fbpx

#020 | 6 spektakularnych wpadek i nauk z nich płynących

7 października 2020

Podobno nie myli się ten, kto nic nie robi. My robimy. To oznacza, że czasem się mylimy. Raz bardziej, raz mniej. Z bogatego zbioru wpadek wybraliśmy 6, którymi dzielimy się ku przestrodze, nauce, zabawie i śmiechu. Śmiechu z nas. W końcu nic tak nie cieszy jak nieszczęście bliźniego.

Posłuchajcie o tym, jak można zepsuć swoje wystąpienie mając w głowie założenia. Dokąd w komunikacji prowadzi gra w “tak, ale”? I czy na pewno Paulo Coelho miał rację pisząc o szczęściu początkującego?

Posłuchajcie też o tym, dlaczego lubimy nasze wpadki. Czego nas uczą. Jak dzięki nim stajemy się lepszymi mówcami, trenerami, specjalistami od komunikacji.

Zapraszamy

Posłuchaj

Obietnice z odcinka

Wspominane podcasty:
#019 | Improwizacja w wystąpieniach publicznych

Książki do których się odwołujemy:
„Błądzą wszyscy (ale nie ja)” – C. Tavirs, E. Aronson | O wszechmocnym mechanizmie samousprawiedliwiania
„Myślenie pytaniami” – M. Adams | O drodze wyrokującego i uczącego się
„Przyczepne historie” – Ch. Heath, D. Heath | O poszukiwaniu sedna w komunikacji (i nie tylko)

Filmy, które polecamy:
„W głowie się nie mieści” | O emocjach i dlaczego koty są jakie są 😉
„Niebieskoocy” | O tym skąd się bierze dyskryminacja

Inne takie:
Klubu Trenerów Biznesu | Tu znajdziecie przestrzeń do analizy swoich wpadek w przyjaznej i bezpiecznej atmosferze
Konferencja „Dzień Porażki” | To ona nas zmotywowała do popełnienia tego odcinka

Odcinek do poczytania

[Ania] Oto podcast Opowiedz.to.

[Maciek] Odcinek 20. W 10. Świętowaliśmy mały sukces. Wtedy nagraliśmy taki odcinek o sukcesie, że sukces rządzi się swoimi prawami. No to jak mamy dwudziestkę – też okrągłą – to dzisiaj nagramy o porażkach. Trochę dlatego, że myśleliśmy o tym odcinku już od jakiegoś czasu. Żeby podzielić się swoimi wpadkami i porażkami. No i oczywiście – co najważniejsze – wnioskami, które z nich wyciągamy. A takim katalizatorem, żeby w końcu się za to wziąć jest konferencja onlinowa, która będzie miała miejsce 13. października, no w szeroko rozumianych internetach pod uroczym tytułem Dzień Porażki. Myślę, że to najlepiej pokazuje, co się na tej konferencji będzie działo. Więc zainspirowani, zmotywowani tą że konferencją bierzemy na tapet temat naszych wpadek. Mamy ich przygotowane w sumie 6. Po 3 każde z nas. Podzielimy się, tak żeby się pośmiać, bo nic tak nie cieszy, jak nieszczęście bliźniego, więc można się pobawić, pośmiać z nas. I też opowiemy, jakie wnioski z nich wyciągnęliśmy. Przewinie się trochę literatury tradycyjnie. No i różnych innych rzeczy, których sami nie wiemy, bo nie wiem, co ma Ania przygotowane i wiem, że Ania nie wie, co ja mam przygotowane, więc nawet tu mogą się pojawić pewne wpadki. Zapraszamy. Aniu powiedz, że jesteś.

[Ania] Anna Kędzierska, dzień dobry.

[Maciek] Maciek Cichocki, razem tradycyjnie Opowiedz.to. (muzyka) A ja już wspominałem wielokrotnie, że wziąłem sobie do serca nauki mojej mamy, którą oczywiście, jako wiernego słuchacza, serdecznie pozdrawiam, pozdrawiamy.

[Ania] Ja też, ja też.

[Maciek] Właśnie. I nauczyłem się puszczać panie przodem. W związku z czym z przyjemnością posłucham o jakiejś Twojej wpadce.

[Ania] Ale, że tak po prostu bez żadnej gry wstępnej? Bez jakiegoś – wiesz – powiedzenia, że porażki są ważne, bo dzięki temu się rozwijamy? Bo się uczymy dzięki temu, że się potykamy? Jest takie piękne motto, że uczymy się wstawać upadając. Nic tak? Tylko tak od razu na twarz? Że od razu porażka?

[Maciek] Porażki uczą, wyciągamy z nich wnioski. Jest takie piękne powiedzenie, że uczymy się chodzić wstając, więc myślę, że możemy uznać wstęp za załatwiony.

[Ania] (śmiech) No dobra, to nie osłodzisz mi tego. W ogóle z tymi porażkami to jest zabawnie. Bo ja z jednej strony doskonale to czuję, wiem i rozumiem, że te porażki i wpadki są istotne. No bo one rzeczywiście pokazują z jednej strony – pewne nasze deficyty. Z drugiej pozwalają od razu poszukać rozwiązań i zareagować na to, co się wydarza. Dla mnie też porażki zawsze są okazją – również w takiej sferze życiowej, nie tylko zawodowej – są okazją do tego, by zobaczyć, kto przyjaciel, kto wróg. Bo to od razu widać kto się cieszy i kto Cię otacza opieką wtedy, kiedy Ci się noga powija. No i ja takich zawodowych porażek mam kilka. Przygotowałam sobie, tak jak Maciek mówisz, trzy. I teraz powiedz mi poproszę czy chcesz z kategorii szkoleniowej, modowej, czy też z kategorii początkującego trenera?

[Maciek] To jest ciężki wybór. Ja myślę sobie, że poproszę Cię o coś, w czym czuję się największym ekspertem, żebym mógł to należnie krytycznym okiem ocenić.

[Ania] Czyli w modowej.

[Maciek] Tak, idziemy absolutnie w modę.

[Ania] Tak myślałam.

[Maciek] Przeczytałaś mnie, jak otwartą księgę.

[Ania] (śmiech) To było 2 lata temu, kiedy zostałam poproszona o wystąpienie na pewnym takim warsztacie, takiej mini-konferencji. Czasy się pozmieniały, więc przestano organizować konferencje prasowe, żeby dziennikarze dowiadywali się o jakimś ważnym dla klienta temacie i  potem dziennikarze o tym czytelnikom o tym opowiadali, tylko zorganizowano warsztat dla blogerek. Blogerek lifestylowych, modowych. I miałam takie wrażenie, że to jest taki towarzystwo, które przywiązuje wagę do wielu drobiazgów, do których na co dzień ja tej wagi nie przywiązuję. Czyli, żeby być tak dobrze pomalowanym, mieć dobrze dobrany but do sukienki, żeby tak, no wiesz. Całościowo prezentować się tak, jak należy i jak na instagramie dobrze się wygląda. No i wiedząc, że…

[Maciek] Odpowiem tylko, bo użyłaś tego zwrotu „pewnie wiesz” to wierzę Ci na słowo. O tak spuentuję, ale z zapartym tchem słucham czekając, że się dowiem, jaki but mam dobrać do sukienki. Bo mnie to żywotnie zainteresowało.

