fbpx

#024 | Skąd czerpać inspiracje do swoich historii?

2 grudnia 2020

Inspiracja – słownik PWN definiuje ją jako natchnienie, zapał twórczy. Wikipedia inspirację podaje jako jedno z wytłumaczeń hasła „wzorowanie się”. Jedno i drugie źródło milczy na temat „skąd ją czerpać?” Tę inspirację oczywiście.

I tu wkraczamy do akcji my. A że znamy swoje ograniczenia i nie chcemy konkurować z Marcinem Mazurem* skupiamy się na tym, na czym się znamy. Na snuciu opowieści.

Przez 45 minut, czyli mniej niż jeden odcinek Królewskiego Gambitu, Ania przepytuje Maćka, szukając odpowiedzi na pytania: Skąd czerpać inspiracje do swoich historii? Czy historię można ukraść? Jeśli tak, to komu? Jak opowiadać książkowe historie, aby brzmiały autentycznie i osobiście? Skąd wziąć odwagę, żeby zacząć opowiadać? I jak to robić?

W tle majaczy Po Cichu Podcast, w którym Maciek dzieli się swoimi osobistymi przemyśleniami i historiami.

* Blisko 35 lat temu Maciek chodząc do szkoły codziennie mijał napis na bloku przy ulicy Magiera. Napis ten głosił „Marcin Mazur wie wszystko”.

Zapraszamy do posłuchania

Posłuchaj

Obietnice z odcinka

Powiązane podcasty:
Po Cichu Podcast | To tu Maciek co piątek coś opowiada. Krótko i po cichu.
#016 | Jak odnaleźć własny styl w wystąpieniach publicznych? | Nasze rozważania na temat własnego stylu

Wspomniane książki:
„Cokolwiek myślisz pomyśl odwrotnie” – Paul Arden
„Pozwól, że Ci powiem…” – Jorge Bucay
„Droga do samozależności” – Joge Bucay
„Kochać z otwartymi oczami” – Jorge Bucay
„Wielkie MUUU” – Seth Godin
„Poza schematem” – Malcolm Gladwell
„Punkt przełomowy” – Malcolm Gladwell

Odcinek do poczytania

[Ania] Oto podcast Opowiedz.to. Odcinek 24., w którym mamy gościa specjalnego. Autora podcastu „Po cichu”. Człowieka, który na co dzień pracuje opowiadając historie, a w swoim podcaście robi to hobbystycznie. Zapytam go m.in. o to, gdzie szukać inspiracji na dobre opowieści? Czy historie można komuś ukraść? Jaką literaturą inspirować się szukając pomysłu na bajanie dla dorosłych? Gościu nasz, dzień dobry. Objaw się, przedstaw się. Kim jesteś?

[Maciek] Dzień dobry, Maciek Cichocki. Nie wiem, mam taką potrzebę zapytać: czy my się Aniu już znamy, czy nie?

[Ania] Dzień dobry Panie Maćku. Anna Kędzierska. Razem opowiedz.to. My się znamy. Oczywiście, że się znamy. I dlatego, że się znamy, to postanowiłam zadać Ci kilka trudnych pytań. Ale takich, żeby wiesz, zostawić naszych słuchaczy z konkretną wiedzą i z inspiracją. Bo Ty wpadłeś na taki, no szalony pomysł, żeby pomimo tego, że na co dzień gadasz, gadasz, gadasz i opowiadasz, to jeszcze co piątek wypuszczać takie opowieści osobiste Po cichu. Skąd Ci to przyszło do głowy?

[Maciek] Wersja taka oficjalna, budująca wizerunek? Czy szczerość ponad wszystko?

[Ania] Jak wolisz.

[Maciek] Aha. No to jak zwykle jest łatwo już na początku. Są – tak na szybko licząc – dwa główne powody. Pierwszy tj. taki, że mi tęskno. Że mi tęskno za opowieściami. Za takimi opowieściami dla samych opowieści, które nie muszą sprzedać, nie muszą zrealizować jakiegoś konkretnego celu, tylko… To tak, jak z podróżowaniem. Nie zawsze cel jest celem, tylko droga jest celem. I tęskno mi za takimi opowieściami, gdzie samo ich opowiadanie i słuchanie jest przyjemne, jest refleksyjne i daje odpocząć. Dlatego pomysł, żeby to było zawsze na końcu tygodnia, kiedy już jest taki nastrój ku-piątkowy, weekendowy. I to jest ten taki ładny powód. Tęskno mi za opowieściami. Uwielbiam te opowieści. Mam ich nagromadzone w głowie mnóstwo, więc stwierdziłem, że czas się nimi zacząć dzielić. Albo, nawet jeżeli nie dzielić – bo może się okazać, że grono odbiorców nie będzie liczne – to gdzieś je archiwizować. No i podcast też jest takim moim archiwum, moim pamiętnikiem z danego tygodnia. I każdy tydzień jest puentowany opowieścią. To tak ładnie, marketingowo. Ale pod tym wszystkim są jeszcze dwa powody takie czysto ludzkie. Jeden jest zgodny z tym, co Jung kiedyś powiedział, że „lenistwo jest największą pasją ludzkości”. Więc ja jestem pasjonatem lenistwa i wiele wiele lat się skradałem i parokrotnie zaczynałem pisanie bloga. Ale jak sama nazwa wskazuje, pisanie bloga polega na pisaniu, które lubię. Jednocześnie ono zajmuje dużo więcej czasu, niż usiąść i nagrać. No więc podcast jest też z lenistwa. No, że te moje potrzeby uwiecznienia historii mogą się odbywać w sposób krótszy, mniej czasochłonny dla mnie. Jeszcze jest jeden powód, jak już być szczerym to do bólu. Jeszcze jest jeden powód, tj. zazdrość/zawiść. I w tym miejscu muszę Ci opowiedzieć o mojej wspólniczce. Nie wiem, czy znasz. Która jest, swego czasu zaczęła popełniać Obrazki do myślenia, którym bardzo mocno kibicuję i które oglądam. I tak się nimi zachwycam. I tak jednocześnie zacząłem czuć taką, no właśnie zazdrość/zawiść, że „kurczę, ona ma, a ja nie”. „Ja nie mogę być gorszy. Ja też muszę coś mieć.” I tak się zawziąłem. Tak przestałem oddychać. Obraziłem się na cały świat. No i jak mi po 45 sekundach tlenu zabrakło to stwierdziłem, że sobie coś wymyślę, żeby się nie zapowietrzyć. A już tak mówiąc zupełnie szczerze, obserwowanie to, jaką energię Tobie i radość Tobie daje tworzenie Twoich obrazków było dla mnie ostatecznym katalizatorem do tego, żeby też zacząć coś robić z moimi opowieściami, za co przy okazji dziękuję. I jak widać zawiść może być pozytywnym zjawiskiem.

