dorośli widzą parę w miłosnym uścisku. Natomiast dzieci widzą 7 delfinów. I uczestnicy szkoleń często mówią: Ale jak to? Gdzie tu są delfiny? I potem, jak zaczynają analizować to rzeczywiście ten mózg się przekręca, przewraca i pozwala zobaczyć zupełnie obraz. No wniosek jest taki – dzieci nigdy nie widziały par w miłosnym uścisku, dlatego nie są w stanie odkodować komunikatu, który jest oczywisty dla nas dorosłych, którzy w takim uścisku byli lub przynajmniej oglądali.

[Maciek] Albo o nim marzą.

[Ania]  Też.

[Maciek] No, a druga wersja jest taka, że dorośli nigdy nie widzieli 7 delfinów, no a przy wyobraźni dziecka można je zobaczyć nawet w Wiśle lub w innym akwenie wodnym dostępnym w naszym kraju.

[Ania] Zwłaszcza, że te delfiny są w karafce. To myślę Maciek, ze tutaj absolutnie w stronę dziecięcej wyobraźni możemy popłynąć.

[Maciek] Emocje. I tu znowu Aniu zapraszam Ciebie. Ósmy punkt to jest budź emocjo. No i wiesz, teraz pobudź moje emocje.

[Ania] Hahaha, ta po prostu? O kurczę, Maciek – słuchaj ja nie wiem, gdzie Ty masz tą wrażliwość emocjonalną, na jakim poziomie. No a tak naprawdę chodzi o to, żeby rzeczywiście ludzi emocjonalnie angażować, dlatego że to już od dawien dawna wiadomo, że treści związane z emocjami są lepiej pamiętane. Ale my też jesteśmy bestiami emocjonalnymi. My najpierw czujemy, a potem dopiero myślimy. Nawet jest w ogóle w takiej kolejności. Najpierw działamy, potem interpretujemy, a potem dopiero intelektualnie nam się to włącza. Jak widzisz niedźwiedzia, to najpierw uciekasz, potem się boisz, a na koniec myślisz: O kurna, to tylko biały miś.

[Maciek] Albo potem sobie przypominasz tak, że ktoś kiedyś powiedział, że przed niedźwiedziem zawsze trzeba uciekać w dół, a nie do góry, a ja w tej panice poleciałem do góry. Ale to – tak jak mówisz – po fakcie. Najpierw są odruchy i związane z nimi emocje, albo emocje uruchamiające, a dopiero potem intelektualne ogarnięcie sytuacji.

[Ania] No emocje to jest też coś takiego, w czym my jako ludzie płyniemy. One się do nas błyskawicznie przyklejają. Jeżeli pomyślicie o jakimkolwiek filmie czy książce, o której nie można się było oderwać, no to tak są te emocje. Tak jest to zaangażowanie poprzez to współodczuwanie w bohaterem, więc tutaj mamy też ten związek ze storytellingiem. Ze skonstruowaniem samego bohatera, tak? Żeby móc się z nim zidentyfikować, żeby mu kibicować, żeby się troszczyć o niego. Ale te emocje, o których opowiadam, to nie zawsze muszą być emocje, które są przyjemne. Angażują też te, które nam zgrzytają. Czyli pokazanie, że oto czai się niebezpieczeństwo, że oto tutaj jest jakieś zagrożenie i należy się zaangażować w pewne działania, bo w przeciwnym wypadku zmierzamy nieuchronnie w stronę przepaści. No i my to możemy robić oczywiście słowami, możemy to robić obrazem. Tutaj myślę, że doskonałe efekty daje praca albo z PowerPointem i ze zdjęciami, które niosą też przekaz emocjonalny dużo silniej niż słowa na slajdzie. Albo z flipchartem, bądź też z jakimikolwiek innymi rysunkami, chociażby rozwieszonymi na ścianach. Narzędziem jest też nasza intonacja głosu. Bo my przyspieszając jesteśmy w stanie opowiedzieć o czymś, co jest dużo bardziej energetyzujące i takie ciekawe i wznoszące nas na wyżyny. A jednocześnie spowalniając, zapraszamy ludzi do tego, żeby oni zanurkowali w jakąś refleksję. Żeby oto otworzyła się przestrzeń do zadawania sobie pytań, szukania odpowiedzi. No i kolejna rzecz, którą ja bardzo lubię to jest praca ciszą. To jest to, czego mówcy często się boją. A ja mam przekonanie, że nic tak nie robi dobrze zaangażowaniu, jak zaplanowana pauza. Czyli taka, kiedy gadamy, gadamy, gadamy, użo się dzieje… I nagle… Jest cisza. I nie wiadomo czy się mikrofon zepsuł, czy prelegent zemdlał? To angażuje. Ty Maciek taką ciszę wizualną też potrafisz wywołać. Masz taki taki piękny przykład z konferencji, gdzie wprowadziłeś w osłupienie nie tylko publiczność, ale także osoby odpowiedzialne za kwestie techniczne.