[Ania] Różowe, zawsze różowe. No i wyobraź sobie Maciek, że ja wiedząc o tym, że to jest taki słuchacz i takie audytorium, które zwraca uwagę na detale postanowiłam mój outfit przygotować należycie. Wybrałam sukienkę, wybrałam but, wybrałam żakiet. No i żeby to wszystko było jak najlepiej przygotowane to ów żakiet oddałam jeszcze do pralni. No żeby tak świeżo i elegancko przystąpić do działania. Merytoryka jest w głowie, no ale opakowanie jest ważne. Przystosowanie do audytorium też. Strojem też wyrażamy nasz szacunek. Strój wybrałam, na wszelki wypadek, wygodny, bo wiem, że to jest istotna kwestia. No i jakoż wybrała, takoż się przyodziałam. Popędziłam na ten warsztat dla blogerek. Panie zaangażowane, ciekawe. W telefonach na bieżąco relacjonujące to, co na tej mini-konferencji się wydarza. I w którymś momencie, ja stojąc przy flipcharcie, robiąc swój kawałek merytoryczny zauważam, że z tego żakietu mojego coś mi spod poły wystaje. Wystaje na tyle, że ja mam wrażenie, że to mi wystaje niemalże do kolan. Oczywiście w sytuacjach, w których czujemy, ze czai się oto jakaś wpadka nasze zmysły mają taką tendencję, żeby to wyolbrzymiać. Ty pewnie w kwestii gadziego mózgu coś na ten temat będziesz w stanie powiedzieć. No ale w każdym bądź razie tak chyłkiem, chowając się lekko za ten flipchart, spoglądam co też jest z tym moim żakietem nie tak. I co się okazało? Żakiet w praniu poddany nie wiem czy działaniu wody, czy też nie takiej temperatury, jakiej by sobie materiał życzył, doznał – jakby to powiedzieć…

[Maciek] Szoku.

[Ania] …pewnej deformacji. I podszewka, która wcześniej w tym żakiecie leżała jak ulał – i na mnie i na tym żakiecie – raptem zaczęła bezczelnie wystawać spod tego żakietu. W związku z tym ja stanęłam w którymś momencie z taką świadomością, że tak gdzie chciałam nie dość, że dobrze wypaść, to jeszcze dobrze wyglądać, no po prostu wystaje mi chamski kawał podszewy spod tego żakietu, który tak pieczołowicie dobierałam. No i jaka z tego płynie nauka? Nauka bardzo prosta. Od tego czasu ja za każdym razem zanim się ubiorę – że tak powiem – na gotowo, to robię taką przymiarkę ciuchów, żeby zobaczyć czy właśnie coś się tam nie urwało, nie wystrzępiło, nie wylazło. Po praniu ktoś nie zrobił tym ubraniom kuku. Czy fleks z obcasa się nie urwał. Czy noga mi nie urosła. Bo mając nawet w szafie taki swój podstawowy zestaw, w którym wiemy, że czujemy się dobrze i wyglądamy dobrze, no ten zestaw może doznać jakiegoś uszczerbku. I żeby nie iść przyzwyczajeniem, że to zawsze działało. I myślę, że to dotyczy nie tylko ubrania, ale wielu innych rzeczy, które sobie przygotowujemy na wystąpienia. Nawet jeśli to zawsze działało i zawsze pasowało to przy tym kolejnym razie, kiedy tego czegoś będziesz używać sprawdź, czy to jest na ten moment również tak gotowe, jak zawsze. Żeby nie ulegać założeniom, tylko sprawdzać.

[Maciek] Tak szukam czegoś, co pozwoliłoby mi dorzucić swoją cegiełkę…

[Ania] Konkurować.

[Maciek] Nie, konkurować nie. A widzisz, a propos konkurować to o tym będę chciał powiedzieć. To znowu mnie przeczytałaś. Ale żeby dorzucić się do tego kawałku, fragmentu modowego tak przypomina mi się taka dykteryjka o facecie, który dostał zaproszenie na ślub i wesele, ale – powiedzmy sobie szczerze – jakiejś dalszej rodziny. Dużo dalszej rodziny. Takiej, co to nie specjalnie miał ochotę inwestować w swój look, outfit, czy mówiąc po prostu wygląd. No ale jakiś tam, coś na kształt garnituru i obuwia do niego pasującego trzeba było nabyć drogą kupna. Garnitur tani, zieleń butelkowa, stary, dwurzędowy gdzieś się znalazł, więc nie było problemu.

[Ania] Z lekkim połyskiem.

[Maciek] Tak, koniecznie. I takimi fajnymi przetarciami w okolicach ud i łokci. Widać, ze już niejedno wesele miał za sobą. No i do tego trzeba było zakupić obuwie, no ale najrozsądniej było to uczynić na bazarze, więc udał się na takowy, który w jego mieście się znajdował. Żeby nie przedłużać historii – buty koniec końców kupił. Od niewysokiego mężczyzny, który przyjechał z Państwa Środka i handlował takim obuwiem w dobrej cenie. No i powędrował na to wesele. Ono się odbyło, on się pobawił. Były różne przygody. No i ze względu na te przygody wraca do tego kupca na targ. Z czerwoną miną. Pełen złych emocji. Z tymi butami, którymi macha nad głową. No i widać, że buty no mają dziury w podeszwach. No i krzyczy na tego Bogu ducha winnego, niewysokiego mężczyznę, że on kupił buty, że na wesele, że się rozwaliły, że co to ma być. I tam pewnie dodaje jeszcze parę epitetów, żeby pokazać swój wkład emocjonalny w tą sytuację. Na co ten niewysoki mężczyzna patrzy na niego i niezbyt płynną polszczyzną odpowiada „Buty trumna, buty nie wesele”. Więc nie warto iść w butach z tekturową podeszwą na konferencję.

[Ania] Tak, buty na tekturowej podeszwie rzeczywiście mają krótki żywot. Sama tego doświadczyłam jako dziecko, wiesz? Wyszłam na deszcz w takich pantoflach, które dostałam od babci z Ameryki. I nie wiem, chyba chciała babcia przyoszczędzić. I one na deszczu po prostu się rozpłynęły. Została tylko góra. Ale ładna była, złota.

[Maciek] Wiesz, albo u nas padały inne deszcze  niż w Ameryce po prostu.

[Ania] Kwaśne u nas.

[Maciek] Tak.

[Ania] To coś w tym może być.

[Maciek] Jeżeli to był rok po katastrofie elektrowni Czarnobyl to… Ale my nie idźmy w tą stronę.

[Ania] No właśnie. No właśnie Maciek, bo Ty tak oddalasz się od tematu, a ja jestem ciekawa, jaką Ty wpadkę przygotowałeś.

[Maciek] Też mam trzy kategorie. Skoro miałem prawo wyboru to zrewanżuję Ci się tym samym.

[Ania] Dobra.

[Maciek] Wpadka z dużej sceny konferencyjnej. Z mniejszej sceny, bo z sali szkoleniowej. Tudzież jeszcze mniejszej, bo ze spotkania biznesowego odnośnie no tego, czym się zajmuję, czyli projektu rozwojowego dla organizacji.

[Ania] No to ja z dużym rozmachem poproszę dużą konferencję.

