#016 | Jak odnaleźć własny styl w wystąpieniach publicznych?
12 sierpnia 2020Upalna, powolna, niezobowiązująca jednocześnie cholernie szczera i głęboka rozmowa o własnym stylu w wystąpieniach publicznych. Tym razem bez technik i porad. Z olbrzymią dawką refleksji, szczyptą humoru i kilkoma zaskoczeniami. W końcu cytując Jonasza Koftę i Stefana Friedmana “rozmowa to nie muchołapka i nie musi się kleić”. Czy nasza się skleiła? Zapraszamy do posłuchania jak wybrnęliśmy z pytań typu:
Co to jest własny styl w wystąpieniach publicznych?
Jaki jest nasz, czyli Ani i Maćka, styl?
Jak powstaje własny styl i czym warto go zasilić?
Jak żyć?
To ostatnie wyszło spontanicznie i chyba poszerzyło kontekst na więcej niż wystąpienia publiczne.
Uwaga:
Jeśli słuchasz podcastów biegając to przy tym odcinku raczej nie zrobisz życiówki. Słuchając w kuchni zwiększasz szanse na przypalenie potrawy. Słuchasz na własne ryzyko!
Posłuchaj
Obietnice z odcinka
Powiązane podcasty:
#005 | Jak zaprzyjaźnić się z Panią Tremą? | O tremie i jej okiełznaniu
#004 | Jak nawyki mogą zepsuć nawet najlepsze wystąpienie? | Nawyki, ech nawyki…
#013 | Jak dobrze występować publicznie? – 15 podpowiedzi z życia wziętych | Zdecydowanie więcej konkretów odnośnie wystąpień publicznych
Książki, do których nawiązywaliśmy:
„Storytelling” – Marek Stączek
„Dialogi na cztery nogi / Fachowcy” – Jonasz Kofta, Stefan Friedman
Odcinek do poczytania
Oto podcast Opowiedz.to, odcinek 16, w którym zastanowimy się, co to znaczy mieć własny styl w wystąpieniach publicznych.
[Maciek] Nie wiem Aniu jak Ty, ale od razu Ciebie zapytam, przełamując konwencję w tym temacie, jesteś tak na luzie, czy z lekkim stresem?
[Ania] Z lekkim stresem? Chyba przy żadnym z naszych odcinków nie stresowałam się tak, jak dzisiaj. Powodów jest wiele, nie wiem, czy to jest dobry moment, żeby już teraz zdradzać, dlaczego jestem taka spięta i nawet już na baczność w tej chwili stoję.
[Maciek] To wiesz co? To przepraszam, pozostań na chwilę w tej pozycji zasadniczej, czyli na baczność, a ja, jeżeli ktoś się nie rozmyślił, opowiem, do czego my w tym odcinku zmierzamy.
[Ania] Tak jest!
[Maciek] Pierwsza rzecz jest taka, że jak teraz nagrywamy, to żar leje się z nieba, więc tak nam przyszło do głowy, że to nie jest czas na jakąś naukę, typu piętnaście porad, trzynaście technik, dwanaście kroków, czy jedenaście czegoś innego. Jak wiadomo, liczby przykuwają uwagę, dlatego teraz je wymieniłem. Bardziej chcemy sobie improwizując, podyskutować na temat mitycznego, własnego stylu, bo to jest zwrot, który bardzo często pada. Ktoś ma “swój styl” w wystąpieniach publicznych – “O ten, to jest taki charakterystyczny, ma swój styl i fajnie się go słucha!” A co to właściwie jest? Właśnie tego postaramy się poszukać podczas tej rozmowy. Dlaczego mówię “postaramy się”? Jest to przecież w opozycji do odcinka “O słowach, które robią robotę”… Bo nie wiemy, gdzie nas to doprowadzi. Nie mamy gotowej odpowiedzi na to pytanie, ale oboje od lat występujemy, więc spróbujemy złożyć to do przysłowiowej “kupy”. Motywem przewodnim naszej rozmowy będzie mądry cytat z Oscara Wilde’a “Bądź sobą – wszyscy inni są już zajęci”.
[Ania] Chyba trochę zdradziłeś puentę, co?
[Maciek] Nie! Miałem to przemyślane. To jest taki light motive, ale jest też taki drugi cytat under light motive. Ponieważ rozmowa jest improwizowana, to z mojej ukochanej książki wydanej w 1979 roku, autorstwa Stefana Friedmana i Jonasza Kofty, jest taki cytat “Rozmowa to nie muchołapka i nie musi się kleić” i tak też może się wydarzyć!
[Ania] To pięknie zaczynamy! Dzień dobry!
[Maciek] Teraz się przedstawiasz…
[Ania] Anna Kędzierska.
[Maciek] I Maciek Cichocki.
[Ania] Widzisz, jak mnie ten stres zżera?
[Maciek] Anna Kędzierska, Maciek Cichocki – Opowiedz.to. Ania zestresowana, ja w sumie trochę też… Wolisz Aniu zadać pytanie, czy ja mam zadać Tobie, co wyjdzie naprzeciw Twojemu stresowi?
[Ania] Ja chętnie posłucham Ciebie, dlatego teraz już zupełnie poważnie, rozmowy z Tobą są dla mnie zawsze inspirujące. Mamy dzisiaj o własnym stylu i ja Twój styl mam wrażenie, że znam i obserwuję, tym nie mniej jestem ciekawa, jak Ty widzisz swój styl?
[Maciek] Nie wiem, czy tak do końca odpowiem na Twoje pytanie, bo tak przyszło mi do głowy, jak w ogóle je zadawałaś, to zacząłem się zastanawiać nad takim pytaniem, co ja w ogóle rozumiem pod pojęciem własnego stylu?
[Ania] Tak chcesz to ugryźć? Bardzo proszę! To co to jest “styl” Twój, mój, czyjś?