[Maciek] Aaa… Boże, teraz…

[Ania] Są emocje? Patrz, chciałeś obudzić we mnie emocje, widzisz?

[Maciek] Są, a absolutnie prosił się i dostał. Dopełniając, nie wiem, czy już kiedyś o tym nie wspominaliśmy, ale rzeczywiście szukałem takiej metody, czemu to jeszcze przed nami w tych paru, które zostały do jedenastki, żeby przykuć uwagę, zdając sobie sprawę ze zmęczenia odbiorców. I wpadłem na pomysł, że jeżeli chcę zilustrować coś, co powinno działać, a niestety nie działa, powinni robić, a nie robią, no to użyłem słynnego ekranu windowsowego. Tylko zapomniałem Panu technicznemu powiedzieć, że on będzie w tej sytuacji. No i o ile on przykuł uwagę odbiorców. Bo jak to zwykle żartobliwie mawiam, nic tak nie cieszy, jak nieszczęście bliźniego. Czyli coś się wysypało prelegentowi – jest fajnie. No to o tyle ten biedny chłop, który siedział na końcu sali wyrwał, żeby mi pomóc. A ak bardzo był zmieszany, to to podkreśla taka sytuacja, że jak dobiegł do swojego sprzętu, z którego był wyświetlany ten pokaz, to okazało się, że pracuję na making toshu, czyli nie miał szansy zobaczyć niebieskiego ekranu windowsowego, ale jednak efekt zadziałał.

[Ania]  Emocje u niego też były. I zaangażowanie.

[Maciek] Tak, tak. Przeprosiłem bardzo potem. Rzeczywiście o tym nie pomyślałem.

[Ania] Aha. No dla mnie Maciek też jesteś – jeżeli chodzi o budzenie emocji – królem wsadzania kija w mrowisko, ale w taki metaforyczny sposób. Ja uwielbiam różne Twoje opowieści i mam nadzieję, że kilka z nich w kolejnych odcinkach się pojawi. Kiedy Ty usypiasz czujność słuchaczy. Wprowadzasz ich w taki bajkowy nastrój. Z resztą to samo robisz w swoim podcaście Po cichu. Tak osadzasz ludzi w swoim mruczącym, niskim, wysyconym piachem głosem. Kiedy tak szemrzesz. I nagle pierdut! I po prostu wywrotka przez kierownicę. To może Ty o tej technice opowiesz i wtedy, w tym locie – wiesz – nie sposób jest zaprzeczyć, że coś nowego się zaczyna i że jest się zaangażowanym.

[Maciek] Tak, tak, tak, tak, oczywiście opowiem. Trochę w tej chwili muszę poczekać, aż mi rumienieć z lica zejdzie. Ale przewrotnie powiem tak: na ten moment rzeczywiście wsadzenie kija w mrowiska, tudzież kija w szprychy – jak kto woli – żeby był lot przez kierownicę, jest warte grzechu. Tylko miałbym tu potrzebę ten temat bardziej rozebrać na czynniki pierwsze, bo mam takie głębokie przekonanie, zbudowane chociażby na swoich błędach, że nie sztuka jest narozrabiać, tylko sztuka jest narozrabiać, ale po to, żeby coś to dało później. Więc myślę, że zrobimy taki odcinek – i to już chyba nie można od niego uciekać, bo my kiedyś się wstępnie przymierzaliśmy, a teraz nam to wychodzi bardzo mocno i widzę, że Ania mnie tu bardzo sprytnie podprowadziła. Ja się dałem przez te emocje omotać, więc no działa.