[Maciek] O, to ja Ci bardzo dziękuję, ze tak wybrałaś, bo ja mam to dokładnie na górze kartki napisanie, więc mnie się wzrok nie omsknie. Jachranka. Podobno nie da się być dobrym trenerem, jeżeli się nie szkoliło w Jachrance. Słyszałem taką tezę. Dlaczego ją zapamiętałem? Dlatego, że ja w Jachrance, mam wrażenie przez rok, byłem koszarowany. Byłem tam co chwila. I taką przerwą od szkoleń, które tak prowadziłem było wystąpienie na konferencji. Ja nie pamiętam tytułu, ale odbiorcami byli sprzedawcy z jakiejś konkretnej branży. To chyba był jakiś taki twardszy temat. Taki około-przemysłowy. Jakaś energetyka. Nie odtworzę. Około stu osób na sali. Ja już nawet nie pamiętam, jaki miałem temat wystąpienia, ale pamiętam dokładnie, że wpadłem na taki pomysł, że opowiem im bajkę. Wyjdę jako prelegent przed tą grupę sprzedawców, no i żeby przełamać schemat opowiem bajkę. Jest taka bajka – chyba jeżeli dobrze pamiętam Davida Nine’na – Zielone niebezpieczeństwo. Ja ją znałem po moich kursach i szkoleniach z Markiem Rożalskim. No i w ogóle tak „porożalowo”, jak to się potocznie mówiło, byłem przekonany co do mocy metafory. Nadal jestem. Ale. I to „ale” za chwilę. No i opowiedziałem tą bajkę w skrócie zgromadzonemu audytorium. Myślę, że dość sprawnie, dość płynnie. Miałem to dość dobrze przećwiczone. I tyle. No opowiedziałem bajkę i zszedłem ze sceny.

[Ania] Jakie to wrażenie zrobiło na odbiorcach?

[Maciek] Myślę, że podobne, jak u Ciebie, tyle, że spotęgowane. Bo oni od konferencji oczekiwali czegoś poważnego. Więc tam było „O”. I takie słowo, które myślę często po tym „O” występuje, ja się je… Niezbyt cenzuralne.

[Ania] Rzesz.

[Maciek] Tak, w międzyczasie ono jest. I teraz do czego zmierzam? Bo o ile jestem zwolennikiem – i nieraz razem o tym mówimy – że w wystąpieniach publicznych warto przełamywać utarte schematy. No to przełamanie schematu nie polega na skakaniu z 10-piętrowego wieżowca głową w dół. Bo to jest samobójstwo, a nie przełamanie schematu. Natomiast wpadka największa zaczęła się dla mnie po tej konferencji. Kiedy w mojej głowie pojawiła się taka myśl – no bo ja czułem, całym sobą czułem, że coś było nie tak. Ale prawdziwa wpadka zaczęła się w momencie, kiedy znalazłem wytłumaczenie tej sytuacji. A wytłumaczenie brzmiało: oni nie dorośli do tego, co chciałem im przekazać.

[Ania] Mocne wytłumaczenie.

[Maciek] Ja dodam jeszcze, z kronikarskiego obowiązku, że mówimy o latach tak 2007/2008, czyli naście lat temu. Lubię myśleć, że od tego czasu przeszedłem pewną drogę i takie myśli już w mojej głowie nie kiełkują. Ale rzeczywiście wtedy taki mocno przekonany co do metafory, co do jej siły – jednocześnie wiedząc o tym, że metafora nie do wszystkich trafia – zidentyfikowałem sobie grupę tych – powiedzmy – stu osób jako takich, którzy nie dorośli. No i tutaj spotkały się trzy chyba czynniki, jak teraz sobie po czasie to patrzę. No po pierwsze: efekt Dunninga-Krugera. Nie jestem specjalistą, więc mam naprawdę tendencję do wyolbrzymiania swojej wiedzy eksperckiej. I myślę, że to idealnie ilustruje tą sytuację. Druga rzecz to jest tzw. współczynnik samo-zajebistości. Takie fachowe określenie, które było no ewidentnie wtedy za wysoko napompowane. I byłem przekonany, że wystarczy, że ja po prostu usta otworzę, a wszyscy klękną z wrażenia. Na szczęście tak nie jest. Dzięki temu muszę myśleć, co się wydarzy po tym, jak te usta otworzę –  to jest bardzo cenna nauka. I trzecia rzecz, która dotarła do mnie po pewnym czasie. Po paru latach. Bo ja gdzieś niosę w sobie tą porażkę i tak raz na jakiś czas do niej myślami wracam. Ta rzecz do mnie dotarła, jak czytałem książkę Wszyscy błądzą, ale nie ja. Oczywiście podlinkujemy tą książkę. To jest taka pozycja, która pięknie opisuje mechanizm samo-usprawiedliwiania, który jest nam bardzo, bardzo potrzebny. Bo gdybyśmy nie umieli odpuścić, wytłumaczyć sobie pewnych sytuacji, które za nami, no to możliwe, że byśmy nawet zwariowali. Jednocześnie, jeśli damy się ponieść temu mechanizmowi samo-usprawiedliwiania, to w książce jest to porównane do turlania się po równi pochyłej. Po pewnym kawałku sturliwania się z tej równi pochyłej jesteśmy już tak rozpędzeni, że nie ma już fizycznie żadnej siły, żeby nas zatrzymać. No i pamiętam taki przykład z tej książki: badania, które pokazują, że spora część polityków naprawdę wierzy w to, że zrealizowała obietnice przedwyborcze. Tak często sobie to powtarzają, że w końcu zaczynają w to wierzyć. I to jest dla mnie taka studnia gigantycznego błędu, w która można wpaść właśnie po wystąpieniu publicznym, kiedy odpowiemy sobie, że ta grupa/to audytorium/ta publiczność nie dorosła, albo to była zła grupa szkoleniowa. Czasami się mówi, że to była trudna grupa. Nie ma trudnych grup. Są trenerzy, albo prelegenci, którzy nie ogarnęli sytuacji w danym momencie. Co nie znaczy, że to jest proste. To jest ten taki generalny wniosek. A propos tego, że warto czasami to swoje samo-usprawiedliwianie zastopować i się przyjrzeć temu, co za nami. No i drugi wniosek – ja, wielki miłośnik metafory i olbrzymi miłośnik bajki o zielonym niebezpieczeństwie. Może swoją drogą nagramy jakiś odcinek z bajkami. Takie coś w ten deseń. Chętnie bym parę opowiedział.

[Ania] To ja bardzo chętnie. Myślę, że te bajki po rozłożeniu na czynniki pierwsze mogą być fantastyczną inspiracją dla naszych słuchaczy.

[Maciek] No to coś na kształt planu się pojawia. I wracam do tego, że ja jako miłośnik metafory po tym wystąpieniu – po czasie, po tym wystąpieniu – nabrałem też takiego przekonania, że ani metafora, ani żadne inne znane mi narzędzie komunikacyjne nie jest jedynym, słusznym środkiem przekazu. Jednocześnie, im więcej tych narzędzi mam i im więcej umiem, tym jest większa szansa, że płynnie skacząc po tych narzędziach trafię do większego audytorium. Uwielbiam metafory. I one nie nadają się dla wszystkich i do wszystkiego. Mówię to z pełnym przekonaniem, między innymi po takim doświadczeniu, jakie sobie w cudownej, zielonej, wiosennej Jachrance zafundowałem.