[Maciek] Jeżeli jest własny, to każdy może mieć swoją definicję, do czego nawet myślę, że finalnie będziemy zachęcali. Zobaczymy, co wyjdzie. Mnie najłatwiej jest wytłumaczyć, samemu sobie ułożyć w głowie na przykładzie, przez pryzmat tego, czym się w dużej mierze zajmuję zawodowo. Spora część mojej aktywności zawodowej, to jest współpraca ze szkołą trenerską Akademią Trenerów Biznesu Grupy SET, gdzie jak sama nazwa wskazuje mam okazję wspierać przyszłych trenerów w rozwijaniu ich kompetencji trenerskich. Czasami obserwuję coś takiego, że ktoś, wychodząc na tę mini scenę, jaką jest sala szkoleniowa, nie wiem, jakie jest tego podłoże, widzę jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, ktoś staje się zupełnie inny, niż jak jeszcze 10 minut temu był na przerwie, rozmawiał z ludźmi, nawet ze mną, choć ja nie lubię ludzi i uciekam, żeby ze mną nie rozmawiali. To jest coś, co jest dla mnie anty własnym stylem, wchodzeniem w rolę. Nawiązując do Oscara Wilde’a, właśnie bycia kimś innym, który tak naprawdę jest już zajęty. Idąc tym tropem, dla mnie własny styl, który pewnie można rozebrać na wiele warstw, bo Shrek też miał swój styl, a Shrek to ogr, a ogry są jak cebula, a cebula ma warstwy. Taki ciąg przyczynowo – skutkowy. Wiele jest takich warstw i na pewno jest taka warstwa, którą umiejscowiłbym, jako jądro tej cebuli. To, co jest najostrzejsze, najbardziej soczyste. To jest pewność siebie, przekonanie o własnych wartościach, stabilne stanie na dwóch nogach, zarówno pod kątem emocjonalnym, jak i przekonań, poczucia własnej wartości, potem są warstwy, którymi ten rdzeń jest obudowany. One nie są mniej ważne, ale one są na czymś. To są technikalia, umiejętność mówienia to, czy jest mi blisko do tego, żeby zrobić pauzę, czy też zabawiam publiczność rzucając żart, co chwila i dopiero taki… Cebula to warzywo? Upewniam się…
[Ania] Tak, warzywo. Pomidor to owoc, a truskawka to kwiat, a ślimak to ryba, ale chyba my nie o tym… Mów 🙂
[Maciek] Poczekaj, bo ja przetwarzam dane 🙂 Ślimak mnie zaskoczył… Dopiero taki komplementarny warzyw, ja bym nazwał własnym stylem. Teraz, jak pozostaję we własnej metaforze, przyszło mi do głowy, że to, co jest fajne z takiego własnego stylu, z takiej cebuli, to jest to, że jak cebulę włożymy do wody, to z niej wyrastają zielonkawe cosie, szczypiorek. Jak mamy świadomość swojego stylu i z nim pracujemy, to też po każdym wystąpieniu, jak kolejny pęd szczypiorku, który wychodzi z cebuli, my jesteśmy w stanie odkryć w tym coś nowego i zacząć się tym bawić. Wracając do pytania, które mi zadałaś, jaki jest mój styl, to chyba w ten sposób brzmiało?
[Ania] Jaka jest Twoja cebula i Twój szczypior Maćku?
[Maciek] Moja cebula na pewno jest bardzo mocno podlana, tym, co już nie raz cytowaliśmy i co jest związane z instytutem Gallupa. Mianowicie tym, że człowiek im starszy, tym staje się bardziej sobą, czyli myślę sobie, że udało mi się już moją cebulę obrać z tych suchych, brązowawych, uschniętych zewnętrznych warstw, które były całą masą powinności, że jak wchodzisz na scenę, to powinieneś stać na dwóch szeroko rozstawionych nogach.
[Ania] Najlepiej w garniturze pod krawatem.
[Maciek] Tak, że jak wchodzisz na scenę, jak w ogóle wychodzisz do ludzi, to zabierasz im coś dla nich ważnego, zabierasz im czas, więc jak już tam idziesz, to powinieneś być bardzo konkretny, bardzo rzeczowy, bardzo na temat. To nie był mój świat. Mnie zawsze było bliżej do pozostawiania niedomówień, niedopowiedzeń, jakiejś pracy metaforą, więc wyzbyłem się takich przykazań, które jeszcze gdzieś tam pojawiają się z fundamentem retoryki, że ma być przede wszystkim logika, fakty, a dopiero później praca na emocjach. Co zostało w tym stylu? Myślę, a przynajmniej lubię o sobie tak myśleć o sobie, że zostało trochę poczucia humoru, ale i tutaj przyznam się chyba do mojego błędu, który wielokrotnie popełniłem, jak patrze sobie wstecz na różne moje wystąpienia, przed różnej maści grupami, to takim dużym błędem było to, że czasami merytoryka schodziła na dalszy plan, ale mnie tak się podobało, że potrafię rozbawić i rozśmieszyć, że zrobił się z tego, nie chcę powiedzieć, że stand up, bo nie chcę być konkurentem dla zawodowców w tej dziedzinie…
[Ania] Ale show…
[Maciek] Coś takiego i myślę, że na szczęście tą zaschniętą skórką cebuli, którą odrzuciłem, jest właśnie takie one man show i to, że mam błyszczeć. Żeby było jasne, ja lubię być na świeczniku, ja lubię być tym, na którym oczy są skupione. Gdybym nie był, to pewnie nie wykonywałbym tego zawodu przez tyle lat i z taką frajdą dla siebie.
[Ania] I z takimi sukcesami…
[Maciek] Myślę, że w dużej mierze jedno wynika z drugiego. Nie wypalam się, więc cały czas jestem efektywny i efektowny. Myślę, że mój styl jest luźny, z humorem, merytoryczny, dodałbym, że z trudnymi pytaniami. Nie mam kłopotu z tym, żeby zadać trudne pytanie i z ciszą, lub trudnym pytaniem tę trudność utrzymać. Nie na darmo mam wpisane na swoim profilu zawodowym na LinkedIn, że pobudzam do myślenia. Myślenie jest w ciszy i w momencie, kiedy wychodzimy poza swoją strefę komfortu, chociażby umysłowo. Tak to rozumiem, a cytując dawną ankietę, którą dostałem we wspomnianej Grupie SET… Jak się kończy akademia, jak się jedzie na siódmy zjazd akademii dla trenerów, jest trochę inaczej zbudowana ankieta i tam jest takie miejsce, żeby uczestnicy jednym zdaniem, jakąś metaforą opisali trenera, tego, który był podczas akademii na zajęciach. Dostałem tam taki wpis, który mi towarzyszy i myślę, że sam bym tego lepiej nie ujął w słowa. Brzmiało to w ten sposób, że to jest jak czołgiem przez las, bacząc na najdrobniejszy kwiat.
[Ania] Ładne, wymowne.
[Maciek] To tak chciałem na końcu o tej cebuli, która bądź co bądź ma charakterystyczny zapach i wyciska łzy, zakończyć jakąś inną roślinką, więc kończę kwiatem. Po drodze przypominam był szczypiorek i czołg w lesie. Taki jest mój styl. Od cebuli po kwiat.