[Ania] Uśmiecham się szeroko, bo ogromnie mnie cieszy to, co mówisz. Bo to jest taki cel, którego sobie nie stawiałam, jak zaczynałam moją przygodę z obrazkami. Ale wracając do celów, o których Ty powiedziałeś. Mówisz, że te piątkowe Twoje ciche historie to one nie mają celu. I ja się z tym absolutnie nie mogę zgodzić. Rozumiem, że samo słuchanie – bo tego doświadczam – jest przyjemne. I dla Ciebie samo opowiadanie jest przyjemne. A jednocześnie do tej pory nie było takiej opowieści, która zostawiłaby mnie z niczym. Czasami to jest wręcz takie uczucie tchu zatkanego w piersiach, gdzie raptem więźnie w gardle jakaś myśl. W głowie jest mgła i to wcale nie po-covidowa. Ja mam wrażenie, że nie ma żadnym odcinku takiej opowieści, która jest – że tak powiem – lekka, łatwa i przyjemna i ona tak: posłuchałam, jest sobie bajka i mogę iść dalej. To jednak może jakiś cel masz? Taki wiesz, podprogowy, co to nie istnieje?

[Maciek] Znaczy z premedytacją nie nazywam tego celem, ale jeśli historia zostaje, czy – użyjemy marketingowego zwrotu – przykleja się, czy – takiego bardziej staromodnego – daje do myślenia, to świetnie. Bo znaczy, że działa. I po to jest. Myślę, że to fajnie, bo po to ktoś kiedyś wynalazł historie i że one przez lata były kultywowane i rozwijane. A ponieważ to jest moje podsumowanie tygodnia i nagrywam je rzeczywiście w piątek rano. Mówię „dobry wieczór” na początku każdego odcinka, ale Ci, którzy trochę popracowali przy podcastach wiedzą, że jednak to trzeba trochę obrobić. Plus, jeśli chcemy to pokazać światu, to te wszystkie zabiegi marketingowe – to wymaga czasu. Dlatego to podsumowanie technicznie jest nagrywane w piątek rano. Ale to jest rzeczywiście przemyślenie z całego tygodnia, no i to jest spuentowane historią, którą znam. Którą gdzieś, kiedyś usłyszałem/przeczytałem, którą sam stworzyłem – bo takowe też się pojawiły. Albo jest to zabawa różnymi, nie wiem, sentencjami, które gdzieś zostały mi w głowie i teraz mi się połączyły. Więc skoro to wynika z moich przemyśleń danego tygodnia i jednocześnie skłania do tego, żeby pod koniec swojego tygodnia zastanowić się nad tym, co było, a jednocześnie daje trochę odpocząć i mam nadzieję, pokazuje trochę takiej optymistyczniejszej strony życia – no to się bardzo cieszę. No bo tak, to jest rzeczywiście cel. Poza tym celem wywalenia tego z siebie, no bo nieskatalizowana energia może zrobić krzywdę, więc jeśli to działa w taki sposób to fantastycznie. Tutaj to rzeczywiście, to powiedzmy, że taki cel one mają.

[Ania] OK. Czyli taka wewnętrzna potrzeba, żeby wyjąć z siebie, a jednocześnie zostawić słuchacza z czymś – ze słowem, z myślą, z wątpliwością. A co on dalej z tym zrobi, to już jest jego prywatna sprawa. To taki cel słyszę. Maciek, a pomysły na to, o czym opowiedzieć oprócz… Bo myślę sobie o dwóch rzeczach. Z jednej strony mówisz obserwacje tygodnia, refleksje, jakieś myśli, które Ci się nasuwają w piątek rano na podsumowanie. A druga rzecz no to jest to, po co sięgnąć? Czy po – tak, jak powiedziałeś – gotową opowieść, którą gdzieś kiedyś usłyszałeś, czy po swoje własne przemyślenia? Jak ten proces u rasowego, zawodowego storytellera przebiega? Jak to wygląda? Jakbyś tak nas wpuścił na chwilę do swojej głowy, dając przepis na przykład tym, którzy zaczynają?

[Maciek] Hahaha, wzwzwza… – o widzisz właśnie, co się zrobiło z „rasowym storytellerem”, który się wziął i za-aaaa-pętlił, ponieważ dostał z jednej strony komplementem, z drugiej strony wyzwaniem, a z trzeciej kazano mu kogoś wpuścić do głowy i pojawił się wiesz, mętlik w tejże głowie. Które drzwi uchylić, a które zamknąć szczelnie tylko dla siebie?

[Ania] To my poczekamy. Słuchaj, zrób wietrzenie.

[Maciek] A Ty się przewietrz, tak?

[Ania] Tak jest.

[Maciek] Hahahaha, dobrze.

[Ania] Tu nie ma pośpiechu.

[Maciek] Niedawno był czarny piątek, było wietrzenie magazynów, także można wietrzyć. No i właśnie, a propos. Myślę, że takim pierwszym, niewyczerpywalnym źródłem pomysłów na historie jest obserwacja otaczającego nas świata tu i teraz. Stąd też mi się teraz pojawił ten czarny piątek. No bo skoro w ostatnim czasie, myślę, że śmiało można powiedzieć, że większość z nas mniej lub bardziej tym czarnym piątkiem rozciągniętym do trzech tygodni żyło…

[Ania] Ciężko było nie zauważyć tego ewenementu.

