#010 | Sukces rządzi się swoimi prawami
20 maja 2020Czy słowo “succes”, w dodatku napisane z błędem może zawierać przepis na sukces w tworzeniu opowieści i wystąpieniach? Może! Dzielimy się nim w jubileuszowym odcinku podcastu. Jeśli szukasz konkretnej i prostej wskazówki o co zadbać przygotowując prezentację – posłuchaj 10 odcinka podcastu Opowiedz.to.
Posłuchaj
Obietnice z odcinka
Wspominane książki:
„Made To Stick” – Ch. Heath, D. Heath, Ch. Kahlenberg | M.in. model SUCCES
„Efekt wirusowy w biznesie” – J. Berger | Waluta społeczna i wiele, wiele więcej.
Omawiane struktury opowieści i pomocne narzędzia:
6 kroków PIXAR’a | Nasze opracowanie – plik PDF (klik)
Odcinek do poczytania
Oto podcast Opowiedz.to. Jubileuszowy odcinek 10, w którym celebrujemy nasz pierwszy podcastowy sukces i zapraszamy Was do przyjrzenia się temu, jaka tajemnica kryje się w słowie “sukces”.
[Ania] Dziś ja będę przepytywać Maćka – Anna Kędzierska.
[Maciek] Maciek Cichocki.
[Ania] Opowiedz.to
Maciek, dotrwaliśmy do pierwszego dużego sukcesu, do dziesiątego odcinka naszego podcastu. Zaczynając przygodę z podcastem, ciut się obawialiśmy, prawda? Czy nam starczy, pomysłów, energii…
[Maciek] I tego strasznego słowa – systematyczności!
[Ania] Tak, tego na “s”, baliśmy się rzeczywiście najbardziej, a mamy dziesiąty odcinek i to nie jest koniec!
[Maciek] Tak, jak najbardziej. Statystyki, które na bieżąco sprawdzamy, choć nie wiemy, do czego się porównywać, więc nie wiemy, czy te statystyki są pocieszające, czy zatrważające. W subiektywnym odbiorze ponad 750 odsłuchań naszych podcastów, przy dziesiątym odcinku, dopiero powstającym, ja traktuję jako sukces i nie dam sobie tego odebrać.
[Ania] A ja bym jeszcze do tego dodała, co we mnie powoduje świętowanie tego sukcesu, że mamy też indywidualne informacje zwrotne odnośnie tego, że to, o czym opowiadamy, ludziom się przydaje. Ostatnio np. od Kasi, której ja nie znam osobiście, żeby nie było tak, że tylko znajomi tylko i wyłącznie piszą, że jest fajnie.
[Maciek] Ktoś więcej niż rodzina nas słucha…
[Ania] Dokładnie, przyjaciele i znajomi z króliczka… Kasia napisała, że jest po pierwszym odsłuchaniu odcinka o “Słowach, które robią robotę” i jeszcze zbiera szczękę z podłogi, bo dostała w niespełna 40 minut, taką porcję wiedzy, że nie wie, kiedy się przez nią przegryzie i strawi. Napisała, że “daliście mi za totalną darmochę to, czego nie dowiedziałam się do tej pory na żadnym komercyjnym szkoleniu” i dla mnie to jest sukces, że my potrafimy i chcemy dzielić się swoją wiedzą i doświadczeniem z ludźmi, którzy później to wykorzystują i mają takie przekonanie, że to jest wartościowe.
[Maciek] Takie było założenie, żeby nie był, to taki podcast, mówiąc po staropolsku, lifestylowy, tylko żeby ta wiedza się przewijała i pojawiała, a więc jeśli jest to tak, też to traktuję jako nasz sukces. Tak sobie myślę, że dziesięć, z jednej strony to nie jest duża liczba, jakby tak doczekać do setki, do stu odcinków?
[Ania] Dopiero wtedy celebrować?
[Maciek] Tak, jeszcze 90 czekać, to trochę bez sensu, bo po co odkładać w czasie fajne chwile, skoro można już sobie wcześniej zrobić przyjemność?
[Ania] Wiesz co? I z perspektywy psychologicznej jest to bardzo istotne. Celebrowanie takich drobnych sukcesów i kamieni milowych, dlatego, że to poczucie, że zrobiliśmy coś dobrze, że byliśmy zadowoleni, że ofiarowujemy komuś coś ważnego, daje energię do tego, żeby robić to właśnie z tym słowem na “s”, czyli systematycznie. Myślę sobie, że dla nas to jest istotne, żeby po celebrować, bo to dodaje skrzydeł, albo wiatru w żagle, cokolwiek, ktokolwiek chce sobie dodawać. Ja serdecznie zachęcam do tego, żeby nawet codzienne drobne sukcesy celebrować: wstał człowiek z łóżka, dożył wieczora, zrobił jedną małą rzecz dla świata. Warto celebrować, bo z takich drobiazgów się składa życie. Nie z samych setnych odcinków, ale z tych pojedynczych.
[Maciek] Teraz tak sobie pomyślałem, że w ogóle dzisiejszy odcinek, idąc tropem starej, dobrej ulicy Sezamkowej, można powiedzieć, że jest sponsorowany przez literkę “s”.
[Ania] Przez literkę “s” i przez słowo “sukces”, a pisane po angielsku, z jednym, drobnym błędem…
[Maciek] Ale to na końcu…
[Ania] Proszę Państwa, nasz dzisiejszy odcinek sponsoruje liczba “10” oraz słowo “Success”! Maciek, Ty, jako specjalista od słów, nie tylko success-ów, ale także od słów, o co chodzi z tym sukcesem, success-em, który jest podobno podpowiedzią na tworzenie dobrej prezentacji, dobrej opowieści, w czym jest rzecz?
[Maciek] Nawiązywaliśmy już do tego w którymś z wcześniejszych odcinków, a pomyśleliśmy, że to będzie dobry pomysł na podsumowanie, takie merytoryczne tego, co za nami. Przypomnienie też różnych rzeczy, ale i dodanie paru ciekawostek. Bracia Heath w swojej książce “Made to Stick”, jeżeli dobrze pamiętam, bo mówię to z głowy, czyli z niczego, podają taki przepis na dobrą historię, a w naszym rozumieniu dobra historia, dobra opowieść, to też dobra prezentacja, dobra komunikacja w biznesie, ale nie tylko w biznesie. My się tylko tym biznesem zajmujemy, dlatego te przykłady najczęściej się pojawiają i rzeczywiście tutaj pojawia się anagram, bo anagramy pojawiają się, dobrze się z nimi pracuje, jako z nazwami modeli. Jest ten success, prawie poprawnie napisane, jak Aniu powiedziałaś, słowo po angielsku i zapraszamy do tego, żeby przyjrzeć się poszczególnym literom, za którymi kryją się pewne podpowiedzi w tym słowie.