[Ania] Mhm, to opowiadasz Maciek o takich swoich trenerskich, wystąpieniowych początkach i moja druga wpadka jest właśnie z tego obszaru. Kiedy będąc młodą trenerką – mogłabym tak zacząć. Historia też taki 2007/2008 rok myślę. I blisko jest mi do tego, o czym mówiłeś: takiego mechanizmu, który mamy. Może nie samo-usprawiedliwiania, tylko potrzeby wyrzucenia z głowy tych negatywnych doświadczeń, bo inaczej człowiek by zwariował. I to jest taka historia, o której ja bardzo się starałam zapomnieć. Dlatego, że wtedy, kiedy się wydarzyła mi było tak potwornie wstyd, że coś takiego się wydarzyło. Ja miałam tak potworne wyrzuty sumienia, że mnie aż coś w środku bolało. A jednocześnie wiedziałam, że ta historia wymaga rozebrania i przyjrzenia się, dlaczego się wydarzyła, żeby kolejny raz nie zrobić czegoś tak strasznego, jak zrobiłam. No i po tym przydługim wstępie, krótko o tej przygodzie. Był taki czas, kiedy prowadząc szkolenia zostałam poproszona o zrealizowanie takiego dużego programu dla osób 50+ w ramach profilaktyki wykluczenia społecznego. To była taka grupa, która była objęta specjalną opieką i im się proponowało różnego rodzaju warsztaty z obszarów miękkich. Żeby oni też mogli swoje poczucie mocy zbudować ze świadomością, że mają za sobą potężne zawodowe i życiowe doświadczenie. I to, że są 50+, czyli to, że mają te 18 + VAT i  jeszcze + VAT i jeszcze odsetki, to wcale nie znaczy, że na rynku pracy są gorsi tylko, że stanowią potężny zasób fantastycznych, dojrzałych pracowników. I takie szkolenie prowadziłam. I jedną z uczestniczek na sali była Hania – położna. Kobieta, na którą jak się spoglądało to miałeś wrażenie, że patrzysz na anioła. Ona w ogóle była cała taka puchata, ale w takim znaczeniu miękkości. Miała długie, lekko kręcone, siwe włosy. Ubrana była w coś pastelowego, co roztaczało wokół niej taką aurę ciepła. No aż się człowiek niemalże chciał przytulić. I jednym z ćwiczeń, które robiłam – ćwiczenie, które w ogóle polecam i bardzo lubię – to jest takie ćwiczenie z monetami. Po to, żeby można było sięgnąć do swojej przeszłości, ale też móc opowiedzieć o sobie w taki sposób swobodny. Miałam przygotowane monety, które trzymałam w koszyczku. No i zgodnie z instrukcją poprosiłam, żeby każdy w uczestników wyciągnął jedną monetę. Sprawdził, w którym roku ta moneta została wybita. I opowiedział nam, co takiego z tego roku się wydarzyło, że on dzisiaj jest tutaj. Na tym naszym spotkaniu, na tym szkoleniu. No i, przechadzając się po sali, każdy z uczestników ode mnie taką monetę otrzymał wyciągając ją sobie z koszyczka. I w którymś momencie Hania, z taką niezwykłą delikatnością w głosie, zadała pytanie: „No dobra, a co będzie, jeśli wyciągnę monetę sprzed roku mojego urodzenia?”. A ja, ponieważ nie grzeszę błyskotliwością, jeżeli chodzi o układanie wydarzeń na linii czasu, a chciałam szybko zareagować – bo miałam wrażenie, że taki dobry trener to jest ktoś taki, kto z tą interwencją, z tą odpowiedzią jest taki hop-siup, taki już od razu, tak natychmiast, że uczestnik nie musi czekać, że taki jest zaopiekowany – no to wypaliłam: „Słuchaj Hania, nie martw się, tutaj nie ma dukatów.”. No i wtedy zaświtało mi w głowie, że chyba dukaty były dużo wcześniej, niż Hania się mogła urodzić. I że to nie jest ta kolejność zdarzeń, że najpierw urodzenie Hani, a potem dukaty, tylko najpierw dukaty, a potem Hania. I zrobiło mi się koszmarnie głupio, że palnęłam coś takiego. Próbowałam jeszcze z tego wybrnąć całkiem idiotycznie, bo pomyślałam sobie „No nie mogę tak tego zostawić. Taki dobry, początkujący trener. Trzeba to jakoś ogarnąć, żeby ten uczestnik nie odkrył tego, że ja tutaj tak pochrzaniłam te kolejności.”. I powiedziałam: „Bo dukaty to jest jakaś nowa waluta wprowadzona w Egipcie.”. I jak to pomyślałam to doszłam do wniosku, że to jest w ogóle beznadziejne i trzeba się było po tej pierwszej wpadce zamknąć i do cholery nie odzywać. Albo powiedzieć: „No wiesz co Hania, pokręciłam kolejności. Najstarsza moneta jest tak z 65’.” I nie brnąć w to. I było mi głupio przez miesiąc, dwa, trzy, pół roku. Próbowałam zapomnieć. A potem na Klubie Trenerów Biznesu Beata Jakubowska wywołała ten temat na facebook’u i ja tą historię opowiedziałam. I pomyślałam sobie, że wyjęcie jej na światło dzienne jest na pewno uczące dla mnie. Bo ja dopiero wtedy zobaczyłam, o co w tym wszystkim chodzi. Że moje pragnienie bycia błyskotliwą nie oznacza, że ja nie muszę natychmiast. I, że ja w ogóle nie muszę być trenersko błyskotliwa w takich kawałkach. A, że też zaliczę taką wtopę to mogę wprost powiedzieć. Świat się nie skończy, że to chyba nie to miałam na myśli. Moją intencją było zupełnie coś innego. No i kolejna rzecz, że jak się wydarzają takie rzeczy to nie warto ich zamiatać pod dywan i próbować zapomnieć, bo dopiero wyjęcie spod tego dywanu i ze spojrzenia z różnych perspektyw płynie nauka. I, że te porażki są ważne, bo ja od tego czasu – a to już no 12., 13. rok mija – intensywnie pracuję nad tym, żeby nie działać błyskawicznie. Żeby nie być taką „hop-siup do przodu”. Nawet sobie taki napis „wolno” wytatuowałam, żeby pamiętać o tym, że ja nie muszę szybko. Że czasami wolno też jest OK.

[Maciek] Z resztą, jak uczą Kuce z Bronksu: jeden lubi szybko, a drugi luuubi wooolno.

[Ania] Tak jest.

[Maciek] Trenersko. To ja postaram się rzucić odrobinę nowego światła na sytuację. Dlatego, że nie będzie z początków. Nie będzie z głębokich archiwów swoich dokonań, tylko będzie taka świeżynka. 3-letnia, jeśli dobrze pamiętam. Coś takiego. 3, 4-letnia historia. Taka, że – no nie mogę już mówić, że byłem początkującym trenerem, początkującym mówcą, bo raczej już miałem te ponad mityczne 10 tysięcy godzin na liczniku, więc to co według Gladwella dzieli nas od perfekcji, więc już nie powinno być miejsca na żadne, absolutnie żadne błędy. Na szczęście to miejsce…

[Ania] Powinno być idealnie i perfekcyjnie.