[Ania] A swoją drogą cebula pięknie kwitnie.
[Maciek] Tak! Mam nadzieję, że odetchnęłaś na chwilę tak, żebym teraz mógł odbić piłeczkę i zapytać Cię Aniu o to samo. Jakim mianem Ty określiłabyś swój styl i w ogóle, jak go rozumiesz, co to według Ciebie jest?
[Ania] Więc ja mam jeszcze większą plątaninę w głowie niż to, z czym zaczynałam nasze dzisiejsze spotkanie. Z jednej strony mam takie przekonanie, że pytanie, “co to jest własny styl i jaki jest Twój”, jest miałkie i napompowane. Szukanie czegoś na siłę, bo własny styl, to nie jest coś, co można wziąć w rękę. Dla mnie nie ma jednoznacznej definicji, a z drugiej strony jestem absolutnie pewna, że własny styl, Twój, mój, Wasz drodzy słuchacze, jest czymś absolutnie wyjątkowym, cudem i tego jestem pewna, że to jest coś, czego się nie ma, że to jest coś, co się dzieje. To jest coś, co się buduje od momentu, kiedy jesteśmy w przedszkolu, kiedy wychodzimy z wierszykiem o stokrotce albo o piosence o strumyku, który płynie z wolna, aż po ten moment, kiedy jesteśmy świetnymi mówcami i za każdym razem doświadczając różnych rzeczy, wchodząc na scenę, my się konfrontujemy z naszymi myślami, naszymi emocjami, z tym, jak reaguje nasza publiczność, z tym “flow”, które się w nas dzieje, które pomaga osiągnąć nam nasze cele merytoryczne i dobrze zrobić robotę. Odpowiadając Maciek w sposób bardziej precyzyjny na Twoje pytanie, czym według mnie jest własny styl, to mam takie przekonanie, że to jest droga, którą idziemy, każde z nas występując publicznie i zbieramy sobie, idąc po tej drodze drobiazgi, kwiatki, kamyczki, czasami wdepniemy w coś, co wcale nie jest przyjemne.
[Maciek] W grzybek… Nazwijmy to tak.
[Ania] Dokładnie tak, gdzie słuchamy śpiewu ptaków, spoglądamy w niebo, chwilami przystajemy i siadając na, polanie sprawdzamy, co w tym koszyczku uzbieraliśmy, co nam smakuje, co nam nie pasuje, co chcemy z tego koszyczka wyrzucić. Dla mnie to, co w swoim stylu, własnym stylu wystąpień publicznych jest cudowne, to że w moim przekonaniu, to ma sprawiać frajdę. To ma być przyjemny spacer. To nie ma być nic na siłę, czyli taka marszruta, że ja dzisiaj wyruszam, za 10 lat będę już w punkcie X, w swoim koszyczku będę miała siedem grzybków, dwanaście kamyczków, cztery jagódki, trzy poziomki i lisa.
[Maciek] A na głowie czerwony kapturek.
[Ania] O to, to, że to nie jest tak.
[Maciek] Widzę to, mam to przed oczyma wyobraźni.
[Ania] Cieszę się, a najbardziej mnie w czerwonym kapturku! Powinnam teraz doprecyzować, jaki jest ten lis w koszyczku, ale to już pozostawiam naszym słuchaczom. Lis, czy to Tomasz, to już każdy sobie może w kwestii własnego stylu znaleźć.
[Maciek] Nie nam sugerować, co kto ma nosić w koszyczku.
[Ania] Dokładnie i to jest mój styl, jeśli chodzi o wystąpienia. Ja bardzo nie lubię w ogóle w życiu i w pracy… Ja zaczynałam jako psycholog, pracując z rodzinami w kryzysie, z parami w konflikcie, z młodzieżą, która zderzała się ze swoim nowym życiem i która wyobrażała sobie je zupełnie inaczej. Ja bardzo nie lubię mówić ludziom, co mają myśleć i jak mają robić, więc myślę sobie, że w moim stylu i użyłam tego słowa, tego zwrotu, które wykorzystuję bardzo często. Swego czasu, kiedy występowałam w mediach, to mniej i bardziej znajomi mówili, że właśnie po tym mnie rozpoznają. Ja chcę budować swój styl, na tym, co ja myślę, a nie na tym, co ludzie mają robić. Często zaczynam swoją wypowiedź od “myślę sobie”, bo mam takie przekonanie, że moją rolą, jako mówcy czy eksperta w dziedzinie np. psychologii, komunikacji, wystąpienia, budowania relacji, wystąpień publicznych, jest dawanie ludziom przestrzeni do tego, żeby podjąć decyzję. Ja mam dostarczyć różnych możliwości. Mam z tego koszyczka wyjąć kamyczki, lisa, grzyby i całą resztę z myślą, i z propozycją, to teraz Ty weź to, co jest Ci potrzebne, na co jesteś gotów, co czujesz, że chcesz udźwignąć, a jeżeli już teraz masz przekonanie, że coś jest za trudne, masz na coś uczulenie, to zostaw to, ale ja Ci te grzybki, kamyczki zostawiam, więc jeśli w którymś momencie stwierdzisz, że chcesz do tego wrócić, to ja się z Tobą tym dzielę.
[Maciek] Bardzo mnie to zaciekawiło, więc mam ochotę zgodnie z tym, co mówiłem na początku, że dopytuję, dopytać o jedną rzecz, tylko zanim to nastąpi, taka gwiazdka, zwana prostym słowem didaskalia, to jest absolutnie niecelowe a lokowanie produktu, że my tak często używamy zwrotu “mój styl”. Tu nie chodzi o tę gazetę.
[Ania] Nie, nie.
[Maciek] Żeby nie było posądzania nas, że mamy jakieś dodatkowe profity płynące z tego odcinka. Chociaż, żeby było jasne, nie mam nic przeciwko profitom płynącym z odcinka do nas. Też nie chcę tutaj robić nieprawidłowego wrażenia. Tak zupełnie na serio wracam, bo spodobało mi się to, co powiedziałaś, Ty nie robisz tego, co od Ciebie oczekują, Ty robisz to, co uważasz za ważne, wartościowe w danym momencie. Tak to zrozumiałem i taką też Cię znam. Wymieniałaś po drodze etapy Swojego życia zawodowego, które finalnie doprowadziły Cię do miejsca, gdzie jesteś, gdzie jesteśmy razem, tworząc Opowiedz.to. Interesuje mnie, jakie “szyszki, kamyczki, lisy”, czy co innego z tych pierwszych etapów, bo one na pierwszy rzut, nie wiem, czy ja potrafię precyzyjnie powiedzieć, co mi chodzi po głowie… Może w ten sposób, na pierwszy rzut ucha Twoja przeszłość zawodowa nie ma 100% korelacji, mówiąc prostym językiem, nie łączy się z tym, co robisz w tej chwili, a jednak słyszę, że Ty bardzo dużo stamtąd wyciągnęłaś.