[Ania] Czyli jako błyskotliwa blondynka mogę stwierdzić, że zaczniemy od litery “s”.
[Maciek] Tak, Pani dobrze! Za pierwszym “s” kryje się kolejne angielskie słowo, ale będziemy je szybciutko tłumaczyli na polskie, przez ustawę o ochronie języka ojczystego i miłość do tego języka. To pierwsze “s” to jest słowo “simple”, czyli taka podpowiedź służąca temu, że dobre historie, takie, które się przyklejają, które są zapamiętywane, to mają być historie proste.
[Ania] Proste? To we mnie od razu budzi się taka myśl, że takie proste historie będą nieciekawe, płytkie, krótkie i nie będą wciągające.
[Maciek] A to nie jest na tyle oczywiste, że można postawić tutaj kropkę i przejść dalej?
[Ania] Nie… Dobrze Maćku, czy zechcesz to rozwinąć?
[Maciek] Ja oczywiście eksplorowałem sobie to w literaturze, ale też szukałem własnych przykładów i łączę to ze swoim doświadczeniem, które wiąże się z teatrem improwizacji. Chciałbym oczywiście powiedzieć o sobie, jako osobie, która jest aktorem improwizacyjnym, ale byłoby to gigantyczne nadużycie. Jestem osobą, która liznęła trochę improwizacji, była na kilku warsztatach, jest absolutnie w tym zakochana i dostrzega wartość tego, zarówno w kontekście rozwoju osobistego, jak i rozwoju biznesowego. Do czego zmierzam? Jak pierwszy raz wychodziłem do scenki improwizacyjnej, to miałem wewnętrzną potrzebę, żeby znaleźć takie zdanie, na tej scenie, której było de facto parę metrów kwadratowych sali szkoleniowej. Gdzie na tej scenie, jak powiem tę kwestię, to wszyscy uklęknął z wrażenia, a jeszcze najlepiej, jak się popłaczą ze śmiechu. Szukałem elokwentnych słów, kombinacji słownych, dwu-słownośći, zawiłości i to nie wychodziło, bo nie miało prawa wyjść, jak się później o tym dowiedziałem i doświadczyłem. Cała siła improwizacji teatralnej, tak jak ja ją rozumiem, a myślę, że przyjdzie taki moment, że namówimy Piotrka Barańskiego, żeby odwiedził nas w naszym podcaście i o tej improwizacji w kontekście wystąpień publicznych opowiedział. W sumie nie ustalaliśmy tego z Piotrkiem, więc teraz go trochę zaskakujemy, ale będziemy to zaskakiwanie kontynuowali. Dla mnie ta siła improwizacji polega na tym, że dwie osoby, dwóch aktorów, używając absolutnie normalnych, prostych zdań, płynnie tworzy scenę i cudowność, zabawność, oryginalność tej sceny improwizacyjnej, nie wynika z jednego elokwentnego zdania, tylko z wchodzenia w jednym rytmie w swój wzajemny świat i to jest dla mnie ta prostota w historii. Nie ma jednego zdania, które rzuci naród na kolana. Przynajmniej ja w takie zdania nie wierzę, tak samo, jak nie wierzę w mowy motywacyjne. Natomiast jeśli połączymy ze sobą proste słowa, nie siląc się na jakieś kwieciste wypowiedzi, unikając trudnych słów, używając prostego, ładnego języka, bo uważam język polski za bardzo ładny język, to jesteśmy w stanie stworzyć fajną, płynną historię. Użyłem teraz sformułowania “fajną” a ostatnio w informacji zwrotnej dostaliśmy taki sygnał, że “fajne”, to jest naleciałość z języka angielskiego, nie powinniśmy używać. Jedna część mnie się z tym zgadza, bo tak jak już wcześniej wspominałem o ochronie języka polskiego, druga część mnie wie i o tym, trochę dalej w tym modelu, który dzisiaj przedstawiamy, że metodą na zbudowanie więzi między tym, co opowiada, a tym, co słucha, jest używanie zwrotów potocznie używanych przez wszystkich. Potocznie używamy słowa “fajnie”, więc uważam, że nie warto go nadużywać, ale słowo, jak słowo do używania. Z tych prostych, zwykłych słów możemy stworzyć prostą, fajną, gwarantującą sukces historię. Jeśli to brzmi zbyt mało konkretnie, to jeszcze jedna podpowiedź, w zasadzie przypomnienie, bo to też już się przewijało. Proste historie tworzą dialogi. Jak się czyta książkę, to zdecydowanie szybciej nam się czyta te strony, gdzie występują dialogi między bohaterami. Oczywiście, jeśli mówimy o historii, o wyjściu na scenę, o prezentacji, to czasami trudno powiedzieć o dialogu, ale wtedy mamy taki prosty zabieg słowny, gdzie możemy powiedzieć, że coś poczułem, w związku z czym, coś pomyślałem, w związku z czym, coś zrobię. Ta konstrukcja poczuł, pomyślał, zrobił, to jest odzwierciedlenie dialogu wewnętrznego bohatera, prelegenta, czyli znowu prosty zabieg upraszczający, zamiast tysiąca słów opisu mamy proste zdanie: Poczułem, więc pomyślałem, w związku z tym zrobiłem, a ma to dużo większą dynamikę i większy przekaz dla odbiorcy.
[Ania] To ja teraz Maciek, wreszcie zrozumiałam dlaczego nigdy nie uwodziły mnie seriale, zwłaszcza Wenezuelskie, bo tam tej prostoty jest szalenie mało. Jest tyle zawiłości, że ciężko by to było w kilku słowach opisać. Nie wiem jak języki obce, ale w języku polskim podpowiadamy też, że dobrze jest też budować krótkie zdania, takie siedmio wyrazowe, gdzie jest tylko jeden przecinek, bo wtedy ta historia też się staje prosta i jest opowiadana prostym językiem. Ona wtedy też prosto trafia do głów i serc, a to o to właśnie chodzi.
[Maciek] Za tym też się czai jeszcze jedna pułapka, tak mi teraz przyszło do głowy, a mianowicie różnica między językiem pisanym a mówionym. Jak przygotowujemy sobie wystąpienie, prezentację i piszemy sobie zdania, które chcemy powiedzieć, to nawet jeśli później nie będziemy ich wkuwali na blachę, to jest szansa, obawa, że będziemy próbowali odtworzyć pierwowzór. To, co napisaliśmy, a język pisany jest bardziej skomplikowany, niż mówiony, więc też ta prosta historia, jest też opowiadana językiem mówionym.
[Ania] I wtedy też ten język mówiony wymusza na nas, taki specyficzny sposób mówienia. Jeśli chodzi o samo artykułowanie słów, bo wtedy kiedy czytamy, np. rzecznicy czytają oświadczenia, to brzmi to zupełnie inaczej, niż coś powiedziane prosto z serca. Tutaj znowu to “prosto” nam się pojawia. Miałam wiele lat temu przyjemność współpracować z Panem Andrzejem Zaporowskim, to jest taki jeden nieżyjący już Pan redaktor, który jeden z ważniejszych seriali w telewizji czyli “Dynastię” sprowadził do Polski i Pan Andrzej Zaporowski zawsze podkreślał, że jeżeli chcesz, aby Twój przekaz, Twoje wystąpienie było atrakcyjne, to wyobraź sobie, że mówisz do dzieciaków z przedszkola, siedzących na dywanie, którzy oczekują Twojej historii, z szeroko otwartymi oczami i wtedy z automatu nasza głowa podpowiada nam aby nie mówić, tylko opowiadać, snuć opowieść, budować napięcie w naszej historii sposobem dobierania głosu, czasami szepcząc i wykorzystując pauzy, zanim wydarzy się coś, co chcemy podkreślić w naszej opowieści. To też taka prosta historia. Dla dzieci budowane są proste historie.
[Maciek] Czyli pierwsze “s” z naszego “sukcesu”, to jest “simple”, czyli prostota. Historia ma być prosta, ale nie prostacka!
[Ania] Aha, a co się kryje pod literką “u”?
[Maciek] Literka “u”, jak “unexpected”, czyli zaskoczenie i tu pozwolę sobie zacytować Panią Monikę Górską, która powiedziała mi i to zdanie mocno zapadło mi w pamięć, ono też się chyba już przewijało, że “zaskoczenie, jest królową emocji”. W kontekście storytellingu, w kontekście budowania historii. Tej komunikacji wokół nas jest mnóstwo, prezentacji każdy z nas widział tysiące, jak nie więcej. Część z nich tak jest zbudowana, że my dobrze wiemy, co będzie za chwilę, więc wtedy nasze umysły, które uwielbiają leniuchować, idą spać, a nie o to chodzi. To zaskoczenie jest potrzebne, żeby przykuć uwagę.
[Ania] Czyli krótko mówiąc, żeby to nie był taki Wenezuelski serial, bo tam, tych zaskoczeń chyba nie ma, to jest tak przewidywalne.
[Maciek] No widzisz, mam wrażenie że to jest taka przewrotność. To jest taka kondensacja zaskoczeń na 45 minut odcinka, że Ciebie już nie zaskakuje, że coś było zaskakujące. On umiera, wstaje, przeszczepiają mu mózg…
[Ania] Jest żoną tego, tamtego…
[Maciek] Tak, te małżeństwa tam się mnożą, więc to jest budowane na ilości zaskoczeń i to przestaje zaskakiwać. To też jest fajnym przykładem i dobrze, że to powiedziałaś, bo to znowu wraca do tej prostoty, improwizacji, żeby nie przekombinować. Znaleźć jeden punkt zwrotny w historii i na nim się skupić. Nie musimy zaskakiwać każdym słowem, każdym gestem, obrazem, bo prezentacja jest wielowątkowa, dlatego o tych różnych kanałach komunikacyjnych wspominam. Naszą rolą jest zaskoczyć w tym kluczowym momencie, żeby to zostało w pamięci. Przewijały się takie techniki, które temu pomagają, więc tak, żeby szybciutko je przypomnieć- semantyczny znacznik zmiany, czyli budowa zdań z wykorzystaniem “jednak”: “każdego dnia jeżdżę autobusem, jednak tego dnia poszedłem na piechotę”.
[Ania] I już wiadomo, że coś się będzie działo.
[Maciek] Tak, coś musi być, więc jest ten element wspierający zaskoczenie, wybijający z rutyny. Mamy technikę kontrastu. Myśmy kiedyś w jednym z odcinków ją opisywali na przykładzie Kurta Vonneguta. To był ten odcinek “Słowa, które robią robotę” i praktycznie ostatnie jego minuty, gdzie Kurt Vonnegut, po tragicznych wydarzeniach związanych z drugą wojną światową pisał bardzo lekkim językiem, więc można bawić się tak jakby niedopasowaniem formy do treści, to może być zaskakujące. Mamy też takie rzeczy, jak wyolbrzymienia wszelkiej maści. Tutaj przypomina mi się taka bardzo, bardzo stara reklama napoju, niestety alkoholowego, więc nie wiem, czy można tutaj oficjalnie mówić?
[Ania] Nie, szeptem powiedz!
[Maciek] Szeptem? Powiem, że to jest napój na samo “ż” i tam była taka scena, gdzie dwóch kumpli pojechało na wakacje, na piękne, Polskie Mazury. Ładny drewniany domek, drewniany tarasik, oni na tym tarasiku i non stop lejący deszcz. Oni w tych kapokach siedzący, ten kapiący deszcz, szklanki z napojem na “ż” schowane pod krzesłami, żeby się ten napój na “ż” nie rozwadniał, bo to zdecydowanie szkodzi i jeden z bohaterów tej reklamy zapada w drzemkę. Śni mu się rajska plaża, złocisty piasek, błękitne niebo, szum fal, piękne niewiasty w skąpych strojach wokół niego i on. Trochę niepasujący, bo blady, ale widać, że to początek tego marzenia, tego urlopu. W pewnym momencie pyta tych niewiast, czy przynieść coś do picia- chciał być szarmancki. One oczywiście- “a jakże”, to on się zrywa i po tym ciepłym piasku, który spod jego stóp pryska na boki, biegnie do krytego palmami baru. Podbiega i mówi: “trzy Żywce”, a barman na to: “co?” i w tym momencie facet cały przelękniony się budzi, odkrywa, że mimo całej tej pogody szklanka Żywca stoi bezpiecznie pod krzesłem i spokojnie oddaje się dalej rozkoszy urlopu.
[Ania] Wiesz co Maciek? Tak jak opowiadasz, to mi przychodzi do głowy taka rzecz, że takie najlepsze historie pisze życie i proste, i zaskakujące, czyli, czy ja dobrze rozumiem, że wtedy kiedy tworzymy opowieści, albo wystąpienia, to warto bazować na tym, czego doświadczyliśmy albo co nam opowiedzieli inni ludzie?
[Maciek] Jestem absolutnie za i będę tego bronił jak niepodległości. Warto pracować na swoim, ewentualnie na doświadczeniu innych, bo to są najsilniejsze rzeczy, poza tym jest taki potoczny zwrot, że nic nie tworzy takich scenariuszy jak życie i myślę, że w tym powiedzeniu jest mnóstwo prawdy.
[Ania] I wtedy też jest łatwiej się obronić przed taką sytuacją, w której ktoś będzie słuchał nas i powie: “wiesz co? To jest takie przekombinowane, ja w to niespecjalnie wierzę, coś chyba zmyślasz”.
[Maciek] Na ten zarzut, o którym mówisz, odpowiada następny punkt naszego sukcesu, czyli “c”, ale zanim “c”, to jeszcze jedna rzecz, nawiązując od tego, co powiedziałaś, że życie pisze najlepsze scenariusze.
[Ania] To Ty powiedziałeś, ale to nieważne.
[Maciek] Taka jest porada Pixarowa, że metodą zrobienia dobrej historii, to jest wziąć bohatera z jego naturalnego środowiska i przenieść go do zupełnie innego środowiska. Taki Nemo, pływając w swoim ukwiale, niespecjalnie miał się czym zaskoczyć, ale taki Nemo wyjęty z ukwiału i pływający w wielkim oceanie może zaskakiwać się na każdym kroku, a ja jako widz, słuchacz razem z nim. Kolejna rzecz, jaka za tym idzie, metodą na dobrą historię, na generowanie zaskoczeń, jest zrobienie dysproporcji między bohaterem a wyzwaniem. Jeżeli Robert Lewandowski po długiej przerwie spowodowanej Covidem podchodzi do jedenastki, która miała miejsce wczoraj w meczu i strzela bramkę, to jest dość oczywiste. Ma tak niesamowitą skuteczność w rzutach karnych, że większym zaskoczeniem byłoby, że nie trafił, niż że zdobył gola, ale jeśli dodamy do tego, że tenże Robert Lewandowski, jak kiedyś w kosmicznym meczu został porwany na zupełnie inną planetę, gdzie nie ma grawitacji i wszystko rządzi się innymi prawami fizycznymi i podchodzi, żeby strzelić tego karnego, a ta piłka lewituje nad ziemią, to już widać jakieś zaskoczenie i jakąś trudność, czyli wprowadzenie nierównowagi między bohaterem a wyzwaniem. Możemy w tym celu deprecjonować bohatera, umniejszyć go w jakiś sposób, albo możemy znacząco podbić wyzwanie. Ten zabieg też będzie powodował szansę na zaskoczenie, na pojawienie się czegoś niestandardowego, czyli mamy nierównowagę pomiędzy bohaterem a wyzwaniem, zabranie bohatera z jego naturalnego środowiska do innego, jako takie narracyjne techniki. Słownie- semantyczny znacznik zmiany, przede wszystkim słowo “jednak” i technika kontrastu, czy też wyolbrzymienia, żeby pokazywać duże różnice i to nam da, tak wyczekiwane i tak potrzebne zaskoczenie w historii.
[Ania] Mnie to bardzo przekonuje, bo jak podałeś wcześniej przykład, mówiąc o semantycznym znaczniku zmiany, że “do tej pory jeździłem autobusem, jednak tego dnia postanowiłem pójść na piechotę”, to rzeczywiście dla niektórych z nas bywa to takim przeniesieniem ze świata naturalnego do całkiem obcego i wtedy wiadomo, że jak nic, coś się wydarzy. To już zaprasza do dalszego snucia opowieści. Przekonałeś mnie.
[Maciek] I też już powiedziałem, że mamy literkę “c” następną w tym naszym “sukcesie”, odpowiedzialną za powiedzianą po angielsku wiarygodność. To Aniu, jak wspominałem, powiedziałaś, wrzuciłaś na tapetę wiarygodność historii.
[Ania] Wiarygodność? To poczekaj Maciek, ja się na chwilę przykleję do tego, co przed chwilą zrobiłeś, że się zapętliłeś i pomyliłeś. Jak mówimy o wiarygodności i o wystąpieniach publicznych, to dla mnie właśnie to, że ludzie się mylą, podkreśla ich wiarygodność, bo wtedy dla mnie, ale też dla innych specjalistów, którzy się wystąpieniami publicznymi zajmują, jest to dowód na to, że to są prawdziwi ludzie, którzy oprócz wiedzy, doświadczenia i umiejętności posiadają ludzkie cechy pt. zawodna pamięć, umiejętność przejęzyczania się i to, ten błąd, zapętlenie, buduje naszą wiarygodność jako ludzi i jednocześnie wtedy ludziom się bardziej wierzy jako ekspertom, więc to fajnie, że się pomyliłeś, ja Ci bardzo za to dziękuję.
[Maciek] Nie było to wyreżyserowane, ale cieszę się, że to się przydało, także służę pomyłkami i pomocą.
[Ania] Dziękuję bardzo! Wracając do wiarygodności?
[Maciek] Tak, o tym też mieliśmy okazję mówić, więc w ramach przypomnienia. Początek historii to jest taki moment, w którym budujemy wiarygodność. Ponownie pozwolę sobie zacytować Profesora Bralczyka, który powiedział, że “ludzie muszą rozmawiać o duperelach, bo duperele pozwalają im się zrozumieć” i to jest dla mnie kwintesencja. Na początku warto, żeby pojawiło się takich prawd oczywistych, znanym wszystkim, bo umysł ludzki testuje to, co dostaje. On jest leniwy, w związku z tym, jak dostanie dwie, czy trzy rzeczy, które jest w stanie potwierdzić, to daje kredyt zaufania na resztę wystąpienia, prezentacji, historii. Takimi prawdami objawionymi są rzeczy, które nas otaczają, zupełnie oczywiste. Pracowaliśmy już na takim przykładzie mechanika samochodowego, który wiadomo, w co jest ubrany. To są takie rzeczy, które zwiększają wiarygodność. Kolejna rzecz, którą możemy tutaj dodać, to jest taka rzecz, element, związany z tym, że mózg, z jednej strony testuje, a z drugiej strony uwielbia przebywać w stanie łatwości poznawczej, czyli żeby było prosto i jesteśmy w stanie mu to zagwarantować, nie gubiąc jego uwagi, a jesteśmy w stanie mu to zagwarantować, tworząc narrację, która jest podobna do często występujących w naszej kulturze struktur opowieści. Dlatego my z taką lubością oglądamy albo czytamy książki, które naprawdę są do siebie dość podobne, tak schematycznie, bo dzięki temu, my mniej więcej wiemy, co się wydarzy i to daje nam poczucie komfortu, może nie nam, ale naszemu umysłowi. Większość komedii romantycznych jest bardzo podobna do bajki o królewnie, która koniec końców znajduje księcia z bajki. To jest ten sam schemat, ale ten schemat powoduje, że nam jest dobrze w stanie łatwości poznawczej. Można by tu oczywiście jeszcze szukać przykładów. Jak się przygotowywaliśmy, przyszły mi do głowy jeszcze takie dwa na szybko, żeby dorzucić- mogą się przydać. Oba pochodzą z książki “Efekt wirusowy w biznesie” Pana Jonathana Bergera. On tam wymienia szereg czynników, które pomagają temu, żeby dany komunikat był efektywny i przy okazji efektowny, ale przede wszystkim efektywny biznesowo. Zwraca uwagę na pojęcie waluty społecznej. Najprościej ujmując waluta społeczna, jest tym, na ile dana wiadomość jest mi przydatna jako odbiorcy, a to oznacza, że jeśli historia ma być wiarygodna i wiemy o czymś takim jak waluta społeczna, to moją rolą, jest dość szybko pokazać odbiorcy, co ważnego z tej historii dla siebie dostanie. Jak szukałem przykładu, to przypomniały mi się takie dowcipy, które opowiada się na pewnym etapie swojego życia. Przechodziła przez to jakiś czas temu moja młodzież, ale ja też je później opowiadałem. To były takie dowcipy np. o chłopcu, który miał śrubkę w pępku, albo o czarnym rycerzu, na czarnym koniu z czarnym mieczem. Nie będę tych dowcipów opowiadał, dlatego że cały ich urok polega na tym, żeby opowiadać je maksymalnie długo, czyli np. ten chłopiec szuka odpowiedzi na egzystencjalne pytanie o tę śrubkę wszędzie: mama, tata, babcia, wujek, Pan premier, Pan prezydent – wszyscy, a na końcu puenta jest w sumie nie ważna, tylko chodzi o to, żeby kogoś długo, długo, długo utrzymywać w dowcipie. To było fajne, jak mieliśmy 10-11 lat, teraz nie mamy tyle czasu.
[Ania] Oj mi się aż włos zjeżył, jak pomyślałam. Byłam świadkami takich wystąpień, które się dzieją i dzieją, a ludzie mówią i opowiadają, a ja tak się zastanawiam, dokąd my zmierzamy, może wreszcie do brzegu? Po czym na koniec pojawia się slajd z napisem “dziękuję za spotkanie” i mam poczucie potężnej straty czasu, nadziei…
[Maciek] Bo to jest wymiana…
[Ania] Wiary, miłości…
[Maciek] To jest wymiana. Ktoś nam daje coś bardzo cennego, czyli czas, to my mu odpłaćmy czymś bardzo cennym, czyli tą walutą społeczną, czymś, co mu się przyda, ale nie przeciągajmy tej narracji. Ta wiarygodność jest budowana też w ten sposób, że dość szybko mówimy o tym, co ważne, dajemy sygnał o tym, co będzie istotne dla słuchacza. Skoro już było w temacie dziecięcych dowcipów, to w tym dziecięcym klimacie zostanę, a mianowicie w klimacie jednej z bajek pt. “Ratatuj”.
[Ania] Piękna bajka!
[Maciek] A konkretnie w jednej z ostatnich scen, kiedy srogi krytyk kulinarny kosztuje tej tytułowej potrawy i odpala mu się wspomnienie z domu dziecinnego, bo jeszcze jedną ważną rzeczą, która w budowaniu historii się przydaje, to jest, coś, co Pan Jonathan Berger nazywa “przypominajką”, czyli wykorzystaniem takich elementów, które powodują, że będzie łatwo sobie przypomnieć tę historię. To mogą być właśnie odwołania do takich kotwic. Do takich elementów, że jak np. mówimy, że historia działa się w jakimś roku, to możemy dodać, jaka wtedy piosenka królowała na liście przebojów. Jest szansa, że wiele osób ją słyszało, a wspomnienia muzyczne wywołują pewne rzeczy i to jest łatwiejsze do odtworzenia.
[Ania] Jak się człowiek zakotwicza w tym klimacie i tym momencie, wraca pamięcią do czasów, w których to się wydarzyło, albo do chwili, w których się to wydarza. To się z Tobą zgodzę, bo dokładnie tak też działają obrazy, których możemy dostarczać ludziom podczas swojego wystąpienia, żeby właśnie wzbudzić w nich pewne skojarzenia i zabrać ich w podróż, dokładnie tam, gdzie chcemy, żeby się znaleźli.
[Maciek] Czyli wiarygodność. Stereotypy myślowe na początku historii, żeby zbudować wspomnianą wiarygodność, waluta społeczna, skoro ktoś daje nam swój czas, my mu dajmy coś wartościowego dla niego i to szybko, a nie czekając z tym do ostatniej minuty wystąpienia, i poszukajmy w tym budowaniu, konstruowaniu prezentacji, tych przypominajek, kotwic, które spowodują, że danej osobie będzie łatwiej zapamiętać to, o czym mówimy.
[Ania] To, co mnie Maciek zachwyca niezmiennie, nie tylko w czasie nagrywania naszych podcastów, ale także, kiedy pracujemy, to jest umiejętność zbierania szerokiego wachlarza, wielkiej bańki z wiedzą do kilku punktów. Ciągniesz za te sznurki, niczym Pan Man w… taki konkurs był “Jaka to melodia”.
[Maciek] “Jaka to melodia”?
[Ania] Nie! To było… Śpiewali tam… Jakżeż to było? O kurcze… Ja to widzę, widzę Pana Mana i te sznurki wiszące…
[Maciek] Taśma profesjonalna, czy amatorska?
[Ania] Dokładnie tak. Podkład profesjonalny, czy amatorski? W każdym bądź razie Ty dla mnie jesteś tym panem Mannem, który z tej chmury różnego rodzaju piosenek danego zespołu, który jest akurat gościem w studio, ściąga te najlepsze kąski, żeby pozwolić zaistnieć debiutującemu artyście. To na mnie robi za każdym razem piorunujące wrażenie, ta Twoja konkretność.
[Maciek] Ja tu poproszę jakiś jingielek potem w post produkcji, który przytłumi mój rumieniec i moje zająknięcie. Dziękuję za to miłe słowo, a teraz potrzebuję trochę ochłonąć, także jingielek się przyda.
[Ania] Dobrze, a czy słyszysz uszami wyobraźni, co to by miało być? Czy to ma być aplauz, czy też muzyczka jakaś relaksacyjna, co byś sobie życzył? To nasz realizator dźwięku Ci to zapewni.
[Maciek] Nie, tu już zdaje się absolutnie na niego. Już niech tam coś wymyśli.
[Ania] To ja mu przekażę. Dobrze, to teraz mój drogi do roboty! Już się porumieniłeś, po kozakowałeś, to teraz dalej, poproszę do kolejnej literki. Co teraz będzie?
[Maciek] Najpierw będzie “Szansa na sukces”!
[Ania] “Szansa na sukces”, ależ oczywiście! Bardzo ci za to dziękuję.
[Maciek] Grałem też na czas z tym jingielkiem, bo potrzebowałem doszukać się tego w pamięci i też mi się to udało, to była “Szansa na sukces”, nie mylić z “Jaka to melodia”, bo to zupełnie inna skala programu.
[Ania] I inni prowadzący.
[Maciek] Tak jest! Zostajemy przy literce “c”, bo w tym angielskim słowie “success”, mamy podwójne “c” po drodze.
[Ania] I co pod drugim “c” się znajduje?
[Maciek] Konkretnie. Historia mam być konkretna.
[Ania] To nie ma lania wody, tak?
[Maciek] W sumie tak. Można do tego sprowadzić. Tutaj nawiąże do takiego doświadczenia, które jest za mną. Pod koniec zeszłego roku i dopóki było można w tym roku, prowadziłem szereg warsztatów dla jednego z większych banków, właśnie z wykorzystaniem storytellingu w kontekście spotkań z klientami. To są spotkania sprzedażowo – doradcze, dlatego nie używam czysto zwrotu sprzedaż, bo tam chodziło o wiele aspektów i jednym z elementów tego szkolenia było zapytanie ludzi, jakie mają obiekcje, obawy związane z wykorzystaniem storytellingu w ich pracy. Nagminnie pojawiała się, wcale mnie to nie dziwi, taka obawa na zasadzie “nie ma czasu”. W biznesie funkcjonuje się w dużym rygorze czasowym, spotkania mają swój limit, trzeba się ze wszystkim wyrobić. To była pierwsza obawa, że to może być za długie i druga obawa jest taka, że możemy trafić na kogoś, kto tych historii nie lubi, nie chce i będzie traktował to jako zmarnowany czas. Dalej w trakcie tego warsztatu pracowaliśmy w taką stronę, żeby po pierwsze rozbić mit, że storytelling, wystąpienia publiczne muszą być długie, a po drugie, żeby znaleźć konkretne narzędzie, które pozwoli budować właśnie takie krótkie, dynamiczne historie. Wynikiem tej pracy były takie historie, które, ta nazwa przewija się w wielu książkach poświęconych storytellingowi, to są tak zwane “historie szczęśliwego klienta”. Idea jest taka, że jesteśmy w jakimś procesie doradczym albo sprzedażowym z klientem “x” i ten klient w pewnym momencie zaczyna mieć obawy, obiekcje odnośnie tego, co mu przynosimy. W sumie to dobrze, bo większość sprzedawców używa tego zwrotu, że jeśli zaczynają się obiekcje klienta, to zaczyna się też sprzedaż. Jest na czym pracować, z tym że bardzo często, kiedy klient ma swoje obiekcje, to my próbujemy je zbić, albo pracować z nimi.
[Ania] Przełamać obiekcje…
[Maciek] Tak, też takie stwierdzenie budujące relacje. Historia szczęśliwego klienta służy temu, żeby powiedzieć: “okej, słyszę drogi kliencie x, że masz taką obawę. Przychodzi mi do głowy historia innego klienta, którą mam w portfolio, który…” I opowiadamy historię o kliencie, który miał podobną sytuację, ale podjął ryzyko, wyzwanie, jakkolwiek to nazwać i zdecydował się na eksplorowanie nowego razem z nami. To, co wypracowywaliśmy, tę historię szczęśliwego klienta zamykały się maksymalnie w pięciu zdaniach, czyli były konkretne. Pomocne do stworzenia ich było zastosowanie – skoro miało się zamknąć w pięciu zdaniach, to pomocne było zastosowanie sześciu kroków Pixara. Do piątki- szóstka.
[Ania] Jakie to kroki?
[Maciek] Te sześć kroków Pixara, też już wymienialiśmy, one są podpięte pod jednym z odcinków i brzmią w ten sposób: “Był sobie”, czyli wprowadzamy bohatera, w tym przypadku innego klienta, a ponieważ pamiętamy o wiarygodności, o której było przed chwilą, to mówimy z jakiej branży, w jakim mieście itd. żeby uwiarygodnić, że ten klient ma prawo istnieć, bo wiadomo, że nazwy innej firmy nie wymienimy. “Każdego dnia”, czyli opowiadamy o jakimś normalnym funkcjonowaniu tego klienta przykładowego. “Aż pewnego dnia”, czyli coś się u niego wydarzyło np. szansa na intratny kontrakt, ale żeby ten intratny kontrakt wypalił, potrzebował szybkiego finansowania. To jest akurat przykład z obszaru finansowego. “Z tego powodu”, czyli klient, albo my w relacji z klientem coś zaczynamy robić. “Aż wreszcie”, czyli mamy moment, kiedy całość zbiega do szczęśliwego końca i ostatnim krokiem z kroków Pixara jest “odtąd”, czyli jak to w bajkach “odtąd żyli długo i szczęśliwie”. Dlatego się śmieję, że te historie mają być pięcio zdaniowe na podstawie sześciu kroków, bo moja sugestia jest taka, żeby ten szósty krok wywalić. Dobra historia ma być konkretna, ale jednocześnie ma mieć otwarte zakończenie. Powiedzenie klientowi, że ten inny klient zdecydował się na współpracę z nami, ale jednocześnie odtąd ma już tylko róże, plusz, to, co najlepsze, jest trochę naciągane, ale powiedzeniu mu, że on się zdecydował i zawieszenie głosu w tym momencie, wzbudza jeszcze większą ciekawość: “no dobrze i w związku z tym, co się wydarzyło, jak sobie radzi?” I tutaj mamy otwartą przestrzeń rozmowy, a historia ma otworzyć drzwi do rozmowy. Ona nie ma sama w sobie sprzedać. Ona ma spowodować, że klient, który ma gardę obiekcji, tę gardę opuści i zaprosi nas do rozmowy na temat swoich obaw, potrzeb, złych doświadczeń, wszelkich rzeczy, żebyśmy mogli z nim zacząć dogadywać szczegóły. To żeby było konkretnie, to najlepszą dla mnie podpowiedzią jest pięć, z sześciu kroków Pixara: “Był sobie, pewnego dnia, aż pewnego dnia, z tego powodu, aż wreszcie”.
[Ania] I dla mnie ta podpowiedź, którą teraz Maciek dajesz, pozwala też na dobre przygotowanie się do spotkań takich, jakie mamy w oparciu o te pięć, jak to mówisz z sześciu kroków Pixara i dzięki temu pozwala nam być merytorycznymi, nawet w takich small took-ach. Jak to mówisz po staropolsku, że my mamy na podorędziu taką historię, która opowie o nas, albo o naszym doświadczeniu w sposób nienachalny, a jednocześnie wiarygodny. Sposób konkretny, a jednocześnie taki ludzki i pozwalający poczuć, czym my się zajmujemy, zapraszając tak, jak powiedziałeś naszego klienta, albo naszych słuchaczy do wspólnej podróży z nami, w tym celu, jaki sobie wyznaczymy i to wszystko jest bardzo merytoryczne. Ponieważ świętujemy dziesiąty odcinek, to mi cały czas z tyłu głowy brzmi takie pytanie, które za każdym razem, po nagrywaniu każdego odcinka sobie zadajemy. Czy to, co nagraliśmy jest merytoryczne i konkretne? Zdradzając arkana produkcji naszych odcinków podcastowych, możemy powiedzieć, że jest to dla nas niezwykle emocjonujące posprawdzać, czy to nasze gadanie, nie jest tylko takim gadaniem, dla gadania, po to, żeby każdy mógł sobie posłuchać naszych pięknych głosów, które lubimy i cenimy i jesteśmy fajni, bo przede wszystkim zależy nam na tym, żeby było konkretnie i merytorycznie dla naszych słuchaczy. Niejednokrotnie z tej struktury sukcesu korzystamy.
[Maciek] Tak, jest takim punktem kontrolnym, czy się utrzymaliśmy w założonym kierunku.
[Ania] To co, kolejna przedostatnia literka, czy tym razem to jest ten moment, żeby powiedzieć o tym na “e”?
[Maciek] Wiesz co? Jak dochodzę do tego momentu, emocje ściskają mi gardło, więc nie wiem, czy dam radę, bo ta przedostatnia literka na “e”, to są właśnie emocje. Historia ma być emocjonalna. Nie chodzi o to, żeby cała 200- osobowa sala nam się rzewnie popłakała. Nie szedłbym w tym kierunku, ale jeżeli już ta 200 osobowa sala w paru momentach wybuchnie śmiechem, to fajnie, bo to jest odśmiechiwanie publiczności, czyli zwiększanie koncentracji odbiorców i to jest bardzo, bardzo przydatne, ale ogólnie chodzi o to, żebyśmy o tych emocjach nie zapominali. Szukając takich trzech potwierdzeń na tezę, że emocje są ważne w historii, znaleźliśmy takie oto rzeczy: Pierwsza z nich, to jest badanie Waltera Fishera, który analizował najlepsze wystąpienia na TEDEX-ie pod kątem znalezienia złotej proporcji, ile czego powinno być w historii, żeby została ona zapisana w historii TEDEX-u jako świetne wystąpienie. Okazało się, że jest trochę inaczej, niż wieki temu założył Arystoteles, bo od jego czasów, od czasów Arystotelesa wiadomo, że dobra historia ma te trzy elementy składowe: ma etos, logos i patos. Etos, czyli dowody, wiarygodność. Logos, czyli logika, analiza. Patos, czyli emocje i wątki historyczne, takie storytellingowe. Sam Arystoteles, jak dał nam te podstawy merytoryki, owianą w te trzy elementy składowe, niespecjalnie miał narzędzie, żeby zbadać ten element związany z emocjami, czyli ten patos i podobno, bo oczywiście są to cytaty, które są przekazywane z ust, do ust, użył takiego stwierdzenia, że emocje są trudne do okiełznania, do zbadania, więc mogą przeszkadzać. Pokutuje od tamtego czasu takie przekonanie, że dobra prezentacja powinna być oparta na faktach i logiczna. Nie neguję, co nie znaczy, że się zgadzam. Badanie Waltera Fishera, rozbierające na czynniki pierwsze ten najlepsze wystąpienia TEDEX-owe pokazały i teraz oczywiście rozkład procentowy, zawsze obarczony jest pewnym błędem, ale można z niego wyciągnąć wnioski, a cóż pokazały, bo mi się wkradła dygresja? Pokazały, że jeżeli chodzi o dowody i wiarygodność, czyli etos, to mniej więcej 10% dobrej historii powinno być poświęcone właśnie tym dowodom i faktom. Jeżeli chodzi o logikę i analizę, takie mosty łączące jedno z drugim, ciągi przyczynowo skutkowe, to mniej więcej kolejne 25% historii powinno być poświęcone na budowaniu takiej logiki. W sumie logos i patos, fakty i logika, to 35% mojego wystąpienia, mojego bycia na scenie. TEDEX-owe wystąpienia mają 18 minut, czyli po tych 35% pozostaje nam kawał czasu do wypełnienia emocjami i historią, która będzie oddziaływała na publiczność. Dlatego tak ważne są przykłady, porównania, historię z własnego życia. Znowu Aniu, wracam do tego, co powiedziałaś o własnych doświadczeniach, którymi ozdabiamy te elementy stanowiące 10% faktów, które chcemy przekazać. 65% nacisku na budowanie emocjonalnej więzi i na budowanie historii. Czemu budowanie historii? To też się już przewinęło. Dlatego że umysł ludzki uwielbia przebywać w stanie łatwości poznawczej, czyli mamy podobieństwo do bajek i do znanych już historii. To jest ważne w opowieściach, dlatego na emocje warto postawić.
[Ania] Wiesz co Maciek? To ja się w ogóle bardzo cieszę, że ten Arystoteles nie miał racji, bo jak przytoczyłeś ten jego podział, to sobie pomyślałam: umieram, świat się kończy, nie ma już nic… To w ogóle jest straszne, dlatego że te emocje, one oczywiście są zaklęte w historiach, tam są zapisane i te historia budzą różnego rodzaju odczucia, ale my jako ludzie, którzy odpowiadają czy prezentują, to my też możemy mówić w sposób emocjonujący, czyli zawieszając głos, przyspieszając sposób naszego mówienia, albo poruszając się po scenie tak, że zaciekawiamy ludzi, bo ta ciekawość też budzi emocje. Może stanąć na środku z rękoma wzdłuż szwów i powiedzieć: zrobiono, znaleziono, udowodniono, dziękuję. Myślę, że to nie tylko historię, nie tylko wplatanie w nasze wystąpienie emocjonujących wątków jest istotne, ale też istotne jest to, żebyśmy swoje emocje wplatali w to, co prezentujemy i co opowiadamy, żeby to było nasze, żeby to było z brzucha. Idę znowu w stronę tej wiarygodności, takiej ludzkiej opowieści.
[Maciek] Ja się pod tym absolutnie podpisuję. Dorzucę do tego jeszcze, że emocje sprzyjają zapamiętywaniu, a mówiąc konkretnie nie tyle, co na zapamiętywaniu, bo my zapamiętujemy bardzo dużo, podobno nawet wszystko. Tylko emocje pozwalają nam przywołać wspomnienia. To jest tak, jak ze wspomnieniem z wakacji, w którym odpala się jakieś ciekawe wydarzenie. Zakładam, że pozytywne i ten dzień z wakacji najszybciej nam się przypomina, więc jeśli w wystąpieniu pojawiają się emocje, to też odbiorcy tego wystąpienia będzie łatwiej zapamiętać i sobie przypomnieć w kluczowym momencie, bo ta emocja będzie takim katalizatorem, takim wyzwalaczem wspomnień. Jeszcze jeden element i to ciebie Aniu proszę, jakbyś zdradziła rąbek tajemnicy. W zasadzie jesteśmy już coraz bliżej końca, więc można powiedzieć, że że na koniec, bo te emocje są jeszcze potrzebne z perspektywy poznawczej. Każda z tych emocji podstawowych na coś dla mnie, jako odbiorcy pozwala.
[Ania] W pierwszym roku studiów psychologii, kiedy studiowałam, był taki był taki przedmiot “emocje i motywacja”. Był dla mnie bardzo emocjonujący, bo przez niego mało brakowało, a po tym pierwszym roku studiów, w zasadzie po pierwszym semestrze wyleciałbym z psychologii. Tam rzeczywiście od samego początku uczy się adeptów sztuki psychologicznej rozumienia emocji i rozumienia tego, jak wielkie one mają znaczenie dla harmonijnego funkcjonowania człowieka, bo gdyby popatrzeć na cztery podstawowe emocje, w których my doświadczamy w życiu, to okazałoby się, że chociaż część z nich nazywana jest negatywnymi, to wszystkie nam są potrzebne. Mamy strach, który nas zatrzymuje, czyli jeżeli wplączemy w naszą wypowiedź coś, co naszą publiczność przestraszy, zatrzyma, to jest spora szansa, że oni przejdą naturalnie w stronę emocji nazywanej smutkiem po to, żeby doświadczyć pewnej refleksji, czyli zacząć wyciągnąć wnioski, wcześniej analizować. Jeżeli powiemy coś, co publiczność zezłości, wtedy generujemy w niej energię, która np. pomaga im zadawać trudne pytania, albo będzie pchała ich do działania związanego ze zmianą swoich zachowań. Jeżeli do tego chcemy ich zaprosić. Na koniec jedyna emocja spośród czterech, którą nazywamy pozytywną, czyli radość. Pojawiające się wtedy, kiedy świętujemy sukces, wtedy gdy nasza publiczność nas słucha, kiedy dojdzie do jakiegoś wniosku, albo przewidzi nasz tok myślenia i pomimo tego, że zostanie tym zaskoczona, to koniec końców powie: “Ja wiedziałem, że tak będzie”, to się ucieszy, uraduje i zostaje z dobrostanem, który powoduje, że tak jak Maciek powiedziałeś, łatwiej nas będzie sobie przypomnieć. Łatwiej będzie naszej publiczności, naszym słuchaczom czy też odbiorcom naszej historii wrócić do tego, co się wydarzyło podczas spotkania z nami.
[Maciek] Jak dla mnie nic dodać, nic ująć.
[Ania] Nie zagmatwałam za bardzo tej odpowiedzi? Bo ja to wiesz, taka mało uporządkowana jestem w porównaniu z Tobą.
[Maciek] To byłby dobry moment, żeby poprosić o ewentualne komentarze. Jeżeli trzeba prościej albo bardziej zagmatwanie, szybciej, albo wolniej to chętnie przeczytamy, usłyszymy i weźmiemy sobie do serca i do języka.
[Ania] To ja cię poproszę w takim razie o ostatnią literę “s” w słowie “success”.
[Maciek] Ostatnia literka “s”, która oznacza, że struktura. Dobra historia ma być oparta o strukturę. Takim kanonem struktur storytellingowych jest podróż bohatera. Myślę, że prosta do odnalezienia, gdyby była potrzebna, o tym też już wspominaliśmy i pod jednym z odcinków podlinkowywaliśmy karty Marka Staniszewskiego i Gabrysi Borowczyk, pomagające w tworzeniu historii zgodnie z podróżą bohatera. Dzieliliśmy się też swoimi obiekcjami, że jest jednak dość skomplikowana, ale ma swoje plusy. Uczy tego, że bohater musi przeżywać perturbacje. Druga z takich wszechobecnych struktur to Pixar wymieniony parę minut temu. Jest ich kilka, można ich spokojnie poszukać. Jest jeszcze jedna taka, która do mnie bardzo, bardzo przemawia. Przemawia do tego, że znowu jest oparta o wiele lat moich doświadczeń, a mianowicie, jest to struktura budowania historii zgodnie z naturalną dynamiką zmiany osobistej. Doświadczeniami, które narzucane albo takich, które sami sobie wymyślamy. Jest pewna naturalna dynamika pewne etapy, jakie my przez te etapy akceptacji swojej zmiany przechodzimy, to dynamika zmiany, struktura zmiany, jest bardzo dobrym pomysłem na budowanie dokładnie w ten sposób historii, dlatego że historia będzie wtedy za rękę prowadziła słuchacza od punktu “Nie interesuje mnie to”, do punktu “okej być może warto się nad tym zastanowić”, a to pasuje do sprzedaży, projektów, wystąpień przed zarządem, do wystąpień o pracę, bo jak ktoś jest gotowy zastanowić się nad tym, co ja przynoszę, to jest już bardzo dużo, a ponieważ robi się już nam długi odcinek, a nie planujemy przestać na dziesiątym…
[Ania] To ja przyjdę do podsumowania. Podejmę tę rękawicę i podsumuję.
[Maciek] To jeszcze zanim, to ja złożę obietnice.
[Ania] Dobra, bo ja, to już w blokach startowych.
[Maciek] Myślę, że to wykorzystanie etapów zmiany do budowania dobrej historii, jest dobrym pomysłem na następny odcinek, żeby się nad tym pochylić, rozebrać, pokazać, jakie są punkty wspólne, na czym rzecz polega, czyli o tym więcej za dwa tygodnie, a podsumowując dzisiejszy, jubileuszowy, dziesiąty odcinek… Tadam– Ania!
[Ania] Świętowaliśmy sukces, pokazując Wam, że w słowie “success” ukryta jest podpowiedź, aby Wasze opowieści, prezentację były proste, żeby były niespodziewane, zaskakujące, wiarygodne. To, co istotne, aby były jednocześnie konkretne, budzące emocje i ustrukturalizowane, posiadające strukturę. Dzięki temu Waszym słuchaczom będzie łatwiej podążać z Wami w stronę celu, który sobie wspólnie wyznaczacie. Wielu sukcesów, wielu dobrych opowieści i prezentacji opartych o słowo “sukces” Wam życzymy – Anna Kędzierska…
[Maciek] i Maciek Cichocki – Opowiedz.to!
Jak słuchać naszego podcastu:
Możesz nas słuchać praktycznie wszędzie. Siedząc przed komputerem, jak również będąc w ruchu, za pośrednictwem Twojego telefonu. Mówiąc krótko kiedy chcesz i tak jak lubisz.
Recenzuj nasz podcast
Kiedyś w sklepach na konopnym sznurku wisiał brulion, z którego okładki wielkimi literami krzyczał tytuł książka skarg i zażaleń.
Teraz mamy recenzje. Niekoniecznie tylko ze skargami. Jeśli masz jakieś przemyślenia, wnioski albo rekomendacje dla innych słuchaczy napisz nam recenzję. Będziemy wdzięczni i zmotywowani do dalszej pracy.