[Maciek] Tak. Na szczęście to miejsce jest i te błędy się zdarzają. Szkolenie dla klienta. Potężna firma, z którą wszyscy mamy do czynienia. Firma z obszaru budżetowego, dbająca o naszą tzw. przyszłość na starość. Oczywiście nazwy nie będę wymieniał. Trenerzy tej organizacji – przesympatyczni zresztą skądinąd ludzie – no i to było tak zrobione, że nas było dwóch trenerów. Początek był wspólny na dużej sali dla wszystkich, a potem każdy trener zabierał swoją grupę do małej sali i tam pracował. Szkolenie było Train the trainers. Wspieraliśmy ich w kompetencjach trenerskich. I jakoś tak zupełnie spontanicznie kolega, z którym byłem zapytał czy mam jakiś pomysł na tę pierwszą część robioną wspólnie. Ja w ramach tej błyskotliwości i braku tatuażu „wolno” oczywiście szybko zareagowałem, że „tak mam”. No i rzeczywiście w ramach tej pierwszej części zaprosiłem ich do takiego, ja to nazywam eksperymentem myślowym, kiedy szuka się rozwiązań, co można zrobić z butelki. Tak, nie będę się wdawał w szczegóły. Na końcu tego, ja to nazywam eksperymentu myślowego, jest taki moment, kiedy ja pokazuję pewne… No nie chodzi o ograniczenia myślowe, tylko takie klapki, które sobie sami zakładamy na oczy w związku z czym nie widzimy wszystkich możliwości, które są dookoła. No i w ramach demonstracji tego… (dźwięk telefonu) Przepraszam bardzo.

[Ania] Spoko. (śmiech)

[Maciek] Tego się nie wytnie, więc przyznam się – zadzwonił mój telefon. W ramach demonstracji tychże klapek opowiadam o tym, że no przecież jest butelka, ale jest też kapsel, jest etykieta. Jest też to, co jest w butelce. No i jak mówię o tym, że jest coś w butelce to przechylam ją, żeby parę kropel poleciało na podłogę, na wykładzinę. No bo to zwiększa siłę przekazu. To jest czysta woda, więc nie ma problemu. I tak toż się wtedy odbyło. I bez problemu sobie funkcjonowało. No, fajnie zaczęty początek. Ludzie rozkręceni. Uzyskaliśmy to, co chcieliśmy. Były uśmiechy, była jakaś taka nadzieja na fajną pracę dalej. No i w przerwie między tą częścią wspólną, a rozejściem się do tych małych sal, podeszli do nas sponsorzy tego wydarzenia. No i ja taki uśmiechnięty, no bo fajnie poszło, więc całkiem miło, sympatycznie. Otwieram buzię, żeby powiedzieć dzień dobry i tak dalej. I w tym momencie słyszę taki twardy, dyrektorski ton, że „Absolutnie karygodne. Wylewanie wody. To jest niedopuszczalne. Tak ma się to nie odbywać!”.

[Ania] Auć.

[Maciek] No właśnie, auć. Ale tak naprawdę, zasadniczo ta Pani miała rację. No jesteśmy w takim zabytkowym hoteliku. Może rzeczywiście wylewanie wody, nawet czystej, nie jest najlepszym pomysłem. Tylko, że mnie chyba ten ton głosu, ta postawa, albo ten kontrast między moim odczuciem „poszło dobrze”, a taką sztywną ramą, nacisnęła na guziczek. Nacisnęła na guziczek, który przybliżyliśmy w poprzednim, 19. Odcinku, podczas rozmowy z Piotrem Barańskim. A mianowicie na guziczek pt. Tak, ale. No i zaczęło się „ale”. Ponieważ to była krótka przerwa, no to nie mogłem sobie „poalować” z tą Panią. No bo ona odeszła zajmować się swoimi sprawami, a ja poszedłem do grupy. Z naciśniętym guziczkiem Tak, ale. No i niestety, w grupie – niestety dla mnie, w sumie dla grupy też, za co mógłbym ich tylko przeprosić po czasie – pojawił się wątek mitycznego dla trenerów cyklu Kolba. Myśmy w programie mieli nawiązać do cyklu Kolba. Oni oczywiście deklaracyjnie mówili, że świetnie ten cykl Kolba znają i stosują. No i traf chciał, że już w pierwszej, drugiej wypowiedzi ewidentnie pokazało się, że między „wiem co to jest”, a „stosuję” jest przepaść. A ja byłem z naciśniętym guziczkiem Tak, ale.

[Ania] Auć.

[Maciek] No i pojawiło się coś, co jest potężnym błędem według mnie w wystąpieniach publicznych w szkoleniach, czyli: koncentracja na tych, którzy są „na nie”. A tych „na nie” były 2 osoby w 23 czy 24-osobowej grupie. No i praktycznie cały pierwszy dzień prowadziłem pojedynek bokserski z tymi 2 osobami generując gigantyczną stratę dla pozostałych ludzi, którzy mniej lub bardziej chcieli wejść w temat. I to jest dla mnie kardynalny błąd. Pierwsza rzecz, no warto grać w grę i – znowu kłania się poprzedni odcinek – to jest pierwszy wniosek, który ja wyciągnąłem. Że to tak, ale to nie jest dobry pomysł. Druga rzecz jest taka, że parę dni temu wpadła mi w ręce książka – po raz kolejny, wieki ją temu czytałem, ale coś tam szukałem i wertując półkę wyjąłem ją. Jest taka książka Myślenie pytaniami – tradycyjnie podlinkujemy. I, że w książce jest – poza całym modelem myślenia pytaniami – narysowana taka mapa. To jest taka mapa… My wyruszamy w jakąś drogę, tak jak ja wyruszyłem podczas tego szkolenia. No i na tej drodze jest rozgałęzienie. Są rozstaje dróg. Można iść w jedną stronę, albo w drugą. Jedna droga jest nazwana ścieżką wyrokującego. Druga jest nazwana ścieżką uczącego się. Nie zdradzę specjalnie sekretu i nie będę spoilerował książki, jeżeli powiem, że ta droga wyrokującego prowadzi do czarnej dziury. I ja właśnie na drogę wyrokującego wkroczyłem podczas tego szkolenia. Mój wewnętrzy ekspert powiedział mi: „Ty wiesz, jak ma być. A oni, te <<głupki>> – macham palcami w cudzysłowie, żeby było wiadomo – nie wiedzą. Więc Ty im teraz przynieś kaganek oświaty. A jeśli oni go nie chcą, to tym płomieniem ich podpal na popiół.”. To nie jest dobre rozwiązanie, bo po latach – jak sobie zrobiłem retrospekcję tej sytuacji i starałem się kroczyć tą drogą uczącego się – to można wyciągnąć bardzo dużo wniosków. Chociażby taki, żeby nie koncentrować się na opornikach. Chociażby taki, że: nawet jeśli coś wiem i dam się za to pokroić, to i tak metodą na przekazanie tego nie jest forsowanie swojego zdania. Bo im więcej ja argumentuję, tym silniejszy mur jest po drugiej stronie. No i tu paradoksalnie przydałaby się metafora. W Jachrance zaprowadziła mnie na manowce, a tu mogłaby pomóc. Bo metafora jest takim otwartym komunikatem. No ale wtedy poszedłem w dosłowność. To taka wpadka z sali szkoleniowej – wcale nie archiwalna, bo mniej-więcej sprzed 3 lat. Z czasów, kiedy już byłem – jak to Ty Aniu mawiasz – trenerem z długą, siwą brodą.