[Maciek] Tak. I to nawet nie chodzi mi o wpadanie w szał zakupowy i oszczędzanie tego, co czasami się niekoniecznie oszczędnością okazuje, to no po prostu byliśmy tak atakowani zewsząd reklamami. Więc no grzechem by było nie popatrzeć na to, co mnie otacza, jakie tam słowotwory powstają, jakie kombinacje i to jest – tak, jak mówię – niewyczerpalne źródło inspiracji. No to jest to, co w tej chwili, nie jestem specjalistą, ale przemawia do mnie to, co w marketingu się dzieje. Ten light in marketing, czy pewnie można to łatwiej po angielskiemu powiedzieć. No ale właśnie odnoszenie się do sytuacji tu i teraz. I dla mnie to jest takie pierwotne. W moim rozumieniu zawsze dobre historie powstawały jako komentarz do wydarzeń najpierw aktualnych, a potem dzięki historiom te wydarzenia, nauki płynące z tych wydarzeń, zostawały z nami jako z gatunkiem ludzkim, który wyrastał na opowieściach. I to jest absolutnie dla mnie na pierwszym planie. Czyli obserwowanie tego, co się dookoła dzieje, co się wydarza. No i dalej ta ścieżka – można powiedzieć – się rozgałęzia. Bo jeśli wpadam na jakiś pomysł, albo gdzieś jakiś nie wiem – tak, jak mówię – sentencje, które królują w ostatnim czasie i się układają w logiczną całość, no to zaprzęgam szare komórki, łączę to słowami. W ten sposób powstaje historia. Ale często tak jest, i tak, jak sobie przeanalizuję ten mój – no jeszcze w takiej fazie raczkującej – podcast, bo pięć odcinków, no to z pięciu odcinków trzy są wypełnione historiami, które ja gdzieś kiedyś usłyszałem, gdzieś kiedyś przeczytałem, a teraz mi się spasowały z tym „tu i teraz”, o którym mówię. Dlatego mówię o rozgałęzieniu ścieżki. Można – i myślę, że to jest zawsze warte grzechu, aczkolwiek trudniejsze – pokusić się o bycie twórcą, a niekoniecznie tworzywem i wyprodukowanie swojej historii. Natomiast częściej jest parę kruczków, które w tym pomagają. A nie widzę też nic zdrożnego w tym, żeby nie inspirować się działającymi historiami. A też jestem absolutnie zwolennikiem tego, żeby istniejące już historie – jak ja to mówię – oswajać. Czyli przepuszczać je przez siebie, dodawać coś od siebie. Bo mam takie swoje powiedzonko, że to książki zabiły historie. I zawsze potem dodaję, że to jest niepopularne w dobie umierającego czytelnictwa. No ale historie miały tą niewątpliwą przewagę nad książkami, albo filmami, że ponieważ były przekazywane z ust do ust i każde usta coś dodawały od siebie, no to historie się zmieniały. Zmieniały się tak, jak ludzie opowiadający te historie. Jak ich doświadczenia, jak ich kultura, w której wyrastali. I dzięki temu historie z definicji no nie mogą być nieadekwatne. One się nie mogą zestarzeć, bo przez każdego opowiadającego są odbrobinę podrasowywane do obecnej sytuacji. I łącząc te kręte ścieżki w mojej wypowiedzi, zmierzam do tego, że nawet jeśli historia jest z książki, to ja tak robię i polecam rekomenduję – bo chociażby dlatego, że jest lepsza zabawa przy opowiadaniu tych historii – żeby ich nie odtwarzać, tylko potraktować je jako inspirację. Jako pomysł naprowadzący do przemyślenia. A opakować w swoje doświadczenia. W to, co mnie – mówiąc kolokwialnie – kręci, co lubię. I żeby w ten sposób właśnie oswoić jakąś historię.

[Ania] Mhm. Ja też jak słucham Twoich historii, nie tylko w podcaście, ale też w sytuacjach szkoleniowych, to niejednokrotnie obserwuję to opakowywanie w takie osobiste wątki. Takie elementy, które dodajesz do znanej mi opowieści np. z książki. A jednocześnie, mówiąc w tej historii o sobie, o swoim synu, o swoich podróżach sprawiasz, że ja mam takie wrażenie, że to jest historia, w którą wierzę. Która jest autentyczna.

[Maciek] No jeśli tak jest to znaczy, że zabieg skończył się sukcesem, bo on dokładnie temu służy. Uważam, nie tylko ja, to wiele osób mówi – ale też nie chcę, żeby to brzmiało, jak jakaś prawda objawiona – że newralgiczny jest początek historii. Chociażby dlatego, że żyjemy w świecie, gdzie ta ilość bodźców dochodzących do nas jest no gigantyczna. I początek – czy to będzie film na YouTubie, czy podcast, czy historia przekazywana z ust do ucha – to początek to jest ten moment, gdzie zdobędziemy, albo nie zdobędziemy słuchacza.

[Ania] Jak to zrobić? Na co zwrócić uwagę? Co u Ciebie króluje?

[Maciek] Wiesz co, no to co nazwałaś: uwiarygodnienie. To znaczy sprawienie czegoś takiego, żeby ktoś, kto słucha tej historii miał myśl w głowie „ OK, to się może, mogło, albo właśnie wydarza”. I choć bajki najczęściej się zaczynają „Dawno, dawno temu” no i Ci z nas, którzy wyrastali na słuchaniu bajek to mają sentyment do tego zwrotu, więc ten zwrot wystarcza. Bo powiedzenie „dawno, dawno temu” osoby, które tak spędzały wieczory będąc dzieckiem automatycznie wprowadza w taki stan no gotowości na historię. Tak dla tych, którzy na bajkach już nie wyrastali ten zwrot niewiele będzie znaczył. To jest właśnie ta ewolucja. I wtedy metodami, które pozwalają uwiarygodnić jest właśnie pokazanie takiej… No w moim przypadku to jest często powiedzenie „mam syna”. Bo mam. Zaśmianie się z czegoś, co jest charakterystyczne dla dzieciaków w tym wieku. Mam takie powiedzenie. Kiedy potrzebuję określić wiek mojego młodego, jako wiek gimnazjalny i opisuję to tym, jak gimnazjalista porusza się po schodach. I to jest autentyczne doświadczenie, jak pojechałem do niego do szkoły gdzieś kiedyś go zgarnąć z tego przybytku. No i obserwowałem go, jak się poruszał – no właśnie i nie wiem, czy w górę, czy w dół – po schodach. Bo mam wrażenie, że gimnazjalista to jest taki stan plastyczności organicznej związanej z tym, że on jest już wielki, bo prawie mojego wzrostu, czyli blisko do dwóch metrów, ale jeszcze taki luźno zawieszony, nieskoordynowany i z przewagą stawów nad odcinkami prostymi w kościach. Że jak on idzie po schodach, oczywiście jeszcze patrząc w telefon, z rozwiązanymi butami, z włosami zwieszonymi nad oczy, to tak naprawdę po jego ruchach ja nie jestem w stanie wywnioskować, czy on idzie w górę, czy w dół. I dopóki on nie osiągnie któregoś z krańców tych schodów, ja nie wiem czy on już szedł do mnie, czy jeszcze szedł ode mnie. I to są właśnie takie opowieści, takie drobiazgi, które gdzieś obserwuję. Sobie patrzę, co jest charakterystyczne. Staram się je ubarwić odrobiną humoru, bo tego nigdy nie za wiele mam wrażenie.

[Ania] No to też ułatwia i przykuwa uwagę, prawda? Jak to jest takie podane na miękko.

[Maciek] Zwłaszcza na początku historii. Tak, żeby nie wystraszyć. Nie spiąć.

[Ania] No Ty stosujesz też taki zabieg – w podcaście tez już to się zdarzyło – że zmiękczasz słuchacza, wprowadzasz go w taki błogi nastrój, a potem ŁUP, między oczy. Że wiesz, garda została opuszczona i nawet nie ma jak powiedzieć „Ja nie chcę tego słuchać i nie chcę przyjąć tego do wiadomości, ja się nie chcę inspirować, ja chcę żyć po staremu”.

[Maciek] Zaczynam się oblewać rumieńcem, więc nie wiem czy w tą stronę powinniśmy wędrować. Jednocześnie rzeczywiście…

[Ania] No to się nie oblewaj. (śmiech)

[Maciek] I jednocześnie rzeczywiście no jest szereg zabiegów, które zwiększają prawdopodobieństwo sukcesu. Pierwszy z nich to jest danie czegoś w tych pierwszych sześciu zdaniach historii – przy czym sześć teraz na bieżąco wymyśliłem, nie ma jakiegoś licznika. W tym początku historii danie czegoś, co odbiorcy są w stanie w łatwy sposób zweryfikować. Jak powiem „mam syna” i dodam, że on ma na imię Antek i dodam, że jest w gimnazju, no to łączę trzy wątki, które prawdopodobnie w podsumowaniu dadzą w głowie słuchającego informację „OK, ma syna”. Bo jak wie, jak on ma na imię i że jest w szkole, no to znaczy, że on wie o czym mówi. To się wydaje śmieszne, ale odbiorcy testują historie. My testujemy historie. Jednocześnie nasze umysły – przepraszam za to, co powiem – są dość leniwe. W związku z czym jeśli potwierdzą jeden, drugi, trzeci prosty fakt to dają nam kredyt zaufania na resztę historii. Dlatego na jej początku warto, żeby się pojawiły takie rzeczy. I jak biorę sobie historię – tak, jak mówisz – książkową, prostą to sprawdzam czy jestem w stanie ją włożyć w moją rzeczywistość po to, żeby właśnie ten początek był uwiarygodniony. Druga rzecz – nazwałaś to zmiękczeniem – no to powiedziałbym, że tutaj są dwa zabiegi. Jeden to jest: bardzo lubię taką metaforę techniczną, mechaniczną, która opowiada o tym, jak poluzować zapieczony trzpień w jakiejś tam prowadnicy. No i to nie polega na tym, że by go bardzo mocno pchać, albo bardzo mocno ciągnąć, tylko polega na tym, żeby go obstukać młoteczkiem. Bo wtedy po prostu pojawiają się drgania, częstotliwość i on się luzuje. I dla mnie praca w historii to jest takie trochę obstukiwanie, tzn. naciśnij, puść, naciśnij, puść. Jeżeli historia ma morał i ten morał daje do myślenia i ja tym morałem zacznę atakować już w pierwszych zdaniach to po drugiej stronie, w całkiem naturalny sposób, pojawi się mechanizm obronny „nie chcę”. Więc moim zadaniem jest poskradać się. Zmiękczyć, jak to powiedziałaś. No i wtedy są takie właśnie rzeczy, jak mówienie trochę o tych okólnikach. Takich rzeczach moich, życiowych, które mówią o tym, że ktoś słucha historii drugiego człowieka. Wrzucanie raz na parę zdań jakiegoś zwrotu, który ma po prostu rozśmieszyć, bo śmiech daje większy dostęp tlenu do mózgu, więc zwiększa koncentrację. To są takie zabiegi sceniczne. No a trzecia rzecz to jest też operowanie tonem głosu i wiesz, no zawsze można wydłużyć trochę, spowolnić. Kończyć te zdania na opadającym tonie, który wprowadza w taki refleksyjny nastrój, czyli zmiękcza. A potem można przyspieszyć nadając temu dynamikę i konkret – co za tym idzie – przykuwając uwagę. No i to są takie elementy, które myślę tak na gorąco zastrzelony pytaniem, wychodząc naprzeciw temu, co Ty nazwałaś zmiękczaniem.

[Ania] Aha. I wszystko to upakowujesz w 12-minutową opowieść. I zmiękczanie i historię i tą przestrzeń na koniec, żeby pojawił się czas u słuchacza na decyzję, co chce z tym dalej zrobić. Jaki masz sposób, żeby tyle rzeczy zmieścić w tak krótkim czasie? Bo tak, jak Cię znam na co dzień to nie należysz do tych, którzy lubią krótko, że tak powiem.

[Maciek] Opowiadać, tak. Tak to jest, jak mnie spuścić ze smyczy i pozwolić mi snuć historie to one mi się multiplikują w głowie. Czyli z jednej robi się kilka. Założyłem sobie, że podcast będzie nie dłuższy, niż 15 minut. Skąd pomysł, że 15 minut? To jest taki górny próg cierpliwości mojej małżonki do mojej historii. W związku z czym stwierdziłem, że jeżeli ona jest w stanie tyle wytrzymać, to średnia krajowa powinna też dać radę. Nie założyłem sobie dolnego progu, czyli nie przeciągam. Jeżeli historia się gdzieś puentuje to się puentuje i dlatego są też odcinki po 7 minut. Tych 15 jeszcze chyba nie osiągnąłem w żadnym jeszcze odcinku. Ostatni był niebezpiecznie długi, bo tam 12 z hakiem. Kolejna rzecz, no nie chcę nikomu odbierać piątkowego wieczoru. Jeśli już mamy tydzień za sobą i ktoś… W mojej wyobraźni to jest piątkowy wieczór. Oczywiście wiem, że ten piątkowy wieczór może być w sobotę, w niedzielę, albo w poniedziałek u słuchacza, albo słuchaczki – żeby tak obie grupy zaspokoić. Jak najbardziej.

[Ania] Tak, Panie też słuchają, to prawda.

[Maciek] No to tym bardziej mi miło. No to ja stworzyłem sobie wizerunek… Dla mnie ten podcast to jest po prostu usiąść ze znajomymi w piątek wieczorem i pogadać. On jest tak w mojej głowie. To może być też właśnie a propos tworzenia nastrojowości, inspiracji wystąpienia. Bo my możemy stać na scenie, możemy siedzieć przed mikrofonem, ale w głowie może się odgrywać zupełnie inna scena. I widzę, że to wpływa na mój ton głosu. I widzę, że to nie jest nieplanowane. Ale np. żona mnie pyta: „Co Ty robisz z głosem?” Ja, ponieważ gdzieś wchodzę w głowie w ten nastrój takiego najchętniej siedzenia przy ognisku. Takiego wiesz.

[Ania] Tak mi to brzmi, dokładnie.

[Maciek] Ja mam przed oczami migoczący żar ogniska i wtedy sobie mówię. I to wpływa i na mój ton głosu i na tempo wypowiedzi. Bo ja już się nie spieszę. Ja już mam piątek. Piwo już się chłodzi w lodówce. Kiełbaska zaraz będzie, albo papryka czy jakieś inne warzywo dla tych, którzy bez mięsa. Ale kwintesencją jest to ognisko i to, że można zwolnić. I że może być po cichu. I to jest takie po cichu z iskierkami, z tym odgłosem żaru. I to jest takie moje po cichu, więc wchodzę w takie tempo. Ale zaczęłaś od pytania „Jak ja to wszystko mieszczę?”, a ja sobie w ramach dygresji popłynąłem do ogniska.

[Ania] Mówiłam, że Ty krótko nie lubisz opowiadać. No to nic nie oszukuję.