[Ania] Myślę sobie, że gdyby nie wszystko to, co robiłam w przeszłości, to ja dzisiaj nie byłabym tym, kim jestem. Prowadząc webinaria, szkolenia, czy mając wystąpienia na konferencji, nie robiłabym tego w taki sposób, jak to robię. Niewątpliwie naście lat mojej pracy w zawodzie psychologa, w kontakcie z drugim człowiekiem, gdzie szalenie ważna jest umiejętność słuchania, gdzie pewne rzeczy powiedziane wprost nie działają, a dużo silniej jestem w stanie dać obszar do rozmyślań, czy do refleksji metaforą, porównaniem, czy nawet obrazkiem, to wiedząc to wszystko, dzisiaj ja to wykorzystuję w wystąpieniach publicznych. Zobacz Maciek, jak sobie myślimy o naszych wystąpieniach i o tym mówimy na naszych szkoleniach, to jak wychodzimy na jakąkolwiek mniejszą, większą scenę, naszym celem jest dokonanie zmiany, albo danie ludziom przestrzeni do zmiany. Po to ludzie przychodzą na terapię, żeby będąc “jacyś”, po jakimś czasie swojej własnej intensywnej pracy byli inni i żeby im ze sobą było lepiej. My wychodząc, jako mówcy, prelegenci, trenerzy, też chcemy dać ludziom przestrzeń do tego, żeby dokonali pewnej zmiany postawy, myślenia, przekonań, tak żeby im się żyło lepiej. Niejednokrotnie są to też nasze cele np. sprzedażowe, bo wiemy np. że łatwiej występuje się mając dobre prezentacje, albo że znając techniki storytellingu jesteśmy w stanie wystąpienie przygotować lepiej, albo jeżeli wspomagamy komunikację wewnętrzną w biznesie wizualizacjami, w dodatku odręcznymi, to jesteśmy skuteczniejsi, ale ciągle jest to takie zapraszanie ludzi do podróży. Zobacz, dzisiaj jesteśmy tutaj, a my damy Ci przestrzeń do tego, żebyś mógł, mogła sprawdzić, czy za następnym rogiem czai się coś, co my uważamy za atrakcyjne, a Ty zobacz, czy to jest dla Ciebie fajne. Zagalopowałam się, utknęłam w tej zmianie i nie do końca wiem, dokąd zmierzałam i to też jest mój styl.
[Maciek] Jak już wspominałem rozmowa to nie muchołapka i nie musi się kleić.
[Ania] Otóż to!
[Maciek] Luźne myśli.
[Ania] Luźne gadki. Kończąc, do czego zmierzam? Pracując w bezpośrednim kontakcie z drugim człowiekiem, który poszukiwał dla siebie nowych rozwiązań, przychodził i mówił “tak, ja chcę zmiany” doskonale dziś wiem o tym, że nie można mu powiedzieć: to zrób trzy kroki w lewo, dwa kroki w prawo i będziesz tam, gdzie chcesz być, bo ja nie wiem, dokąd on chce dotrzeć, nie wiem, jakie on ma na ten moment zasoby, jakie ma doświadczenie. Oczywiście, mogę, o to wszystko wypytać, natomiast dużo skuteczniejsza mogę być wtedy, kiedy otwieram mu drzwi do korytarza, a tam jest wiele drzwi i niech on idzie, smakuje, sprawdza, zobaczy, na co jest gotowy, więc dlatego, ja myślę sobie, a Ty zrób z tym, co chcesz. To biorę z mojego bycia psychologiem. Potem przez krótki czas pracowałam w szkole i to dla mnie było odświeżenie doświadczeń z czasów, kiedy sama chodziłam do szkoły, gdzie absolutnie uwielbiałam wszelkie teatrzyki, które żeśmy szykowali, nawet byłam w kółku teatralnym w podstawówce. Gdzieś mnie to szalenie kusiło, ale w takim całym obszarze przygotowywania scenariuszy i didaskaliów. Pracując, jako psycholog w szkole, gdzie zadaniem takiego specjalisty jest np. wspieranie młodzieży w tym, żeby nie piła alkoholu, nie paliła papierosów, nie zażywała narkotyków, oczywiście, można strzelić pogadankę pt. “No, no, no dzieci osiemnastoletnie nie róbcie takich rzeczy, bo to jest niedobre. Jak idziecie na imprezę to piwko i wódeczka no, no, no, bo to niedobre i nie wolno, będzie obniżona ocena z zachowania”, albo można zrobić to zupełnie inaczej. Trafiłam na zespół cudownych pedagogów, którzy powiedzieli “dobra, to zróbmy z tego show, żeby te dzieciaki zachęcić, tak żeby to one zbudowały metaforę, żeby to one po wymyślały, po kreowały”. Wspólnie tworzyliśmy rzeczywistość, w której na dobrą sprawę nie było mowy o narkotykach, alkoholu, paleniu papierosów, tylko snuliśmy bajki, robiliśmy spektakle, w których te dzieciaki mogły pokazać, co im ten alkohol tak naprawdę daje, czego poszukują, co jest dla nich ważne, jakie mają obawy. Myślę sobie, że to działało, że to, co ja bardzo lubię, to jest pewien rodzaj show. Tutaj w kwestii bycia na świeczniku mam podobnie jak Ty. Nie mam z tym problemu, żeby wyjść na scenę, czy stanąć przed mikrofonem. Oczywiście, stresuję się tak, jak dzisiaj, tym niemniej możliwość tworzenia czegoś, tworzenia nowej rzeczywistości, albo dawania ludziom przestrzeni do tego, żeby w swoich głowach mogli stworzyć coś nowego, to jest absolutny cud. Ja to pasjami uwielbiam. Potem było już kolejne kluczowe doświadczenie w moim życiu szkoła, warsztat pracy… Muszę sobie przypomnieć, jaki to był tytuł… Maciek to był taki warsztat, na którym razem byliśmy.
[Maciek] W oparciu o proces.
[Ania] Tak! “Prowadzenie szkoleń w oparciu o proces grupowy”, tak to się nazywało!