[Ania] No ładna historia, ładna. Tak to bardzo poczułam. Ten moment, kiedy opowiadałeś, że przychodzi Pani z informację, że się tak nie robi i się tak nie wylewa. I ten naciśnięty guziczek, który potem nas prowokuje do tego, że idziemy wcale nie taką drogą, na jaką jesteśmy w ogóle niejednokrotnie życiowo gotowi, tylko coś nam się takiego odpala osobistego i wpadamy jak śliwka w kompot, nie? Już te tryby jak ruszą, to ciężko jest się z tego wycofać.

[Maciek] Dlatego też myślę sobie, tak jak Ty powiedziałaś poprzednio. Że takim punktem przełomowym, jeżeli dobrze zrozumiałem, to było wyciągnięcie tej historii z Panią Hanią. Opisanie jej, czy nawet zmuszenie się, by jeszcze raz ją przerobić. A to jest dla mnie takie metody na poznawanie tej swojej konsolety, w której mamy różne przyciski. Myślę, że każdy z nas ma takie przyciski, po których jak my je wciśniemy albo ktoś nam… Ktoś nam nie może wcisnąć. Coś nam zrobi, w związku z czym my wciśniemy przycisk. No to nagle robi się czerwono przed oczami. Zaczyna tutaj taka żyła na szyi drgać. Kły się wysuwają. No i jesteśmy gotowi do mordu i do przelewania krwi. No ale też myślę sobie, że mamy też takie przyciski, które jak my naciśniemy na skutek jakiejś sytuacji to mamy ochotę się zakopać w ściółkę i uciec. I dobrze wiedzieć, jakie sytuacje skłaniają nas do naciskania tychże guzików. One się wydarzą, na pewno się wydarzą. Ale może wtedy, idąc na salę, wszedłbym tylko na salę i powiedział „Słuchajcie, przepraszam. Miałem długą pogawędkę ze sponsorem. Potrzebuję jeszcze 10 minut na to, ale zaraz wracam.”. I po prostu wyszedłbym przed budynek wziąć 2 głębokie wdechy, żeby jednak ten puls, o którym też mieliśmy okazję gdzieś mówić, spadł poniżej 95. I żeby to czerwone sprzed oczu się rozmyło. Nawet jeśli pomyślą o mnie, że to było nieprofesjonalne i zacząłem od przerwy, to akurat jestem w stanie nadrobić i merytorycznie i tak jakby relacyjnie późniejszą robotą. Ale już takie gryzienie na dzień dobry… No ciężko mówić ludziom pogryzionym, że nic się nie stało, że przecież Cię nie boli.

[Ania] To Maciek, Ty zawsze tak akuratnie mówisz o rzeczach, które podlinkujemy. No to ja jednak teraz spełnię to marzenie o byciu błyskotliwym mówcą i przy okazji Ci podziękuję za rekomendację filmu, który oglądałam teraz z moją rodziną w weekend. A mam wrażenie, że on się doskonale wpasuje w to takie diagnozowanie swoich własnych guziczków na konsolecie. A mianowicie film W głowie się nie mieści, który jest cudowny. I myślę, że jeśli zechcecie ten film obejrzeć to zrozumiecie co to znaczy, że się robi przed oczami czerwono, a w jakich momentach dotyka Was małe, niebieskie coś. I człowiek ma się ochotę zakopać w ściółkę. Piękny film. Myślę, że obowiązkowy dla mówców, którzy chcą świadomie zarządzać swoimi emocjami, ale też zrozumieć emocje swojej publiczności. To to polecamy.

[Maciek] A propos tego filmu dodam, że wszyscy ci, którzy są zafascynowani, czemu koty zachowują się tak, a nie inaczej, to w końcowych scenach filmu jest naukowe wytłumaczenie, które rzuca światło na tą zagadkę.

[Ania] To jest film, który warto obejrzeć do napisów końcowych – to prawda. OK, no to ostatnie.

[Maciek] Znaczy ostatnia Twoja.

[Ania] Ostatnia moja. Taka, którą wspominam z dużym uśmiechem. Mam przekonanie, że to była porażka, a jednocześnie my żeśmy… My, bo mówię ja i Robert Boch, z którym wtedy prowadziłam szkolenie. Mój serdeczny, wieloletni kolega-trener. Reagowaliśmy bardzo adekwatnie, wychodząc ze wszystkich wpadek tak, żeby to nie było ze szkodą dla uczestników szkolenia, warsztatu z dyskryminacji. Potężny projekt organizowany w całej Polsce. Wiele warsztatów, konferencji, które miały uwrażliwiać ludzi pracujących w szkole, w ośrodkach pomocy społecznej, w innych obszarach pomocowych. Na dyskryminowanie z każdego względu: płeć, wiek, orientacja seksualna, wyznanie, status ekonomiczny, wykształcenie, itd. itd. Szkolenie, które prowadziliśmy w Łodzie. Oboje wtedy z Robertem byliśmy z Warszawy, więc świadomi tego, że się nie przyjeżdża na ostatnią chwilę pojechaliśmy dzień wcześniej. Naszą odpowiedzialnością i naszym zakresem, na który byliśmy umówieni było przygotowanie scenariusza, przeprowadzenie warsztatu. Cała logistyka była po stronie firmy, która nam to zlecenie zaoferowała. No i pojechaliśmy dzień wcześniej, żeby się przygotować. I rano, niespiesznie, popijając kawkę odbieramy telefon z pytaniem: „Przepraszam bardzo, bo pół godziny temu zaczęło się szkolenie.”. Spoglądamy na zegarek, jest godzina 8:30, a my mamy informację, że startujemy o 10:00. Więc mówimy „Nie, nie, nie nie, o 10:00 się zaczyna szkolenie.”. A Pani mówi: „A to nikt Państwa nie poinformował, że godzina rozpoczęcia została przełożona?”. No więc porzuciliśmy kawkę, nie jedząc śniadania, pędem – żeby nie ze stratą dla uczestników – dopadliśmy miejsca pod wskazany adres, gdzie to szkolenie miało się odbywać. I ku naszemu zaskoczeniu okazało się, że jest to Ośrodek Leczenia Uzależnień. To nas zmroziło na dzień dobry. Ale pomyśleliśmy sobie: „No nic to, przychodzą ludzie już trzeźwi, już bez kontaktu ze środkami psychoaktywnymi, więc jesteśmy bezpieczni.”. No więc dopadamy do tej sali w emocjach. Bardziej z pośpiechu, niż z przerażenia. No i jest przygotowana sala. Jest flipchart. Jest rzutnik. Jest stół okrągły, zgodnie z naszymi prośbami. Ale okazuje się, że ten stół, którym my chcieliśmy trochę, w trakcie różnych ćwiczeń, pomanewrować jest przykręcony ze względów bezpieczeństwa – no bo to ośrodek odwykowy. Więc nie ma takiej mowy, że te ławki się przestawi i pozwoli się uczestnikom tak zaaranżować salę, żeby mogli pracować w grupach. No ale pomyśleliśmy sobie” „Dobra, z tym sobie damy radę. Przemodelujemy ćwiczenia, zorganizujemy tą przestrzeń jakoś inaczej.”. I kluczowym punktem w tym warsztacie było oglądanie filmu Niebieskoocy. To jest taki film, który też serdecznie polecamy, podlinkujemy. On jest już otwarcie dostępny w Internecie. Wart obejrzenia, bo pokazuje mechanizm powstawania dyskryminacji. Pokazuje eksperyment, w którym to osoby niebieskookie są dyskryminowane na co dzień tak, jak osoby np. czarnoskóre. I film, żeby go zobaczyć, no to trzeba mieć sprawny narząd wzroku. A my, przygotowując się do tego warsztatu nie sprawdziliśmy kogo będziemy mieć na sali. I okazało się, że mamy wśród uczestników 2 osoby niewidome, które nie zobaczą filmu. I to jest taki moment, z którego do dzisiaj z Robertem jesteśmy bardzo dumni. Bo postanowiliśmy ten film im opowiedzieć, co było dla nas i dla innych uczestników potężną lekcją. Po pierwsze lekcją na dzień dobry, że jeśli mówisz do ludzi, masz jakieś audytorium, to sprawdź, jakie oni mają potrzeby, jak się przygotowujesz na szkolenie. A po drugie, jeżeli chcesz być skuteczny/skuteczna, to mów ich językiem. I co mam teraz na myśli. Ten film Niebieskoocy zaczyna się taką sceną, gdzie szeroką aleją jedzie duża, amerykańska ciężarówka. I domyślam się Maciek, że masz ten obraz przed oczami. Że nasza wyobraźnia podpowiada nam kształt, być może kolor, kolory liści, itd. I tą szeroką aleję, amerykańską. Z amerykańską ciężarówką.