[Ania] Nie ma za co.

[Maciek] Tego nie ma w skrypcie. No musicie mi uwierzyć na słowo, ale tutaj jest absolutnie improwizowane. Nagramy odcinek, gdzie po prostu pojawi się jedna z takich historii, a potem ją rozbierzemy, może nie fraza po frazie, ale akapit po akapicie, na części pierwsze, żeby pokazać czemu tak, a nie inaczej. A na ten moment zostawmy, że wsadzenie kija w mrowisko też koncentruje uwagę. I ciąg dalszy nastąpi. Żebyśmy wszystkiego w jednym odcinku nie zdradzili, bo co będziemy nagrywali później? Następny punkt jest krótki, bo brzmi on: kontakt wzrokowy.

[Ania] No i to myślę sobie, że jest nie do przecenienia. A jednocześnie czasami trudne do uzyskania. Bo wtedy, kiedy jesteśmy albo skoncentrowani na merytoryce, albo skoncentrowani na sobie samych, bo nas dopada stres, to jest wyzwaniem, żeby mówić do ludzi patrząc im w oczy, albo w najgorszym wypadku w taki punkt między brwiami, który sprawia wrażenie u odbiorców, że my im w oczy patrzymy, a my jednak czujemy się odrobinę bezpieczniej. Tym nie mniej to, do czego zachęcamy, bo to podnosi zaangażowanie, to jest danie ludziom – właśnie poprzez ten kontakt wzrokowy – przekonania, że oto my tu jesteśmy dla nich, w pełnej gotowości i w pełnym przygotowaniu. No bo na drugim krańcu tego braku kontaktu wzrokowego, no to są ekstremalne sytuacje, kiedy to mówca odwraca się do ekranu i pozwala oglądać swoje plecy, a sam czyta to, co jest na slajdach. Bądź też ogląda swoje buty. I to od razu wymusza taką pozycję splątanych z przodu dłoni, opuszczonych ramion, opuszczonej głowy i daje takie wrażenie, że oto stoi przede mną ktoś, kto nie jest pewny tego, co mi opowiada. A jeśli on nie jest pewny, no to po co ja mam się angażować, skoro on w tej swojej niepewności pewnie niewiele ma ciekawego dla mnie do zaoferowania. Więc ten kontakt wzrokowy jest tutaj istotny. I taka krótka piłka.

[Maciek] A skoro krótka piłka, swoją drogą kolejny zwrot taki kolokwialny. Często słyszany, więc w ramach tej zabawy słowem, przykuwający uwagę. Warto takie kolokwializmy też stosować. No to humor. Rzecz nie do przecenienia w kontekście przykuwania uwagi. Gdzieś z tyłu głowy czai mi się taka maksyma, która jest jedną z podwalin retoryki dawno temu dawno temu ogłoszonych, że powinniśmy po pierwsze uczyć, poruszać i bawić. No i rzeczywiście mamy badania, które pokazują, że komunikaty nacechowane pozytywnymi emocjami są lepiej zapamiętywane. Mało tego, ludzie w stanie takich emocji pozytywnych nawet ciężkie tematy łatwiej traktują jako wyzwania. Czyli nie problem, a wyzwanie, więc łatwiej im ruszyć do działania. Dlatego tak ważne jest utrzymanie takiego poziomu, no pewnego rodzaju rozluźnienia i żartobliwości. I tu od razu potrzebuję dodać gwiazdkę, bo bardzo łatwo przeciągnąć efekt w drugą stronę i zrobić z tego po prostu kabaret. Nie polecałbym tej drogi. Z pełną odpowiedzialnością wiem – sprawdziłem. Wpadłem w taką pułapkę i przez jakiś czas mieszkałem w tym obszarze niestety bawienia. Dlatego bardzo mocno mam potrzebę przestrzegać, bo to jest kuszące, ludzie się śmieją, jest fajnie. Tylko, że merytorycznie to nic nie daje. Więc to jest narzędzie, które warto dozować, jak syrop na kaszel. Nie za dużo, bo potrafi dać efekty uboczne. W miarę rozsądnie. I też nie nachapać się go w jednym momencie choroby dużo, a potem już nie brać. Czyli dozować ten humor podczas całego wystąpienia. I tu myślę, że dobrym przykładem są wystąpienia, chociażby dobre wystąpienia TEDx-owe, które pokazują, że ten żart jest niemalże cykliczny. Można by powiedzieć, że wystąpienie jest taktowane wybuchami śmiechu publiczności. Oczywiście wybuchy wynikają z tego, że jak jedna osoba zaśmieje się, to w tłumie śmiech jest zaraźliwy, więc łatwiej o taką kaskadę śmiechu. Ale to też jest zrobione z premedytacją, bo koncentracja zaczyna spadać w sposób naturalny. Śmiech nawet daje proces dotlenienia. Więc więcej dotlenionej krwi trafia do umysłu, więc my lepiej po prostu na poziomie takim fizycznym funkcjonujemy, dlatego warto te żarty raz na jakiś czas wrzucić. I teraz mam pełną świadomość, że to jest taki trochę pusto-słów z mojej strony, bo ktoś ma to tak zwane poczucie humoru, ktoś ma tak zwane specyficzne, które nie zawsze nadaje się na scenę, a ktoś niespecjalnie bryluje, jeśli chodzi o rzucanie żartów albo dykteryjki słowne. Myślę, że niezależnie od tego, do której grupy się zaliczasz, to jesteś w stanie pracować humorem poprzez pokazanie dystansu do siebie. Dla mnie to jest jedna z największych sił, która spowodowała, że taki mało znany program motoryzacyjny, jak Top Gear przez wiele, wiele lat sobie funkcjonował na antenie. Bo Ci Panowie – oprócz innych swoich zad i walet – między innymi też to, że mieli bardzo duży dystans do siebie. Potrafili się śmiać z siebie samych i z siebie nawzajem. Kupujemy ludzi, którzy taki dystans prezentują. Znowu wracam do Pani Wisławy Szymborskiej, która jako noblistka w dziedzinie poezji wspomniała, że ona o poezji mówić nie umie. I jeszcze okrasiła to takim żartem, że dlatego będę mówiła krótko, bo niedoskonałość jest łatwiejsza do zaakceptowania w mały dawkach. To jest dla mnie właśnie taki subtelny dystans do siebie i pokazywanie, że ja nie jestem tam no… Nie zacisnę się i tutaj i w ogóle nie będzie na sztywno, tylko to jest tak na luźno. I to kupuje i przykuwa uwagę.

[Ania] I tutaj z pomocą też przychodzi warstwa wizualna komunikacji, bo ten humor i tą lekkość, to odśmiechiwanie można wprowadzić krótkim fragmentem filmu, na którym wiadomo, że ludzie się śmieją, a potem wyciągnąć z niego coś merytorycznego. Albo obrazkiem, rysunkiem, zdjęciem, które no jest taki paradoksalnie wmontowany w treść, żeby to zazgrzytało, żeby te techniki połączyć. I to jest Maciek, kiedy miałam to słowo klucz powiedzieć.

[Maciek] Tak, właśnie. A jak brzmiało słowo klucz?

[Ania] Ekran.

[Maciek] Ekran, dobrze. To a propos dystansu do siebie, dajcie znać poproszę w komentarzach, na Facebook’u, gdziekolwiek. W ogóle będziemy wdzięczni za każdą interakcję z Wami, bo to też nam pokaże, co Was interesuje, więc w którą stronę powinniśmy nawigować.

[Ania]  A co nie interesuje, bo to też ważne.

[Maciek] Tak, tak, tak, jak najbardziej. Ale tutaj poproszę dajcie znać czy ten wstęp, jakbyście sobie cofnęli do którejś minuty, tak pierwsze, czwartej mniej-więcej, kiedy Ania na front wypuszcza Panią Wisławę Szymborską, a sama twierdzi, że ona to nie. Bo wiecie, mały żuczek i tak dalej, ona tak nie umie… Czy to już był dystans do siebie, czy już kokieteria? Tak… To tak, ja mam wrażenie Aniu i teraz się z Tobą podzielę przy wszystkich, że z kokieterią Ci nie do twarzy. Ty masz swoje techniki, one są absolutnie rewelacyjne i świetnie działają. Więc tak poczuj, że lekko po łapach Ci dałem za ten wysoki poziom kokieterii, który nastąpił – to a propos ekranu, który się tutaj pojawił. A w tym dystansie do siebie i takich rzeczach, coś jeszcze miałem do powiedzenia i teraz zapomniałem. Teraz sam sobie daję po łapach, że się zagubiłem w meandrach swojej dygresji. Ale to jest chyba wystarczająco dobry sygnał, że powoli trzeba zbiegać do końca i podsumować to, o czym mówiliśmy.

[Ania] I pokazać jedenastą technikę, którą pięknie właśnie teraz zastosowałeś, żeby po tym naszym długim gadaniu, naszych słuchaczy na koniec jeszcze zaangażować. Technika jedenasta brzmi…

[Maciek] Podsumowując. A ewentualnie jeszcze: tuż przed przerwą. To są zwroty, które koncentrują uwagę. Ja zawsze mam takie wyobrażenie surykatek na prerii. Jak prelegent mówi „podsumowując” lub „tuż przed przerwą”, to surykatki się prostują. Z doświadczenia wiem, że nie można tego zrobić więcej niż dwa, trzy razy nie robiąc tego podsumowania, albo nie robiąc przerwy, bo może dojść do rękoczynów. A myślę, że żaden prelegent nie chciałby, żeby stado surykatek rzuciło się na niego, bo to wpływa na wizerunek osoby na scenie. Myślę, że dość oczywiste, o co chodzi w podsumowaniu albo tuż przed przerwą.

[Ania]  Albo tuż przed końcem. Kończąc nasze spotkanie.

[Maciek] Ale dla pewności zastosujmy. Podsumowując odcinek 11 technik angażowania publiczności, przypominam po kolei, o czym mówiliśmy. Po pierwsze kontrakt i agenda. Powiedz, jaki jest cel i mniej-więcej ile czasu będziesz mówił. Cytat – my pozwoliliśmy sobie skorzystać ze słów Pani Wisławy Szymborskiej, no ale tutaj oczywiście każdy inny wchodzi w rachubę. Zalety? Myślę, że oczywiste. Pytanie, które wzbudzi u słuchacza przekonanie, że to jest dla niego, czyli np. kto z Was złapał gumę w traktorze? Wiadomo, ze osoby, które jeżdżą na co dzień traktorami już wchodzą w temat, jak w masło.

[Ania] Niech pierwszy rzuci kamień.