[Maciek] Tak, tak. Nie, to fakt. Ale jak widzisz uczę się pilnować i pamiętam pytanie. Chociaż meandruję mocno to mniej-więcej pamiętam pytanie. Założenie jest takie, żeby najpierw odnieść się do tego, co było w danym tygodniu. Myślę, że to nie po to ludzie poświęcają mi 10/15 minut, żeby słuchać o moim tygodniu, więc staram się to zrobić w dwóch, trzech zdaniach. Bo kontekst nadaje też sens historii. Historia oderwana od rzeczywistości ma mniejszą trafialność – tak bym to nazwał. Więc ułatwiam sobie życie i podaję kontekst. Z tym, żeby też tak jakby nałożyć ramy u słuchacza, do czego ja piję. A potem historia się snuje. Historia, którą nie przygotowuję jej, tzn. odgrzebuję ją z odmętów pamięci. Jeśli muszę zajrzeć do książki to sobie ją raz czytam. Natomiast z premedytacją nie mówię jej sobie wcześniej, tak jakby zaprzeczając temu, co jest w kontekście wystąpień publicznych, ale tu chcę, żeby ona była taka odświeżana i myślana na bieżąco. Żeby była najbardziej adekwatna do tego, co mam w głowie. Takie sobie wyzwanie postawiłem. No i na razie się mieszczę w tym czasie, ale nie jest to deklaracja, że tak będzie, bo może się jakaś wydłużyć. Sama wiesz np. z sytuacji szkoleniowych, że potrafią też takie dochodzić do absurdalnych 30 minut na przykład bajania. To już myślę, że jest w ogóle zabójcze dla słuchaczy, ale może kiedyś taki eksperyment się pojawi. Kto wie?

[Ania] No słuchaj, myślę, że są tacy spośród Twoich słuchaczy, którzy rozkoszują się, że to jest krótko i na temat i dostają taką inspiracyjną pigułkę, a są też tacy – i nawet z jednym mieszkam – którzy, jak usłyszeli to powiedzieli „Ale co tak krótko? Dlaczego to jest takie krótkie?”. Więc no pewnie kwestia eksperymentowania i też sprawdzania, jak Ty się będziesz z tym czuł. Bo to Ty jesteś głównym aktorem tutaj na scenie. I jak opowiadałeś o tym wyobrażeniu siedzenia przy ognisku, no to dla mnie bardzo to w Twoim podcaście słychać, że to jest takie bajanie. Moja córka w ogóle mówi: „Czy wujek Maciek już nagrał nową bajkę?”. I sprawdza co piątek. Więc to jest takie bajanie dla dorosłych, które no pozostawia człowieka w takim rozbujaniu, jak ten trzpień ostukany młotkiem. Ale my nie o Twojej doskonałości w podcaście, ale o narzędziach tutaj chcę Cię jeszcze dopytać. Czy Ty, bo powiedziałeś Maciek, że historie/podcast budujesz tak: jest kilka zdań na temat tygodnia, żeby nadać kontekst, potem jest ta historia, która ma różne źródła – i o tym za chwilę będę chciała jeszcze z Tobą  porozmawiać – potem jest dżingiel i czasami zadajesz jakieś pytanie na koniec albo zostawiasz ludzi z myślą. Czy do tych poszczególnych modułów, a zwłaszcza tej historii, którą chcesz opowiedzieć masz jakąś strukturę? Przestrzegasz jakiegoś porządku? No bo mówi się o strukturach storytellingowych. My też ich uczymy. Korzystasz z jakichś? Czy to jest tak, że lecisz na flow tak, jak z głowy i z serca płynie?

[Maciek] Wiesz co? Jakkolwiek to nie zabrzmi to chyba muszę powiedzieć, że ja po prostu już na tyle te struktury mam zintegrowane ze sobą, że to nie jest tak, że ja myślę przez pryzmat struktury, ale jakbym wstecznie rozebrał to, co już zostało powiedzian, to one się wpisują w struktury. Ale to jest jak ze wszystkim. Jak się uczymy jeździć na rowerze, to na początku ten biedny rodzic albo dziadek biega za nami skrzywiony w pół trzymając kij, a my kontrolujemy wszystko, a potem zasuwamy na rowerze nie pamiętając o takich rzeczach. Tak samo z jazdą samochodem. Z gotowaniem. Najpierw jest według przepisu, a potem pojawia się staropolski freestyle. Więc myślę, że z historiami jest dokładnie tak samo. I skłamałbym, gdybym powiedział, że siadam i układam ją według jakiejś struktury. Jednocześnie skłamałbym, gdybym powiedział, że ignoruję struktury. Po prostu ja je mam. Więc to jak najbardziej… I myślę, znaczy jestem przekonany, że warto im poświęcić czas. Warto je poznać. Warto ich na początku świadomie używać, godząc się na to, że historie mogą być kanciaste. No bo gdzieś każdy schemat na początku trochę uwiera i warto je później może nie odrzucać, tylko znowu – lubię ten zwrot – przepuścić przez siebie. Żeby to nie było… To nie jest tak, że ja dla struktury, tylko struktura dla mnie. I tak bym do tego zawsze podchodził. Więc to jeśli chodzi o struktury. Jeśli chodzi o narzędzia, to nawet się ostatnio złapałem na tym, że łamię pewien schemat, który sami na warsztatach proponujemy naszym uczestnikom, a mianowicie, żeby bohaterowie mieli imiona, bo wtedy są bardziej ludzcy. A w sumie w historiach, które do tej pory miały chłopca, który uganiał się za motylem, albo starca, który nosił wodę, to był chłopiec i starzec. Ale robię to świadomie, bo w tych historiach ja chcę od początku pozostawić dużo więcej takiej wolności, niż w takiej historii, która miałaby np. wesprzeć prowadzenie zmiany biznesowej, czym się zajmujemy zawodowo. Tamta musi być konkretniejsza. Takie mam przekonanie, poczucie. Znaczy inaczej – ja wierzę w to, że ona mogłaby być otwarta, ale często klient mówi: „OK, tak to nie przejdzie. Potrzebujemy bardziej konkretnie.”. Więc szukamy złotego środka. A tutaj – tak, jak powiedziałaś poprzednio Aniu – to jest mój podcast. I to nie chodzi o to, że on jest mój i się odczepcie. Wręcz przeciwnie – zapraszam, żebyście się przyczepili. Ale on jest mój i to ja mogę sobie zadecydować, na ile chcę być taki pływający z tematem, a na ile muszę szukać konkretu. Więc np. świadomie jedno narzędzie – można powiedzieć – ignoruję. Ale bardzo dbam o to – i to też już mam głęboko zaszyte pod skórą – o takie uwiarygodnienie. To jest starzec, który mieszka w oazie, no to niech parę zdań o tej oazie się pojawi. Jeżeli rytmem tej historii jest to, że on chodzi do studni, z której to studni czerpie zimną, krystalicznie czystą, życiodajną wodę i to jest ważne, to niech to ważne się powtórzy w paru pętlach. Żeby taki rytm, taki cykl nadać historii. No więc, no tak, stosuję te wszystkie narzędzia, tylko to nie jest tak, że sobie to rozpisuję i dociągam do narzędzi, tylko myślę, że już w jakiś sposób mam je zaszyte pod skórą. Ale początki były takie, że z premedytacją myślałem o tym i dopasowywałem, no bo to jest pierwszy krok, jak najbardziej.