[Maciek] Ja mam jeszcze zachód słońca, nie wiem czemu, ale tak mi się wyświetliło od razu.

[Ania] I to jest jak najbardziej OK. Natomiast my zaczęliśmy ten film opowiadać. Od pierwszej sceny: szeroką aleją jedzie duża, amerykańska ciężarówka. I Tomek, który był niewidomy, siedział obok mnie. Złapał mnie za rękę i mówi „Ania, ale ja nie wiem, jak wygląda duża, amerykańska ciężarówka.”. I wtedy sobie pomyślałam „No to jest wyzwanie.”. Mówić takim językiem, który jest dostępny dla osób, które mają inaczej niż ja. I, że ponieważ oni byli niesamowicie serdeczni i otwarci. Nie krytyczni. Nie mówiący: „No to takie szkolenie antydyskryminacyjne i co? I nie wiecie, że macie przygotować materiały szkoleniowe na poziomie dostosowanym do uczestników? Wy nas tu dyskryminujecie?”. Nie mieli takiej perspektywy, tylko byli wspierający i pomocni i uczyli nas, jak mówić do niech, żeby mogli odebrać wszystko to, co żeśmy my im merytorycznie przygotowali. I opowiedzieliśmy ten ponad godzinny film. Tak, ze w ich oczach, jak i w oczach innych uczestników pojawiły się łzy wzruszenia. Bo to jest film, który budzi emocje. Jaka z tego wiedza płynie? No oprócz tego, że wtedy kiedy jedziesz na szkolenie, a odpowiadasz za wycinek z zakresu całego projektu, to jednak sprawdź, jak to się orientuje do pozostałych obszarów. Jeśli mówisz do ludzi – a to jest podcast dla tych, którzy mówią do ludzi – to sprawdzaj bardzo uważnie, do kogo mówisz. Bo to są drobne rzeczy, o których my na co dzień zapominamy, a które mogą zrobić różnicę. No i kolejna rzecz: od tamtego momentu ja bardzo uważnie sprawdzam też miejsca, w których pracuję. No i żeby na koniec – żeby pochwalić się, jak dużo ja się nauczyłam tą wpadką i jak bardzo pamiętam lekcję z niej płynącą – dwa tygodnie temu uczestniczyłam w spotkaniu jako ekspert-psycholog, które odbywało się w restauracji. Rodzaj konferencji prasowej. I byłam na tyle dociekliwa – i całe szczęście, bo bym zaliczyła kolejną wpadkę – że zobaczyłam, jak ta sala wygląda. Bowiem okazało się, że organizator ze względu na temat postanowił nas, jako uczestników konferencji, posadzić na tle ściany, która jest wyłożona różami. A ja miałam taki pomysł, że się ubiorę w taką ładną, kolorową sukienkę. No i podejrzewam, że bym się żarła niesamowicie z tym tłem. Ale, ponieważ wcześniej sprawdziłam w Internecie, w jakim miejscy się to będzie odbywać, od której do której i o co chodzi, byłam elegancko – w szarej sukience, w różowych butach z różowym paskiem. I nawet zostałam doceniona za mój outfit. A ja się przede wszystkim czułam dobrze, bo wiedziałam, że nie będę rezonowała ludziom w oczach i będą mogli się skupić na merytoryce, którą dla nich przygotowałam.

[Maciek] Kurczę. I to by była najlepsza puenta tego odcinka.

[Ania] Nie, Ty robisz lepsze puenty. Dawaj.

[Maciek] Nie, to w tą stronę bym nie szedł.

[Ania] A ja tak. (śmiech)

[Maciek] Przypomniały mi się wpadki logistyczne i bardzo podobna historia z ćwiczeniami z ruchem i z filmem, który miałem przygotowany dla grupy, a grupa okazała się grupą z zakładu pracy chronionej, więc miałem zarówno osoby na wózkach inwalidzkich, jak i niewidzące. No więc tak jakoś empatycznie poczułem co to znaczy przebudować szkolenie w ostatniej chwili. Ostatnia rzecz, którą przygotowałem, wpadka. W zasadzie taki cykl wpadek, które przeanalizowałem po czasie. Dotyczy spotkań biznesowych, na których to jeździliśmy no sprzedawać nasze usługi – nie ma co tego tutaj owijać w bawełnę.

[Ania] Choć to robimy czasami.

[Maciek] Tak, jakby ktoś chciał sprawdzić nas nie tylko poprzez przez podcast to może nas zaprosić na takie spotkanie biznesowe. My chętnie opowiemy o tym, co robimy.

[Ania] (śmiech) Chętnie wpadniemy.