[Maciek] Tak, plus minus organizowało to Stowarzyszenie Stop, któremu serdecznie dziękujemy. Agnieszka była naszą prowadzącą, trenerką. Teraz ja zapomniałem nazwiska, może Ty pamiętasz, żeby ją wymienić i podziękować?
[Ania] Agnieszka Zarzycka.
[Maciek] Bardzo dziękujemy za doświadczenie, które nam zafundowała… Nie, sami sobie zafundowaliśmy, a ona nam w nim pomogła i za to wielkie dzięki! I co z tym kolejnym życiowym doświadczeniem?
[Ania] Z tym kolejnym doświadczeniem było tak, że na początku tej szkoły trenerów, pracy w oparciu o proces grupowy był trening interpersonalny, na którym było nas dwanaście osób i od pierwszego wejrzenia jeden z uczestników wpadł mi w oko. Nie wiem, czy to jest tak, że ja się zafiksowałam, że to jest ktoś wyjątkowy i dalej w to wierzę, czy też jest tak, że kosmos kierował naszymi ścieżkami, bo jest to człowiek, który od pierwszego wypowiedzianego słowa, od tabliczki, którą trzymał w rękach, a miał na niej napisane “mogę móc”. Pomyślałam sobie “ja pierniczę, jakie to jest odkrywcze!” Potem pokazywał, że może w tym treningu interpersonalnym dążąc do tego, żeby budować prawdziwe relacje, żeby nie było ściemy, żeby nie było działań, które do niczego nie prowadzą, żeby nie było straty czasu. Robił to z piekielną odwagą. Ja jestem tchórz. Ja nie jestem z tych, którzy idą z tarczą do boju, ja się raczej chowam z tyłu i wtedy też za tym człowiekiem się chowałam, ale pomyślałam sobie, “z jaką on to kurde finezją i skutecznością robi!” To był taki moment, że ja poczułam, że człowiek może móc i że można iść swoją własną drogą i wtedy jest zarąbiście niewygodnie, że patrzą czasami na ciebie, jak na drania, idiotę, albo na chama, ale że koniec końców warto. Tą osobą, odkryjmy karty, byłeś Ty Maciek!
[Maciek] Obawiałem się tej puenty.
[Ania] Jak się zapewne domyśliłeś. To jest kolejne doświadczenie, z którego ja skorzystałam i to było 8 lat temu, ale to się nie wydarzyło od razu, że to przełożyło się na mój styl. Ja potrzebowałam czasu, żeby sobie dorosnąć do czegoś, co ja sobie bardzo w swoim stylu cenię, żeby dawać sobie prawo do niedoskonałości i do błędów. Ja mam bardzo perfekcjonistycznego tatę. Tatę, który jest absolutnie kochanym człowiekiem, bardzo troskliwym, dobrym, mądrym i ogromnie wymagającym zarówno w stosunku do siebie, jak i do innych. Pamiętam czasy szkolne, kiedy wracałam z informacją, że dostałam 4+, albo 5- i reakcja mojego taty była “A dlaczego ten minus przy tej piątce?” Ja przez bardzo długi czas w swojej pracy chciałam być właśnie taka na 5+, żeby nie na ten minus. Jak on się wydarzał, albo jedna, drobna wtopa w wystąpieniu, to ja rwałam włosy z głowy i mówiłam, że nigdy więcej tego nie zrobię, jestem beznadziejna i w ogóle. To spotkanie z Tobą pokazało mi, że robienie pewnych rzeczy może nie być lukrowane i że może być niedoskonałe w takim znaczeniu, że nie wszyscy nas przytulą i pogłaszczą, jak coś zrobimy, a jednocześnie dla innych, to będzie cenne. Na ten moment jestem pewna, że dawanie sobie prawa do niedoskonałości i do tego też zachęcam, te pomyłki, te lapsusy słowne, że się potkniemy, że coś nam nie zadziała, że to jest okej, że to się może wydarzyć. To jest mój styl, taka otwartość na to, żeby była totalna klapa i dobra, świat się nie skończy. Oczywiście, ta totalna klapa bardzo często jest w naszej wyobraźni, a nie realnie się dzieje, tym niemniej moim stylem jest to, żeby było mniej doskonale, żeby było wystarczająco dobrze, albo żeby się skopsało totalnie i też mam na to zgodę.
[Maciek] Ja dodam ze swojej strony, bo niejednokrotnie widziałem, jak się przygotowujesz do różnych wystąpień, że te ostatnie zdania absolutnie nie idą w parze z bylejakością i z tym “wyjdzie – nie wyjdzie”, bo to zaangażowanie jest pełne, tylko akceptacja tego, że może różnie pójść i to nie oznacza, że mam składać broń i rezygnować. To, co obserwuję z bycia obok.
[Ania] Zza kulis.
[Maciek] Tak, czasami zza kulis.
[Ania] Dobra Maciek, a Twoje doświadczenia, które doprowadziły Cię do miejsca, w którym już jesteś, z czego Ty sobie czerpałeś, brałeś, co Cię wzmacniało w budowaniu Twojego własnego stylu?