[Ania] Mhm, a skąd pomysły na historie? Powiedziałeś: zasłyszane, przeczytane, wymyślone. Konkrety? Gdzie szukać źródeł inspiracji. No poza własnym życiem. To gdzie?

[Maciek] Nawet tego pytania się spodziewałem, bo reszta jest tym wspomnianym, staropolskim freestylem w tym odcinku. I cudownie. To idąc nawet po odcinkach. Pierwszy odcinek to jest opowieść moja, autentyczna, niczym nie inspirowana. Po prostu zwiedzałem kiedyś fabrykę, stałem sobie w fabryce, patrzyłem sobie na fabrykę i na tamten moment to było tyle. A po paru latach dotarła do mnie analogia, która to, co się działo w tamtej fabryce, jak bardzo pasuje do mojej codzienności. No i jak te dwa klocki się połączyły, no to powstaje historia, która prowadzi przez moją wycieczkę do fabryki, a puentą jest to, czego doświadczyłem po paru latach. Takiej myśli: „Kurcze, to jest właśnie tak. To jest gotowy przepis na historię”.

[Ania] Czyli okazuje się, że doświadczenia przeszłe, albo teraźniejsze są taką metaforą tego, o czym chcesz opowiedzieć, jakichś wartości, świata wewnętrznego itd.

[Maciek] Absolutnie. Mało tego, to jest historia, której nie musimy się uczyć. Jak ktoś kiedyś powiedział: „Jak będziesz mówił prawdę to nie będziesz musiał niczego pamiętać.”. W związku z czym my siłą rzeczy to pamiętamy. Ale dobra, jakiś element wspomnienia nam się rozmyje, no to co z tego? Nie zapomnimy niczego, co ważne, więc nie zgubimy niczego, co istotne dla historii. I tutaj z narzędzi kłania się tylko jedna rzecz. No trzeba mieć jakiś – nazwijmy to roboczo – kajecik. Pewnie w dzisiejszych czasach w wersji elektronicznej. W moim przypadku na telefonie to jest notes, gdzie po prostu, jak pojawiają się te takie luźne impulsy to ja je sobie dwoma, trzema słowami sobie zapisuję. Nie wiem, np. ptak, gołąb, coś tam. To były trzy słowa, które gdzieś mi przyszły do głowy, gdy szedłem po mieście i one dla mnie wiele znaczyły. I potem, jak siadałem do któregoś odcinka, to ja już go miałem w głowie. Bo te hasła ulotne i takie myśli. Ja tak mam, że mnie pomysły atakują w przeróżnych miejscach. Nie we wszystkich wypada mówić przed mikrofonem. Ale rzeczywiście, raczej mało znam osób, które siadają i „O teraz wymyślę historię.” i chwilę później ona jest. Dlatego np. z taką wielką fascynacją słucham, jak Pan Remigiusz Mróz, który wypuszcza mnóstwo książek na rynek – oczywiście one rzecz gustu, one podobają się, nie podobają, to pozostawiam – ale z jednej strony jestem pod olbrzymim wrażeniem tego postanowienia, że on codziennie pisze ileś tam stron. Chylę czoła. Super umiejętność. Jednocześnie zastanawiam się, czy to może być cały czas w takim reżimie w jakiś sposób wartościowe, twórcze. No i to już pozostawiam do osądu tym, którzy lubią jego literaturę, albo nie lubią oczywiście. I ja tak nie mam. Pewnie by mi się to w różnych aspektach przydało. Ja raczej łapię luźne nitki, które się szwędają po głowie, zapisuję i potem z tego jest pomysł. I tu swoją drogą opowiedziałem o którymś tam, kolejnym odcinku, który był w podcaście, który polegał na połączeniu ze sobą dwóch powiedzonek, które lubię. A inspiracją było gniazdo, które mi w oknie ptaki założyły. Więc znowu to jest kolekcjonowanie. Jeśli podoba mi się jakaś sentencja, jakieś zdanie no to je sobie skrzętnie notuję. Bo kto wie kiedy i do czego się przyda. A takim wysypiskiem sentencji, które mnie inspirowały i zostały mi w głowie jest bardzo często cytowana przeze mnie książka Paula Ardena Cokolwiek myślisz pomysł odwrotnie. Ona właśnie jest zbiorem takich krótkich zdań, cytatów, albo jego myśli, które potem się potrafią skleić z tym właśnie tu i teraz, które nas otacza. I to może być gotowy pomysł na narrację, na historię. Więc to jest taki wariant pośredni. No bo pierwszy to był moje doświadczenie, moja puenta. Drugi to jest inspiracja jakąś sentencją, frazą, no i mój pomysł, jak ją spiąć z rzeczywistością. A trzeci w moim przypadku to są książki. I przezornie sobie złapałem parę książek z półki, które położyłem na biurku zanim zaczęliśmy nagrywać. A klucz był taki, że wybierałem te, w których jest najwięcej kolorowych zakładek. No bo mówię, jak coś czytam i mnie… Uważam, że gdzieś, kiedyś, a nuż, widelec. No to sobie to miejsce zakładam. Potem oczywiście nie pamiętam co, w której jest zakładce, ale to nie o to chodzi. Ale sam fakt, że to mnie zmusza, żeby wziąć tą książkę i przekartkować też bardzo mocno odświeża pamięć. No i na pierwszym planie, tak idąc w kategorii ilości zakładek, to na pierwszym miejscu znajduje się książka Jorge’a Bucay,a. Moim zdaniem w ogóle bardzo ciekawy facet, bo to jest lekarz, psychoterapeuta pracujący w nurcie Gestaltu. I on pracuje właśnie ze swoimi pacjentami opowieściami. I tak samo część jest jego autorskich, część jest takich, które gdzieś kiedyś zasłyszał. I ta książka, ta o której mówię, czyli książka pt. Pozwól, że Ci powiem, ona jest w takiej konwencji, że on najpierw właśnie opisuje przypadek tego hipopotamicznego pacjenta, który wchodzi do niego do gabinetu. Coś mu mówi. On na to odpowiada. Po czym mówi: pozwól, że Ci opowiem. I adresuje historię do tego wyzwania, czyli w sumie bardzo podobnie, jak w podcaście Kontekst, historia. I tutaj widzę, że jest najwięcej zakładek. Czyli Pozwól, że Ci opowiem Jorge’a Bucay’a. Jego mam też dwie książki inne: Droga do samozależności i Kochać z otwartymi oczami. Ta ostatnia dotyczy związków, jak się nie trudno zorientować po tytule. Ale wszystkie są przepełnione historiami, bo on tak pracuje i ma w to olbrzymią wiarę. Więc to jest dla mnie potężna kopalnia historii. A książka, która stała obok – i to też ma bardzo dużo zakładek – jest z zupełnie innego świata, bo jest ze świata marketingu. Jest autorstwa Seth’a Godina. I ma uroczy tytuł: Wielkie Muuu. Takie „Muuu”, jak krowa robi „Muuu”. Nawet krowa jest na okładce, przynajmniej w tym wydaniu, które ja trzymam w dłoni. I to jest książka, w której Seth Godin zaprosił wiele osób, mniej lub bardziej opiniotwórczych. I poprosił, żeby właśnie podzieliły się te osoby jakimiś swoimi historiami. I tu już nie ma bajek, jak u Jorge’a Bucay’a, tylko są takie przypowieści właśnie na zasadzie trochę tak, jak ten… Czyjeś historie stworzone według schematu „coś mi się wydarzyło” spięli to z rzeczywistością. No i tutaj autorami jest np. Malcolm Gladwell, no uznany za jednego z bardziej opiniotwórczych i wiele wiele osób ze świata biznesu. No i też jest kopalnią inspiracji i wiedzy. A nawet jeśli nie inspiracji to ta książka fajnie właśnie uczy. Bo ja był zachęcił do przejrzenia, ale nie na zasadzie, żeby skopiować te historie, tylko na zasadzie, żeby zobaczyć – w ramach retrospekcji – ile wydarzeń już za mną, które właśnie mogą stworzyć fajną, działającą historię. Więc to nawet na zasadzie takiej instrukcji. No i ja lubię Malcolma Gladwell’a. Chociaż absolutnie zgadzam się z tym, co Piotr Bucki pisze o nim – że to jest świetny storyteller, trochę mniej świetny badacz. Bo często opiera się na tych dowodach anegdotycznych. Ale z perspektywy właśnie budowania narracji, budowania historii myślę, że też warto poświęcić mu uwagę. Moim zdaniem przede wszystkim Punkt przełomowy i Poza schematem – dwie książki. Żeby właśnie zobaczyć, jak można konstruować. Jak wprowadzać realne wydarzenia które doświadczyłem, albo które widziałem. I żeby na nich budować ten przekaz, który adresujemy do ludzi.

[Ania] Czyli chodzić, patrzeć, czuć, myśleć, inspirować się, zbierać, zapisywać, żeby te myśli nie umknęły. Czytać, sprawdzać, jak to na nas działa i znowu kolekcjonować. No i potem przychodzi taki moment, kiedy jak już to wszystko pozbieram, no to warto by opowiedzieć. Skąd wziąć odwagę w sobie, żeby opowiadać historie?

[Maciek] Temat rzeka, nie? Moglibyśmy tutaj od razu podlinkować nasz odcinek o szukaniu własnego stylu. Bo on też był taki bardzo miękki. Na zasadzie quo vadis i skąd wziąć? Ja mogę powiedzieć, co mi pomogło podjąć decyzję, żeby nagrywać.

[Ania] No poza tą zawiścią oczywiście.

[Maciek] No to takie, ale posłuchaj. Mówisz o emocjach podstawowych i mówisz o tym, że złość jest emocją, która jest potrzebna do tego, żeby dać energię do działania. Więc ja myślę, że to jest absolutnie idealny przykład. Ja śmieję się oczywiście mówiąc zawiść, bo o ile zawiść może mieć odcień pozytywny to ta taki miała. No ale pojawiła się taka myśl. Naprawdę taka myśl: „Kurcze, ona ma to ja też coś muszę mieć.” Takie wiesz. W piaskownicy ktoś mi zabrał grabki to ja mam większą łopatkę, nie? Taki mój ukochany dialog z piaskownicy to jest tam: trzech chłopaków. Jeden widać wyraźnie, że ma gorsze ubranie, czyli chyba z biedniejszej rodziny. No i tych dwóch bogatszych mówi: – Bo ja mam samochód, – A ja mam konika. A ten biedniejszy patrzy na nich i mówi: – A ja wyżej sikam. Także wiesz, to trochę na tej zasadzie, nie? Ty masz coś. To aaa, ja zrobię więcej.

[Ania] No to jest to powód, to prawda. Znaczy daje to energię do działania.

[Maciek] O ile to nie jest, że ja zrobię niszcząc Twoje, to ja myślę, że ta energia jest bardzo, bardzo pozytywna. Bo dzięki temu pojawiają się świetne rzeczy na świecie. Zdrowa konkurencja jest czymś, co nas napędza jako gatunek do przodu.

[Ania] A wiesz co? Dla mnie to w tym myśleniu jest jeszcze taka rzecz, że to jest zobaczenie, że pewne rzeczy są do zrobienia, które być może wydawały nam się takie w ogóle wiesz. Nie do przeskoczenia. Nie do osiągnięcia. A okazuje się: o, ludzie to robią, no dobra. To tak po stoicku. Nie jesteśmy sami, nie wyłamujemy drzwi, nie wywarzamy, tylko tak: OK, to jest możliwe.

[Maciek] No to to był pierwszy element. Teraz już tak bardzo dokładnie opowiedziany. Drugi był taki – i ja go zresztą chyba w opisie podcastu przytaczam – że to było spotkanie, które razem mieliśmy z Doris Maklewską, która nam pomagała oswoić LinkedIna. Czyli znowu zupełnie inne wydarzenie. A historie się linkują. I bardzo mi zapadły słowa, które ona wtedy powiedziała. Zapadły mi w głowie słowa, które ona powiedziała, że: „To jest Twój profil. Twoje socialmedia. Ty decydujesz.”. Więc elementem, który dał mi odwagę do tego, żeby nagrywać, to było pomyślenie: „To jest mój podcast, ja decyduję.”. I dołożenie sobie takiego elementu w głowie, że to nie jest tak, że ja nie patrzę na statystyki. Ja nie będę się kreował tutaj na takiego wiesz, że mnie nic nie interesuje, ja chodzę z głową w obłokach i w ogóle tam nie muszę jeść, bo żyję. Nie, oczywiście, że zerkam, czy ktoś tego słucha, czy nie. Łechcę swoje ego, jeżeli pojawi się jakiś komentarz. Łechcę swoje ego, ale tak naprawdę daje mi to energię, żeby to robić. No bo to wymaga wkładu pracy i cykliczności. Ale ułożenie sobie w głowie w ten sposób, że akurat ten konkretny wytwór, ten podcast jest… On jest moim archiwum. To jest ja nigdy nie pisałem pamiętnika. Nigdy nie utrzymałem zbyt długo pisania bloga, chociaż parę podejść było. A tu jest takie wiesz. Włączam mikrofon. Mam 15 minut dla siebie, żeby zebrać myśli. Często jest tak, że w czwartek wieczorem mi przychodzi do głowy jakiś zarys, pomysł. A w piątek on już przed mikrofonem jest obrobiony. Ja odpoczywam przy tym. Ja sobie układam to, co za mną. Więc dodanie sobie tego egoistycznego wątku mnie też dało energię do działania, bo myślałem sobie „Dobra, jak nikt nie będzie tego słuchał to i tak ten aspekt dla mnie będzie zawsze działał.”. To są dwie rzeczy. A trzecia rzecz jest taka: ja uwielbiam myśleć o historiach jak o bytach, które nic nie muszą, ale dużo mogą. I jak wychodzę na prezentację – już teraz wychodzę, odchodzę od podcastu – wychodzę na prezentację i skupię się, że to ma być takie techniczne, cyfrowe, numeryczne i ma wykonać pewną robotę, to dla mnie to jest usztywniające. Być może są tacy, dla których to jest motywujące. Mówię o mnie. Dla mnie to jest tak, jakbym wiesz, założył za ciasną koszulę i jeszcze miał kajdanki na ręce. Nie mam jak się ruszyć.