[Maciek] Tak jest. Powiedzieć wprost o korzyściach, ale korzyści poszerzyć nie tylko z obszaru zawodowego, ale takie ludzkie. Czyli poszerzyć spektrum, gdzie Ci się Drogi Słuchaczu może przydać to, o czym do Ciebie rozmawiam. Osobista opowieść lepiej działa, niż nawet najlepszy dowód naukowy. Gra słów. Rymowanki. Napoleon wyższy, ale nie większy. Paradoksy. Zady, walety. Emocje, które warto wzbudzać ciszą, intonacją, wsadzeniem kija w mrowisko – o czym więcej będzie – albo wizualnie. No i oczywiście na wiele, wiele innych sposobów, które być może nam nie przychodzą teraz do głowy. Kontakt wzrokowy – to jest dziewiątka. Dziesiątka – humor, odśmiechiwanie, dostarczanie tlenu do mózgu odbiorców. No i jedenastka, która niniejszym się toczy, czyli podsumowanie całości. Można ją jeszcze rozbudować o coś takiego, jak mówienie w pętlach. Jeżeli wiem, że jakaś treść mojego wystąpienia jest najważniejsza, jest takim numerem jeden w tym, co chcę powiedzieć, to warto do tego wracać i w pętlach to powtarzać. Tak, jak my podkreślaliśmy wielokrotnie podczas tego wystąpienia, że mówimy o angażowaniu publiczności, no bo to jest ten element pętelki, który zakreślamy, bo o to nam w tym odcinku chodziło. Dwa tygodnie temu wspominaliśmy o projekcie, który chodzi nam po głowie i z którym będziemy ruszali. Toczymy jeszcze boje, jak go nazwać. Ania rzuciła taki pomysł, jak odpicuj moją prezentację. Jeśli macie inny, to chętnie usłyszymy. Obiecaliśmy więcej informacji. A oto i one: będzie się to odbywało cyklicznie. Na razie planujemy trzy pierwsze. W połowie lutego, jak zakończymy dwa wydarzenia, które teraz koncentrują naszą uwagę, czyli Podcasty dla WOŚP i Audiokonferencje lekkomówni, zaprosimy Was do tego, żebyście podrzucali nam swoje tematy wystąpień, które chcecie, żebyśmy odpicowali – zostanę na razie przy tym słowie. To się będzie działo głownie na Facebook’u. I późniejsze nasze spotkania też będą w formie live’ów na Facebook’u, żeby nie utrudniać, nie kombinować, nie tworzyć niepotrzebnych, dodatkowych narzędzi. I tam będziemy sobie rozmawiali. Czyli najpierw zbieramy tematy. Potem – liczymy, że będzie ich sporo – poddamy je też Waszemu głosowaniu, które bierzemy jako pierwsze na tapet. Wszystko na Facebook’u, więc tam nas obserwujcie, tak czytajcie wiadomości na ten temat, no a potem dalej na Facebook’u w postaci live’a omówimy sobie, co powstało w ten sposób. Jeśli chodzi o dokładne terminy to jeszcze Was chwilę potrzymamy w niepoewności, ponieważ – no tak jak mówię – dwa duże wydarzenia nas w tej chwili koncentrują. No ale już na początku lutego, jak to będzie powoli się wszystko wygaszało, to wrócimy do tego z bardzo konkretnymi rzeczami. Na razie to, co z konkretów, to na pewno Facebook, no i na pewno w takiej iteracji, jaką już powiedziałem. To tyle z treści dodatkowych. Gwiazdki, kciuki do góry, na Facebook’u, w aplikacjach podcastowych – będziemy wdzięczni za wszystkie takie rzeczy. No i wszystkie Wasze komentarze. Bardzo nam zależy na interakcji, więc jeżeli macie jakąś myśl przelotną po tym odcinku, to bardzo prosimy – napiszcie. Jesteśmy bardzo ciekawi. Jeżeli cokolwiek wymaga większej treści to przypominamy adres mailowy: podcast@opowiedz.to. Też chętnie poczytamy i odniesiemy się do wszystkiego, co od nas do Was trafi. I głos żeński na zakończenie.

[Ania]  Anna Kędzierska.

[Maciek] I Maciek Cichocki.

[Ania i Maciek] – Razem. Opowiedz.to.

[Ania] – Haha, jakoś musimy sobie wypracować, żeby nam to szło płynniej. Albo zatrudnimy dyrygenta. Na razie dziękujemy.

[Maciek] Do usłyszenia za dwa tygodnie.

Pokaż więcej

Jak słuchać naszego podcastu:

Możesz nas słuchać praktycznie wszędzie. Siedząc przed komputerem, jak również będąc w ruchu, za pośrednictwem Twojego telefonu. Mówiąc krótko kiedy chcesz i tak jak lubisz.

Recenzuj nasz podcast

Kiedyś w sklepach na konopnym sznurku wisiał brulion, z którego okładki wielkimi literami krzyczał tytuł książka skarg i zażaleń.
Teraz mamy recenzje. Niekoniecznie tylko ze skargami. Jeśli masz jakieś przemyślenia, wnioski albo rekomendacje dla innych słuchaczy napisz nam recenzję. Będziemy wdzięczni i zmotywowani do dalszej pracy.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

1 komentarz

  1. Wysłuchawszy Waszych technik (odc.28), „w pętlach” będę powtarzała, że mówicie zrozumiale, i że będę Was słuchała!