[Maciek] Ja mam teraz chyba o tyle, nie wiem, czy łatwiej, czy trudniej, że ja słuchając Ciebie z dużym zainteresowaniem, jak opowiadałaś o swojej drodze, odbyłem swoją przejażdżkę. Siłą rzeczy, jak padało hasło “szkoła”, to mi wyświetlały się filmy związane ze szkołą. To były takie czasy, kiedy ja chodziłem w pomalowanych korektorem glanach, w przykrótkich spodniach, które miały zrobiony zygzak sprayem, fioletową bluzę i czasami dziwne rzeczy na głowie, a czasami jakieś inne dodatki. Do czego zmierzam? Poprzez to swoje punkostwo wyłamywałem się z tłumu i za tym szły konsekwencje. Konsekwencje typu mama, może nie wzywana do szkoły, bo to brzmi dramatycznie, ale delikatnie sugerowano jej, że może by syn zmienił fryzurę, to będzie miał lepsze oceny. Przecudowna osoba, czyli moja mama słuchała, kiwała głową, wracała, uśmiechała się do mnie i mówiła rób swoje, więc to swoje robiłem. Tak samo, jak mnie czasami chcieli na siłę wtłoczyć w jakieś dziwne rzeczy. Pamiętam, jak wymyślili sobie, że będę szedł w poczcie sztandarowym. Ja powiedziałem, że nie chcę w tym poczcie sztandarowym iści, gdzie ja do pocztu sztandarowego? Dobra, wyróżniałem się wzrostem, więc to pasowało, ale na skutek różnych okoliczności i mojej słabej, silnej woli wmeldowali mnie w ten poczet sztandarowy, więc poszedłem w tych glanach i w tym spodniach pomazanych markerem. Raz wyszedłem w tym poczcie i sami mnie z niego zdjęli, bo stwierdzili, że tak wyglądająca łachudra nie może nosić sztandaru szkoły. Ja wiem, że to było gówniarskie, bo takie bardziej dorosłe byłoby powiedzenie “nie, nie zrobię tego”, ale tam była jeszcze forma takiego dziecięcego buntu. To, co sobie biorę z tamtych rzeczy, nie chcę mówić gotowość, bo gotowość to jest taka cecha superbohatera, ale taka ciekawość, co by było, jakby przełamać status quo. Taka autentyczna ciekawość, co można by zrobić inaczej i gdzie mnie to doprowadzi. Oczywiście to powoduje potknięcia. Wtedy też były takie czasy, kiedy byli metale, punkowcy i skini, nie wszystkie subkultury się lubiły, więc zdarzało mi się przyspieszać kroku, nawet dalekiego biegu, a że sport zawsze był mi bliski, to ten bieg był całkiem żwawy i udawało mi się uciec. Końcówkę szkoły średniej mieszkałem na Starym Mieście, więc jak już zdarzały się takie galopady i pogonie za mną, to wiedziałem, że trzeba tak szlak poprowadzić, żeby podbiec po kamiennych schodkach, bo tam jest prawie sto schodków i nie wysportowani tracą tam dystans. Na górze można nawet stanąć i w geście triumfu pokazać, co się o nich myśli i spokojnym, dumnym krokiem odejść dalej. To pociąga ryzyko. Nie każdemu będę pasował, ale mam w sobie autentyczną ciekawość, co jest po drugiej stronie lustra rozumianego jako powinności, nawyki, schematy. To jest pierwsza część tej podróży, jak wspomniałaś o szkole. Ja jestem, tak jak się już nieraz przyznawałem, prawie skończonym automatykiem i robotykiem. Zdecydowanie nie psychologiem. Śmieję się, że ten zawód najbardziej mnie predysponuje do pracy z ludźmi i nie wiem, na ile to jest przypadek, zrządzenie losu, a na ile po prostu te nitki spiąłem sobie sam, gdzieś, kiedyś, ale to mnie fascynuje. Myślę sobie, że to jest też taki element, który sobie wziąłem z drogi zawodowej i ona przydaje mi się teraz na scenie. Fascynuje mnie to, jak człowiek, który wiemy, że jest wolny, niezawisły, niezależny, a przynajmniej tak lubię o sobie mówić, wpada w nawyki, schematy działania, robiąc z siebie maszynę, której jak we wszystkich wizjach science fiction się obawia, że ta maszyna go zdominuje. Taki dziwny ciąg myślowy mi poszedł, że z taką olbrzymią łatwością automatyzujemy rzeczy, które robimy. To są zalety, bo dzięki temu oszczędzamy czas, ale jednocześnie, jak ciężko jest, często bez impulsu zewnętrznego, jakiegoś wydarzenia, które nas zmusza, do zatrzymania się i zastanowienia, jak ciężko jest zweryfikować swoje automatyzmy, działania. Nie wiem, czy ja mam rozwiniętą tę kompetencję. Mam jej świadomość, to jest już pierwszy krok. Kolejna rzecz, jaką wyniosłem, śmieję się z tych studiów automatyczno – robotycznych i wielu rzeczy, to jest czujność na schematy działania. Czasami ta czujność pojawia się po fakcie, jak już zrobię coś automatycznie, schematycznie i nie przyniesie to skutku, ale to jest taki element, który skądś wyniosłem i który coś mi daje. Dalej na tej drodze zawodowe było ileś rzeczy, które robiłem i do mnie teraz wracają, bo zdarzyło mi się gdzieś, kiedyś coś na tablecie narysować. W zasadzie proste kreski. Marysia wtedy wspierała ładniejszymi dziełami w Erze, która jeszcze była Erą, a nie T-Mobile’m i robiliśmy szkolenia wirtualne, czyli po staropolsku e-learning. Tam też zaczęła się moja znajomość i przyjaźń z Norbertem Grzybkiem. Nasze drogi się rozeszły. Wtedy tak to wyglądało. Wspominam o nim dlatego, że to on jest założycielem, ojcem hasła “mogę móc”, które wymieniłaś. Na tejże tabliczce i pod tym szyldem “mogę móc” długie lata działaliśmy zapraszając ludzi do prawdziwych warsztatów. Prawdziwych, gdzie było trudno schować się za wytłumaczeniami, schematami działania, tylko gdzie obieraliśmy, znowu wracam do cebuli, tą zewnętrzną, udawaną warstwę i docieraliśmy do rdzenia. To dało mi dużo odwagi i przekonania, do czegoś, co ja nazywam “jeżeli pracować, to pracować na serio, jeżeli wyjść do ludzi, to po to, żeby powiedzieć o rzeczach ważnych, jeżeli zaprosić ludzi na warsztat, gdzie głównym elementem jest informacja zwrotna, to moim psim i najważniejszym obowiązkiem, jest rzetelnie udzielić informacji zwrotnej”. To nie znaczy, że mam kogoś zmiażdżyć, to nie znaczy, że mam kogoś zagłaskać, to znaczy, że mam mu dać rzetelny materiał do dalszej pracy. To łączy mi się z tym korytarzem, o którym mówisz. Mam mu pokazać korytarz, mam mu pokazać drzwi, słuchaj, za tymi drzwiami może być taka korzyść, za tymi drzwiami może być taka przepaść. Wędruj. Co mogę jeszcze dla Ciebie zrobić? Zapalę Ci światło, ale wędruj człowieku. Tu widzę taki nasz duży wspólny mianownik. Może dlatego ta współpraca nam się układa, daje nam frajdę.
[Ania] To prawda.
[Maciek] To są takie rzeczy i jest jeszcze jeden element, który bardzo dużo mi dał. Chciałbym powiedzieć, że to są podróże, ale jak myślę o podróżnikach, to przychodzą mi do głowy osoby, które wyjeżdżają na roczne wyjazdy w miejsce, gdzie jeszcze ludzka stopa nie stanęła, głaszczą Yeti, śpią z boa i piją z Amazonki. Takich podróży nie mam na swoim koncie, ale zafundowałem sobie dwa wielkie doświadczenia, takie około podróżnicze. Jednym z nich była współorganizacja, wsparcie, uczestniczenie w pierwszej Polskiej wyprawie survivalowej osób niepełnosprawnych Jaśka Meli, gdzie pojechałem jako opiekun, a stałem się odbiorcą niesamowitych wydarzeń, bo obserwowałem zmagania głównych bohaterów z trasą, z naturą, z różnymi rzeczami, z przede wszystkim z ich ograniczeniami, z których potrafili zrobić swoją siłę. To było coś, co mnie przewartościowało i pokazało mi, że warto być odważnym i warto próbować. To jest chyba najlepsze potwierdzenie, że warto próbować. Nie zawsze się uda, ale nie sztuka jest powiedzieć “nie umiem” i złożyć broń. Sztuką jest spróbować i nawet czasem wyciągnąć wniosek okej, nie dam rady, ale spróbowałem. Tych prób w moim życiu zarówno zawodowym, jak i przekładającym się na styl jest coraz więcej. Pamiętam, jak kiedyś ze wspomnianym Norbertem robiliśmy taką zabawę pytaniami i to się sprowadza do tego, że dużo fajniej jest zamienić pytanie “czy”, na pytanie “jak” i to też myślę, że jest to element mojego stylu. Zapraszam ludzi do tego, żeby nie zastanawiali się “czy”, tylko “jak”. Moim zdaniem robi dużą różnicę. Potem jeszcze była wyprawa na Syberię, to było zrealizowanie mojego marzenia. Mam za sobą “x” prelekcji, gdzie mówię do managerów, do kadry zarządzającej, do sprzedawców i tak naprawdę na metaforze jednej, drugiej wyprawy pokazuję im pewne mechanizmy, które potrafią pomagać, potrafią szkodzić. Nie wiem, czy składnie udało mi się zwłaszcza tę końcówkę powiedzieć, ale zmierzam do tego, że ten mój styl powstał z małych kamyczków, które trafiły do mojego woreczka w miejscach zupełnie nie zbliżonych do wystąpień publicznych. Mam takie przekonanie, że z tego woreczka nic nie można wyrzucić, bo w niespodziewanym momencie może się nam coś przydać. Parę dni temu na Linkedinie widziałem taką krótką animację, gdzie leci samolot, na przodzie tego samolotu jest wieżyczka czołgu, która się obraca, celując lufą, a za tą wieżyczką jest osadzony pokład lotniskowca. Wiadomo, że lotniskowiec nie może być na samolocie, że to nie ma sensu, ale puenta była taka i to mi pasuje, bo to było w kontekście projektowym, że czasami projektujemy coś, co gdzieś odpłynie, co jest nierealne, nieadekwatne, niemożliwe i ponieważ to jest niemożliwe, nie adekwatne, nierealne, to wyrzucamy to, a warto to schować do tego woreczka, bo za trzy, pięć lat technologia może pójść tyle do przodu, że to, co w tej chwili nierealne, może pójść na tyle do przodu, że będzie możliwe i mamy przełomowe odkrycie. Myślę, że to bardzo mocno pasuje do wystąpień publicznych. To moje bycie na Syberii, to moje bycie na wyprawie, te moje rajdy rowerowe, na które nie raz wracam, są nie biznesowe, ale po czasie, jak patrzę na rzeczy, których ja tam doświadczałem, na relacje między ludzkie okazują się fantastyczną metaforą do tego, co się dzieje np. w świecie biznesowym, do którego idę z prelekcją. Ten mój styl jest zbudowany na różnych rzeczach, tam jest bazar ze wszystkim. Czasami jest to nawet wolumen ze starociami, ale z tych różnych rzeczy jestem w stanie złożyć coś nowego, coś nieschematycznego, coś zapraszającego, pobudzającego do myślenia.
[Ania] Tak, jak słucham Maciek to, o czym opowiadasz, ta wyprawa na Syberię, wyprawa z Fundacją Jaśka Meli, różne inne rzeczy, które tak, jak powiedziałeś niezwiązane są z wystąpieniami publicznymi, a jednocześnie są tymi kamyczkami w Twoim woreczku. Mój koszyczek, Twój woreczek, dobrze, że nam się po drodze nie pomylą. Rzeczy, które niezwiązane z wystąpieniami, a jednocześnie w pewnym momencie je wyciągasz i okazują się użyteczne, że one są paliwem tego stylu. Dla mnie, kwintesencją Twojego stylu, jest umiejętność snucia opowieści. Tego, że Ty potrafisz te kamyczki tak pokazać ludziom ze wszystkich stron, tak je po obracać, poukładać, że raptem ze zwykłego, nieforemnego kawałka skały robi się diament, albo, że można w jego kształtach, cieniach zobaczyć coś, co jest nam potrzebne do tego, żeby móc przejść na drugą stronę lustra i doświadczyć zmiany. Czy Ty, jako dziecko pisałeś książki, czy czytałeś książki, czy jedno i drugie?
[Maciek] Zawsze dużo czytałem. Miałem takie fale. W tej chwili np. jestem na tym dołku sinusoidy i wyjątkowo długo czytam książkę, bo u mnie jest to taki zew naturalny. Jak przychodzi fala, to łapie książki, czytam “x” pod rząd, a potem przychodzi taki moment, że jakoś z książką mi nie po drodze i już się nie zmuszam, bo wiem, że po miesiącu, dwóch, znów rzucę się w wir czytania. Zawsze czytałem, nie było dla mnie problemu usiąść do wypracowania. Problemem było to, że rzadko znałem lekturę, na jaki temat trzeba było napisać wypracowanie, bo w ramach tego mojego gówniarskiego buntu, jak coś było lekturą, to z definicji to omijałem.
[Ania] “Nad Niemnem” ciągle masz przed sobą?
[Maciek] Nie, “Nad Niemnem” przeczytałem.
[Ania] Tak? “Noce i dni”, co masz przed sobą?
[Maciek] “Nad Niemnem” mam przed sobą jeszcze raz.
[Ania] Aha, okej.
[Maciek] Na zasadzie, że może teraz będąc starszym, wolniej funkcjonującym, bardziej docenię, bo przyznam, że za pierwszym razem mnie ta książka zmęczyła, a po jakimś naszym odcinku pojawiła się jej pozytywna recenzja i ja zadeklarowałem się, że się zmierzę raz jeszcze. Jak o tym powiedziałaś, to tak sobie myślę, że w tej umiejętności opowiadania ja idę na łatwiznę.
[Ania] Zaniemówiłam!
[Maciek] Już Ci powiem, dlaczego. Zobacz, wchodzę na salę, gdzie siedzi grupa ludzi, którzy doradzają dużym firmom w kontekście rozwiązań finansowych. Oni obracają takim budżetem, jakiego ja w życiu nie widziałem. Oni jeżdżą do prezesów największych Polskich firm. Polskich, albo międzynarodowych, na spotkania, kiedy oni siadają przy stole i Panie Januszu, Pani Krystyno rozmawiają. To nawet nie jest moja liga i ja wchodzę, żeby im opowiedzieć, nawet byłbym bezczelny, mówiąc, jak podnieść swoją efektywność. Jak byliby oni nieefektywni, to by tam nie pracowali, ale bardziej z takim myśleniem i to jest też takie odwracanie punktu widzenia. Jesteś już efektywny, więc teraz, co możesz robić, żeby jeszcze do tego Cię to bawiło, albo mniej kosztowało, mniej męczyło? Wchodzę do nich z czymś takim i mógłbym to rozbić na jakieś modele, badania i takie rzeczy, tylko to by wymagało godzin przygotowań, które de facto i tak poświęcam, ale dla mnie byłoby trudne. Ja idę na łatwiznę, znajduję w swoim doświadczeniu, często turystycznym, sportowym, jakieś wydarzenie, gdzie mierzyłem się z czymś podobnym, gdzie miałem wrażenie, że wchodzę w za wysokie progi, a potem, jak już ten próg przekraczałem, to okazywało się, że można. Może nie górować, ale być równorzędnym partnerem, być rywalem, przegrać, ale przegrać po walce. Pamiętam taką swoją myśl, zawsze przed meczem koszykówki, bo przez lata w nią grałem, prawie zawsze w szatni, jak się przebieraliśmy, obok w szatni przebierała się drużyna rywala. Zawsze miałem takie wrażenie “Jezu, jacy oni są wielcy”, a jak już stawało się na parkiecie, to zdarzało się na część z nich popatrzeć już z góry. Tylko trzeba na ten parkiet wejść. Nie sztuka jest zostać w tej szatni na zasadzie, że to się nie uda. Szukając takich analogii, znajduję ten obrazowy język, który mam przekonanie bardziej trafia do ludzi, niż mówienie o faktach, ale ponieważ nie wyrzucam nic z koszyczka, odkładam to na zasadzie, że to się przyda, mogę iść na łatwiznę. Marek Stączek w swojej książce o storytellingu napisał takie zdanie, że dobry storyteller powinien mieć zawsze jakiś kajecik przy sobie, bo nie wiadomo, jaka myśl, jaki znak na drodze zaprowadzą nas do stworzenia historii i to jest dla mnie to. Nie wyrzucanie kamyczków, luźnych kartek z zapisami, lisów, szyszek i innych rzeczy z koszyczka, bo dzięki nim, potem w łatwy sposób jesteśmy w stanie stworzyć historię, a co za tym idzie wyróżniające się wystąpienie publiczne.
[Ania] Tak i to jest niewątpliwie Twój styl, bo jak widzę Ciebie, kiedy przygotowujesz się do swoich, albo do naszych wystąpień, to tak to właśnie jest. Wyciągamy różne kawałki puzzli z całkiem różnych układanek i komponujemy to w całość, która realizuje przez nas wyznaczone cele, albo cele, które stawia przed nami nasz klient. Dla mnie to jest absolutnie cudowne w moim, Twoim stylu, co ja uwielbiam i co daje mi niesamowitą frajdę z tych wystąpień, że to jest coś, co się tworzy, co się dzieje. Na dobrą sprawę ja czasami nie wiem, dokąd mnie jakieś wystąpienie doprowadzi. To jest spacer po dżungli, która obfituje w przepyszne owoce i tam można sobie zrywać i owoce i kwiaty, przyglądać się motylom i to jest fantastyczne, a jednocześnie, mam takie przekonanie, że oboje robimy to w nienapuszony sposób, że nie jesteśmy super fajnymi gościami, gościówami, którzy są najlepsi, na wszystkim się znają, mają drogie garnitury i wypastowane buty i to stanowi naszej wyjątkowości, więc patrzcie i całujcie ślady naszych stóp. Dorośliśmy do takiego momentu, Ty Maciek powiedziałeś o tym stawaniu się sobą, do takiego momentu, że możemy powiedzieć, tacy właśnie jesteśmy, tacy do Was przychodzimy prawdziwi i że ten własny styl, który się dzieje. To nie jest ani kręgosłup, ani wątroba, ale też coś bardzo osobistego, dlatego ja też bardzo obawiałam się tego odcinka. Mam takie przekonanie, że my gdzieś te nasze wnętrzności dzisiaj wyjmujemy, jednocześnie, że przychodzi taki moment, że człowiek ma odwagę powiedzieć, że te moje bebechy, te moje nazbierane kamyczki, one są okej, są fajne. Ja je lubię, mogę je pokazać i może do czegoś się Wam przydadzą. Zrobić to w taki nienachalny, nie ekspercki, niesprzedający sposób, tylko relacyjny, przyjacielski, wspierający z gotowością, że ktoś mi powie “to mnie nie interesuje”. Tak po ludzku.
[Maciek] Ja się pod tym absolutnie podpisuję i myślę sobie, że to jest odcinek, którego nie będziemy puentowali, co Ty na to? Tak go w tym momencie zostawimy.
[Ania] Tak zróbmy! Anna Kędzierska.
[Maciek] Maciek Cichocki, Opowiedz.to. Bardzo dziękujemy, tym razem nie przypominamy, gdzie nas szukać, a jeśli przychodzi Wam do głowy ktoś, dla kogo ten temat może być ważny, to jest materiał, który można komuś przesłać, udostępnić. Nam będzie miło, a komuś się może przydać, więc wspólna korzyść. Polecamy się do polecania i słyszymy się za dwa tygodnie, tradycyjnie w środę.
[Ania] Do usłyszenia, dziękujemy!
[Maciek] Dziękujemy bardzo.
Jak słuchać naszego podcastu:
Możesz nas słuchać praktycznie wszędzie. Siedząc przed komputerem, jak również będąc w ruchu, za pośrednictwem Twojego telefonu. Mówiąc krótko kiedy chcesz i tak jak lubisz.
Recenzuj nasz podcast
Kiedyś w sklepach na konopnym sznurku wisiał brulion, z którego okładki wielkimi literami krzyczał tytuł książka skarg i zażaleń.
Teraz mamy recenzje. Niekoniecznie tylko ze skargami. Jeśli masz jakieś przemyślenia, wnioski albo rekomendacje dla innych słuchaczy napisz nam recenzję. Będziemy wdzięczni i zmotywowani do dalszej pracy.