[Ania] I krawat.

[Maciek] O, to już w ogóle masakra. A jak wyjdę do tego z założenia, że opowiem historię, która mnie dała do myślenia w tym kontekście i być może im da do myślenia w tym kontekście. A nie bez przyczyny w opisie na wspomnianym LinkedIn’ie na profilu mam, że pobudzam do myślenia zawodowo. Bo jeśli w życiu cel jakiś zawodowy chcę zrealizować to właśnie pobudzać do myślenia, bo myślenie jest fajne. To jest naprawdę, to jest kurcze fajna sprawa.

[Ania] I nie boli.

[Maciek] Tu bym polemizował, bo różnie bywa. Ale to jest ogólnie fajny proces i nie warto go zaniedbywać. No i jeżeli wyjdę z takim założeniem: mnie to dało do myślenia, może im da, to też zdejmuję z siebie trochę tej odpowiedzialności. Bo to nie ja muszę. Ja muszę ją opowiedzieć jak najlepiej, historię. Jak najbardziej przemyśleć ten stan emocjonalno-myślowy, w którym chcę ich zostawić. Ale to oni decydują. Nie lubię wszystkiego, co jest podpisywane pod hasło „perswazyjne”. I gorączkowo szukam obejść wszystkiego, co jest perswazją. I mam przekonanie – aczkolwiek nie jestem obiektywny jako miłośnik historii –  że dobra historia właśnie daje poczucie wolności wyboru. No i jaki by ten wybór nie był, bardziej będzie się przekładał na działanie. Ten wybór będzie „bardziej”, bo ktoś go po prostu podejmie. A to tak grube to pytanie się pojawiło. Tak teraz, jak zacząłem szukać, wiesz, w głowie co mi chodzi, to tak poszło po grubasie.

[Ania] Po kręgosłupie.

[Maciek] Tak. Ale tak to jest w moim przypadku. Tak do tego podchodzę.

[Ania] To ja usłyszałam Maciek to, co myślę, że warto, by wybrzmiało. Że historia daje wolność. Wolność Tobie, bo możesz opowiedzieć tak, jak chcesz jako autor. Każdemu autorowi. I wolność słuchaczowi, bo może zrobić z tą historią to, co chce. Więc kończąc naszą dzisiejszą rozmowę ja Ci dziękuję…

[Maciek] Dziękuję za ten jasny sygnał. (śmiech)

[Ania] …autorze podcastu „Po Cichu” za to, że się odważyłeś go nagrywać. Bo to jest coś, co jest warte słuchania co piątek. Podlinkujemy oczywiście, żebyście mogli trafić i posłuchać w swój piątek. Albo w swój piątek w poniedziałek. Kiedy będziecie chcieli zatrzymać się i wziąć z tych opowieści to, na co jesteście gotowi. To, co chcecie. A za co trzymać kciuki, Maciek? Jeżeli chodzi o Twój podcast?

[Maciek] Za co piątek. Za co piątek, bo jeden się już nie pojawił i też otwarcie do tego się przyznaję. No wygrała po prostu potrzeba spędzenia czasu z małżonką, bo w zapędzonym czasie był tego deficyt.

[Ania] Ale to zobacz, jak to pięknie wpisuje się w tą wolność.

[Maciek] No tak. Tak, dlatego sobie dałem na to przyzwolenie, ale jeżeli za coś trzymać kciuki to za co piątek. Bo widzę, że mnie też to dobrze robi, jak jest ta cykliczność. I myślę, że jeśli komuś się to podoba – wiem, że paru osobom tak, co mnie niezmiernie cieszy – no to też dla nich, żeby ta cykliczność była zachowana. Bo rozumiem, że ktoś może w ramach rytuałów, które są ważne w naszym życiu, oczekiwać w piątek tej chwili z historią.

[Ania] No to ja trzymam kciuki za co piątek. A naszych słuchaczy podcastu Opowiedz.to, podcastu tych, którzy mówią do ludzi zapraszamy na co drugą środę. Do kolejnego odcinka. A jeśli ten uznacie za wartościowy, no to wyślijcie do przyjaciół. Jeśli Was zanudziliśmy, pytania były nietrafione, a odpowiedzi mało interesujące, no to ślijcie link do wrogów. Niech też się pomęczą. Maciek Cichocki był moim gościem. Anna Kędzierska razem z Maćkiem. Opowiedz.to.

[Maciek] Bardzo dziękujemy i zapraszamy za dwa tygodnie.

Pokaż więcej

Jak słuchać naszego podcastu:

Możesz nas słuchać praktycznie wszędzie. Siedząc przed komputerem, jak również będąc w ruchu, za pośrednictwem Twojego telefonu. Mówiąc krótko kiedy chcesz i tak jak lubisz.

Recenzuj nasz podcast

Kiedyś w sklepach na konopnym sznurku wisiał brulion, z którego okładki wielkimi literami krzyczał tytuł książka skarg i zażaleń.
Teraz mamy recenzje. Niekoniecznie tylko ze skargami. Jeśli masz jakieś przemyślenia, wnioski albo rekomendacje dla innych słuchaczy napisz nam recenzję. Będziemy wdzięczni i zmotywowani do dalszej pracy.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

2 komentarze

  1. Odcinek z dużą dawką wiedzy merytorycznej dla profesjonalistów, ale też zachęty dla tych, którzy ciągle chcą, tylko mają kłopot z odwagą. Nieśmiało dodam kolejną zachętę: dla dzieci, niech WIĄ – jak powiedział mało znany klasyk. Wszak do odważnych…

  2. Niby się znamy, a jednak duże zaskoczenie…słuchałam dwa razy, wzruszająca szczerość, wiedza, pasja, pewność, że wykonywana praca może dawać satysfakcję. Czapka z głowy. Szacun dla uroczej Przepytywaczki!