[Maciek] A nuż widelec z tego coś wyjdzie. W każdym razie, tamte spotkania były w dawnych czasach w innym składzie. Pracowałem z kumplem. Tworzyliśmy wspólnie markę. No i myślę sobie, że to było takich dwóch, postawnych facetów o dość silnych charakterach. I po czasie, myślę sobie, że popełniających… No będę mówił o sobie, bo nie chcę mówić o kimś innym. Ja przynajmniej popełniałem w tym wszystkim taki błąd, którego podstawą było takie poczucie misyjności. Takie, że „Ja Mesjasz zbawię Was.”. Może nawet część tych pomysłów, które nieśliśmy była wartościowa. Znaczy się, ja jestem przekonany, że była wartościowa. I dobra i mądra. Nie zmienia to faktu, że siadaliśmy naprzeciwko kogoś, kto odpowiada w organizacji za ten obszar, o którym rozmawiamy, ale ten obszar zazębia się z wieloma, wieloma innymi systemami tej organizacji. I nazywam ten błąd po czasie czymś takim, że ja wpychałem temu mojemu słuchaczowi całego słonia na raz do gardła. Przekonany o tym, że żeby ten proces/projekt, który właśnie chcemy zaproponować organizacji miał ręce i nogi to my musimy zrobić to, to, to i jeszcze tutaj to. Tu ruszyć to i tu zmienić takie rzeczy, a tu jeszcze dodać coś w ten sposób. A, no i zaangażować jeszcze tą, a tą osobę. I to z perspektywy procesowej jest ważne, bo rzeczywiście – żeby projekty rozwojowe działały to musi wiele czynników się spotkać. Jednocześnie po drugiej stronie siedział człowiek, który po każdym takim moim zdaniu dobudowywał sobie kolejny klocuszek planu i przerażenie w jego oczach rosło. Z prostego projektu robiła się wielka rewolucja. No i krótko mówiąc, nie dziwię się, że spora część tych rozmów nie kończyła się sukcesem. Bo jak wiadomo – i to jest jedna z ważniejszych powiedzonek – słonia należy jeść po kawałku. I to jest ta nauka, że niezależnie od tego, jakie mam poczucie misyjności, jaką ważną treść chcę przekazać… No Ty Aniu na początku tego odcinka a propos wpadek powiedziałaś, że „tak bez gry wstępnej”. No właśnie ta gra wstępna, to podzielenie tego naszego tematu na strawne kawałki jest niezmiernie ważne. Jestem teraz na etapie książki Przyczepne historie. Myśmy do tej książki nawiązywali parokrotnie, ale jeszcze w wersji anglojęzycznej. Od pewnego czasu jest już dostępna na naszym rynku. Myślę, że poświęcimy jej chwilę uwagi, bo to jest taka kwintesencja tworzenia właśnie przekazu, który przykleja się do ludzi. I tam jest opisany taki motyw, jak w armii amerykańskiej na początku bardzo planowano pierwsze wydarzenia, ale żaden plan nie wytrzymywał zetknięcia z realnym przeciwnikiem na polu bitwy. Aż w końcu doszli do tego, że dowódcy powinni nauczyć się formułować taką myśl przewodnią, która będzie przyświecała tym stopniom dowodzenia poniżej, ale ona nie będzie oznaczała bardzo precyzyjnego planu. I bardzo mi się te wątki połączyły. Jak idziemy do klienta i nawet chcemy – teraz nauczyłem się – zaproponować mu coś wielkiego, to warto go zarazić myślą przewodnią, ale nie od razu całym planem, który będzie wymagał od niego przebudowania wszystkiego i zaangażowania niesamowitych zasobów na najbliższy rok. Jak ta myśl przewodnia „zażre” mówiąc kolokwialnie, jak zrobimy pierwszy krok w jej stronę i to przyniesie efekt, to automatycznie po drugiej stronie pojawi się przestrzeń do tego, aby realizować kolejne elementy tego planu. Więc jeżeli słucha to ktoś, kogo zadławiłem słoniem wpychanym do gardła w całości, to przepraszam. Naukę wyciągnąłem. Mam nadzieję, że nie poniewczasie. No i to ostatnia z przygotowanych moich wpadek i nauk z nich płynących.

[Ania] No i myślę, że taka kluczowa nauka z tych wszystkich wpadek dla mnie jest taka – jak Twoich słuchałam i swoich – że one się zdarzają bez względu na ten współczynnik samo-zajebistości, który mamy. Nawet jeśli on jest umocowany naszym doświadczeniem i jak najbardziej mamy prawo się czuć ekspertami w danej dziedzinie, bo żeśmy zęby na tym zjedli, to te wpadki nam się wydarzać będą. I tu idę Maciek w stronę tego, o czym Ty często mówisz, że człowiek jest zbiorem nawyków. I im lepsi jesteśmy, tym może się okazać, że bardziej nawykowo działamy, myślimy. No a te nawyki mogą nas zgubić, bo świat zmienny jest. I warto mieć taką dużą wrażliwość na to, co się dzieje w nas samych, bo się pojawiają emocje. W ludziach, bo oni mają różne potrzeby i oczekiwania i różną drożność gardła. I wielkość słonia są w stanie przyjąć określoną, bądź nie. I na taki świat zewnętrzny, który się w ogóle rządzi swoimi prawami. I jest taką niezależną od nas materią.

[Maciek] No to jest wystawianie trochę na próbę znanego wszystkim bardzo dobrze modelu Burcha, modelu nauki wg Burcha. Teraz oczywiście niektórzy się dziwią, że mówię „znanego wszystkim”, a może nie kojarzą. Naprawdę znanego wszystkim, bo to jest model, który mówi o tym, że na początku jest nieświadoma niekompetencja, świadoma niekompetencja, itd. itd. Aż dochodzimy do tego pożądanego według tego modelu punktu, kiedy możemy już powiedzieć, że mamy nieświadomą kompetencję. Moim osobistym zdaniem ta nieświadoma kompetencja jest cudownym stanem pod warunkiem, że raz na jakiś czas się zatrzymam i zrobię sobie przegląd, czy tego, co robię na poziomie nieświadomej kompetencji – czyli często nawyku – nadal jest adekwatne do rzeczywistości. Czy współczynnik samo-zajebistości nie zwiódł mnie na manowce? Czy moje przekonanie, że grupa nie dorosła nie jest wytłumaczeniem dla mojej… No i tutaj można sobie wstawić dowolne rzeczy, które potrafią się wydarzyć. I to jest taka nauka, która płynie z analizowania swoich wpadek, czemu warto raz na jakiś czas się poświęcić. Byle się w tym nie taplać i nie użalać, tylko po prostu z siebie też się można pośmiać.

[Ania] No dokładnie. Czyli co? Popełniajmy błędy i poddawajmy je refleksji, bo dzięki temu tylko jesteśmy w stanie iść do przodu.

[Maciek] Tak jest. Podobno jest to takie hasło wewnętrze firmy Nike: „Płacimy Ci za Twoje błędy, pod warunkiem, że popełniasz je tylko raz.”.

[Ania] Anna Kędzierska.

[Maciek] Maciek Cichocki, Opowiedz.to. Dziękujemy i zapraszamy za 2 tygodnie. A za 2 tygodnie będzie gość kolejny w naszym podcaście, więc będzie trochę inaczej. I porozmawiamy sobie o mówieniu do ludzi poprzez podcasty. Czyli będzie podcast o podcastach.

[Ania] Zapraszamy, do usłyszenia.

Pokaż więcej

Jak słuchać naszego podcastu:

Możesz nas słuchać praktycznie wszędzie. Siedząc przed komputerem, jak również będąc w ruchu, za pośrednictwem Twojego telefonu. Mówiąc krótko kiedy chcesz i tak jak lubisz.

Recenzuj nasz podcast

Kiedyś w sklepach na konopnym sznurku wisiał brulion, z którego okładki wielkimi literami krzyczał tytuł książka skarg i zażaleń.
Teraz mamy recenzje. Niekoniecznie tylko ze skargami. Jeśli masz jakieś przemyślenia, wnioski albo rekomendacje dla innych słuchaczy napisz nam recenzję. Będziemy wdzięczni i zmotywowani do dalszej pracy.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *