#008 | Słowa, które robią robotę!
22 kwietnia 2020Jakie słowa robią robotę i wzmacniają komunikat? Jakie rozmywają przekaz? Jakich sformułowań warto unikać, kiedy zależy Ci na budowaniu wizerunku profesjonalisty? Jak angażować ludzi do działania poprzez dobrze dobrane wyrazy? Na te i podobne pytania szukamy odpowiedzi w ósmym odcinku podcastu Opowiedz.to.
Posłuchaj
Obietnice z odcinka
eTalks – The Secrets of Food Marketing (klik)
Podcast do poczytania
Oto podcast Opowiedz.to. Odcinek ósmy, w którym porozmawiamy o tym, jakie słowa “robią robotę”, a jakie wręcz przeciwnie, uniemożliwiają nam osiągnięcie zakładanych celów.
[Maciek] Michał Anioł, podobno, bo oczywiście nie wiadomo jak to było, ale jest mu przypisywane takie zdanie, które brzmi: “Drobnostek nie należy lekceważyć, bo one są podstawą doskonałości, a doskonałość nie jest drobnostką”. Idąc tropem tego cytatu, chcemy poświęcić dzisiejszy odcinek. Słowom, które składają się na całość wystąpienia publicznego, albo komunikacji szeroko rozumianej i te słowa mogą nam, albo pomóc, wyróżnić, pozostać zapamiętanymi, albo mogą rozmyć nawet najlepszą merytorykę. Znowu w duecie z Anią.
[Ania] Anna Kędzierska, dzień dobry!
[Maciek] Tak, czyli Anna Kędzierska, Maciek Cichocki- Opowiedz.to, żeby nie przedłużać, ponieważ wepchnąłem się pierwszy po jingleu na antenę, to zapytam Ciebie Aniu o Twoje ulubione słowo na “tak” i na “nie”. Dopowiem tylko, że spisujemy sobie na kartkach różne rzeczy, które wyłapaliśmy i tak spontanicznie będziemy się nimi przerzucali. Zobaczymy, co z tego wyjdzie. Twój numer jeden na liście Aniu, co to jest?
[Ania] Pewnie Cię Maciek nie zaskoczę, ale jest takie jedno słowo, na które ja reaguję alergicznie, zwłaszcza wtedy, kiedy ludzie opowiadają o ciężkiej pracy, uwieńczonej sukcesem i mówią: “Udało nam się zrealizować projekt, udało nam się dowieść wynik! Yeah! Udało nam się!” Kurka-rurka nic się nie udało! Od razu wtedy przypomina mi się, taka konferencja prasowa, naszych złotek siatkarek, gdzie dziennikarze gratulowali im sukcesu, a jeden z Panów dziennikarzy uprzejmie zapytał: “Proszę nam opowiedzieć Pani kapitan, jak Wam to się udało?” I ta postawna kobieta wyszła zza zielonego sukna i powiedziała: “Proszę Pana, tutaj się nic nie udało, to jest efekt naszej ciężkiej pracy”. Słowo “udało”, odbiera nam prawo bycia właścicielem sukcesu, odbiera nam prawo do tego, żeby powiedzieć: “Tak, to jest nasza ciężka praca”. Myślę sobie, że też z perspektywy budowania swojego wizerunku jako istota sprawcza, posiadająca kontrolę nad rzeczywistością, posiadająca umiejętności, które wie jak wykorzystać, po to, żeby odnieść sukces. Mówiąc, że się udało, to jakby tutaj sobie trochę odejmujemy animuszu.
[Maciek] Od razu zahaczyłaś o kolejne, o “jakby” i o “trochę”, a też wiem, że masz na nie alergie.
[Ania] A bo ja się rozpędzam!
[Maciek] To o co chodzi z “jakby” i “trochę”?
[Ania] To wystarczy posłuchać, jak to brzmi: “Jestem jakby zadowolona” i “trochę się udało”, “to jest taki trochę sukces, to jest jakby dobrze zrobiona robota, jestem trochę zadowolona ze współpracy z Tobą” i tutaj można by było rzeczywiście podejrzewać, że nie zawsze w 100% możemy być zadowoleni, ale jeżeli chcemy komukolwiek coś zaoferować i mówimy: “Jakby rozumiem Pana potrzeby i trochę żeśmy dostosowali naszą ofertę, jakby do Pana potrzeb”, to chyba tutaj nie trzeba tłumaczyć, że to są takie dwa słowa, które są skutecznym kijem, wkładanym w szprychy roweru, którym pędzimy do naszego “jakby, trochę sukcesu” i którym możemy powiedzieć, że nam się “jakby” udało, jak ktoś coś od nas kupi i w ten sposób komunikujemy.
[Maciek] Jakoś tak nam wyszedł początek, że poszliśmy w tę stronę na “nie”, ja dorzucę jeszcze jedną rzecz, bo mi się mocno skomponowała z tym, o czym powiedziałaś. To jest może nie słowo, tylko tryb, w jakim wypowiadamy słowa, a mianowicie tryb przypuszczający. To jest moje doświadczenie, które czerpię ze stałej współpracy z Grupą SET, gdzie prowadzę zajęcia w szkole trenerów i bardzo często adeptów tego trenerstwa widzę na sali. Słyszę od nich, jak oni wychodzą i w tym właśnie trybie przypuszczającym “chcieliby, prosiliby, zaprosiliby”. Moja sugestia jest taka, żeby eliminować tryb przypuszczający, bo on nie buduje autorytetu, nie buduje przekonania, nie buduje wartości. Zdaję sobie sprawę, że słowo “chcę”, ma w języku polskim takie już znaczenie wręcz poirytatywne. Agresywne, to może za dużo powiedziane, ale za stanowcze i chyba dlatego jest zmieniane, na “chciałbym”. Ja proponuję skorzystać z wyrazów bliskoznacznych: “Zapraszam Was, mam propozycję, zróbmy”, zamiast chcę.
[Ania] Ja np. lubię słowo, “potrzebuję”.
[Maciek] Albo np. “potrzebuję”, tak, ono też ma bardzo dużą moc sprawczą. Podsumowując, sugerowałbym usuwać ze swoich wypowiedzi tryb przypuszczający, żeby nie rozmywać swojego autorytetu, swojej merytoryki, z którą przychodzimy.
[Ania] Mi od razu przychodzi do głowy Maciek, lista słów, z którymi pracuję zawsze wtedy, kiedy prowadzimy szkolenia z wystąpień publicznych. To jest zestaw: “musisz, powinno się i należy”. To w odróżnieniu od Twojego trybu przypuszczającego, który jest miękki, dający dużo przestrzeni, zdradzający niezdecydowanie, tak “musisz, powinno się i należy”, są słowami dla mnie żołnierskimi, takimi wręcz chwytającymi za gardło i przyciskającymi do ściany. Mam takie wrażenie, że jak widzę ludzi, którym mówi się: “musicie Państwo zrozumieć”, albo “powinniście zająć się jakimś tematem”, to Ci ludzie, jako dorośli słuchacze, mają w głowie taką myśl: “ale ja nic nie muszę, chwileczkę, jestem duży i będę robić to, co chcę”. Z perspektywy mojej wiedzy psychologicznej, to jest tak, że my od maleńkości dążymy do tego, żeby mieć autonomię i jeżeli teraz w jakimś kontakcie, ktoś próbuje na nas coś wymusić, to my automatycznie wchodzimy z tym w opór. Zresztą jest Maciek, takie fajne ćwiczenie, które to pokazuje, to z dłońmi. Myślę, że kiedyś, jak już przerzucimy się na kanał Youtube i nie będziemy już tylko głosami, ale też mówiącymi paszczami, to koniecznie musimy to pokazać. My jako ludzie, jako słuchacze, bardzo nie lubimy, jak coś się nam nakazuje. “Musisz, powinno się i należy”, są takimi słowami, które, właśnie przychodzi mi angielskie słowo “pushują”, ale to tak popychają, zmuszają, nakłaniają, a ja wcale nie chcę. Im bardziej ktoś mnie, jako słuchacza popycha, że ja muszę, tym bardziej ja nie chcę.
[Maciek] Ja jestem Ci bardzo wdzięczny za to angielskie słowo “pushują”, bo to mi przypomniało o jednej rzeczy, na którą też radziłbym uważać w kontekście wystąpień publicznych i komunikacji. To jest coś, co wchodzi w obszar współczynnika mglistości. To jest taki parametr, na podstawie którego jesteśmy w stanie nawet wyliczyć i określić na ile jesteśmy zrozumiali dla naszych rozmówców. Wracając do tego “pushowania”, jak przebywamy w jakimś środowisku, to łapiemy pozostałości językowe, wynikające z tego środowiska. Stąd pochodzi cała korpomowa, taki roboczy zwrot. Tak też się bierze, jeśli jesteśmy specjalistami w jakiejś dziedzinie, w której mamy jakiś żargon branżowy. On się staje dla nas na tyle naturalny, że wtedy realizujemy ten nasz target, opowiadając o tych naszych caseach, pushując tych ludzi itd. Robi się z tego przedziwny język. Czasami warto. Jednocześnie jestem przekonany, że dobrze sobie zadać takie pytanie “do kogo ja w zasadzie będę mówił?” O tym już było więcej w odcinku o nawykach, ale tutaj można jeszcze dodać coś takiego i tu Aniu, proszę Ciebie o przejęcie głosu, bo ja tutaj bazuję na Twoim przykładzie, Twoich doświadczeń na pracy z Panem Zaporowskim? Nie wiem, czy dobrze pamiętam nazwisko?
[Ania] Tak Pan redaktor Andrzej Zaporowski. Powiem Ci, że wytrąciłeś mnie teraz z równowagi, bo a propos tego “pushowania”, ja tutaj się chciałam wypowiedzieć, ale to za chwilę. Jak mówisz o Panu Andrzeju Zaporowskim, to jest to przecudowny, ale niestety już nieżyjący Pan dziennikarz, który sprowadził do Polski “Dynastię”, robił pierwsze reklamy kropli do oczu, stworzył Studio 102. W ogóle tworzył nowoczesną telewizję w latach 80. Legenda telewizji Polskiej. Miałam okazję prowadzić wspólnie z nim warsztaty z wystąpień medialnych. Proponował ludziom, żeby mówili prostym językiem, co więcej, nadawać swojej wypowiedzi taką formę, jakby się mówiło do dzieci siedzących na dywanie, więc ten prosty język. Jak opowiadamy o tym, to sugerujemy, żeby to był język skierowany i zrozumiały dla trzynastolatków, a warto oczywiście nałożyć jeszcze taką formę opowieści do małych dzieci, bo dzięki temu nasza głowa podsuwa nam słowa, które są łatwe do zrozumienia, ale też, które są słowami malującymi obrazy. Takimi, które dają coś poczuć, bo bajki są skonstruowane tak, że słowa są paletą z farbami, którymi my malujemy rzeczywistość. Jeszcze teraz a propos tego pushowania, powiem Ci, że gdybyśmy się spotkali tak ze dwadzieścia lat temu i nagrywali ten podcast, to…
[Maciek] To bylibyśmy premierami podcastingu w Polsce.
[Ania] Dokładnie i wtedy rzeczywistość by się nieco różniła. Ja wtedy prowadziłam swoje pierwsze szkolenie i pamiętam, że wtedy jeszcze w ogóle w Polsce nie było podpowiedzi, jak należy dobrze występować. Pamiętam, że z radością szukałam jakichś doniesień zza oceanu, bo stamtąd ta wiedza do nas wówczas przychodziła. Była taka jedna piękna podpowiedź, że rzeczą, którą można zrobić, żeby zbudować swój autorytet, swój wizerunek eksperta, to jest wplecenie do swojego wystąpienia, kilku obco brzmiących słów. To był taki moment, w którym jeszcze my jako Polacy, zachłystywaliśmy się tą anglo pochodną paplaniną. Teraz rzeczywiście na tą korpo mowę mamy uczulenie. W kwestii języka branżowego trzeba być bardzo uważnym, żeby mówić do “swoich”, “swoim” językiem, a do tych “obcych”, tych spoza zespołu, jednak językiem dostosowanym do ich możliwości.
[Maciek] Mam taką pokusę, potrzebę, żeby już powoli kończyć ten obszar na “nie” i przejść w stronę na “tak”. Jako łącznik, przyszło mi do głowy coś takiego, bo nazwaliśmy parę słów, naleciałości językowych, które doświadczenie podpowiada, że warto eliminować. Tryb przypuszczający “udało się, trochę jakby się udało”, korpomowa, żargon branżowy, naleciałości obcojęzyczne- tego nie proponujemy. Łatwo powiedzieć jest “nie rób”, ale trudniej jest się nauczyć nie robić.
[Ania] To ja, to ja! Wybierz mnie! Ja mam kontrpropozycję dla moich na “nie”, jestem na nie przygotowana, mogę?
[Maciek] Dobra, szalej!
[Ania] Zamiast musisz- możesz, zamiast powinno się- warto, zamiast należy- sprawdź, zaeksperymentuj. To są słowa, które otwierają przestrzeń, żeby się ludzie włączyli w nasz proces myślowy, ale też uruchomili u siebie swój proces decyzyjny i co ważne, we wszystkich wystąpieniach liderskich, żeby wzięli odpowiedzialność za to, co się będzie wydarzało. Będą też dużo bardziej skorzy, do tego, żeby podjąć działanie, albo obudzić w sobie jakąś refleksję, jeśli powiemy, że mogą, że warto, że ich zapraszamy, że z naszej perspektywy to jest ciekawe i sprawdźmy co Wy na to. Mam taką kontrpropozycję- słowa na tak: “warto, zapraszam, możesz”.
[Maciek] A ja z uporem maniaka, wrócę do tego, co mi chodziło po głowie, bo Ty jak o sobie mówisz, jesteś dyplomowanym, “skończonym”- lubię te stwierdzenie… Tak o sobie mówisz “skończonym psychologiem”.
[Ania] Przepraszam 🙂
[Maciek] Ja jestem prosty chłopak z Bielan Warszawskich, więc potrzebuję prościej. Rozumiem, że są słowa na “tak”, że są słowa na “nie”, ale wiem też, że jak złapię jakiś nawyk, powtarzania jakiegoś słowa np. trybu przypuszczającego, albo zakorzenię sobie tego śmiecia językowego pt.”udało się”… Wszyscy dookoła mówią, “udało się”, to i ja przesiąknę, jak sweter przesiąka np. zapachem tłuszczu, jak się pójdzie np. na frytki i mam to. Sweter można zdjąć i wyprać, ale jak wywalić takie słowo, ze swojego języka? Masz jakieś słowo śmieć, naleciałość językową, nad którą aktualnie pracujesz, której chcesz się pozbyć? Bo to jest nieustanna praca, to się nigdy nie kończy. Masz coś takiego w tej chwili na tapecie?
[Ania] Tak, to jest słowo, nad którym pracuję, chciałam powiedzieć, że chciałabym wyrzucić je ze swojego języka, ale próbowanie też nie jest dobrym słowem, więc nie będę go używać. To jest słowo “keczap”. Przeczytałam parę lat temu, że się mówi “keczup” i moje serce, moje ucho, bardzo nad tym boleje, że to jest “keczup”. To mi brzmi po prostu niestrawnie. Tym niemniej dążąc do tego, żeby być poprawna językowo, uczę się mówić “keczup”, a nie “keczap”. W związku z tym częściej jem musztardę, żeby mi było łatwiej, ale przede wszystkim bardzo sobie cenię np. Twoje podpowiedzi: “Haha, powiedziałaś keczap”, a przy następnej budce z hamburgerami, już pamiętam, że “keczup”. Jak już powiem czasami “keczap”, to wtedy zapala mi się taka czerwona lampka “Kędzierska nie tak” i się uprzejmie poprawiam. Z razu na raz jest łatwiej. Na początek trzeba zdać sobie sprawę, że coś się mówi nie tak, jak się powinno i czasami jest tak, że dostaniemy od kogoś informację zwrotną, za co Maciek, jestem Ci bardzo wdzięczna i Twojej żonie też, bo to ona była tą pierwszą, która powiedziała mi, że się nie mówi “keczap”, więc mówię “keczup”, prawie, tak jakby trochę mi się czasami udaje. Druga rzecz to jest nagrywać siebie z wystąpieniami i słuchać. Słuchać, dlatego, że jak my mówimy, to nie jesteśmy w stanie niejednokrotnie skoncentrować się na tym wydźwięku i na tych drobiazgach, o których Ty mówiłeś, które doprowadzają nas do doskonałości, ten cytat na początku. Warto się nagrywać albo też prosić ludzi, żeby nas słuchali i jakie tam słowa, które dają po hamulcach, się pojawiają. A Ty masz takie słowo?
[Maciek] Mnie pojawiają się one cyklicznie. W tej chwili mam dwa.
[Ania] Tak?
[Maciek] Jedno z nich, to jest pokłosie informacji zwrotnej, którą dostałem dla odmiany od Ciebie, po podcaście, chyba dwa odcinki temu nagranym, że się nie mówi “pod rząd”, tylko “z rzędu”, w związku z tym pilnuję się, żeby było “z rzędu”, a nie “pod rząd”, a druga, to już tu przez Ciebie wspomniana, a przeze mnie powołana ponownie, moja małżonka, przypomina mi o tym, że nie “wymyśleć”, tylko “wymyślić”, tak jest poprawnie i nad tym pracuje. Pytam o to, bo już ubiegłaś to, o co mi chodziło, żeby też pokazać, jak nad tym można pracować. Pod tym względem podpisuję się pod tym, że najlepiej jest nagrywać siebie i odsłuchiwać, albo być wyczulonym na informacje zwrotne i mieć z tyłu głowy, teraz będę budować swój autorytet, używając języka branżowego, mieć z tyłu głowy model Burcha, dla tych, którzy pragną się rozłączyć, bo nie wiedzą, o co chodzi, uspokajam, doskonale wiecie, o co chodzi, tylko prawdopodobnie nie wiecie, że to tak się nazywa. To jest model, który większość z nas świetnie zna, opisujący o tym, że na początku rozwoju w dowolnej dziedzinie, jest nieświadoma niekompetencja, potem jest świadoma niekompetencja, potem jest świadoma kompetencja i nieświadoma kompetencja.
[Ania] Ten najprzyjemniejszy moment.
[Maciek] Tak. To jest model Burcha, więc jakby ktoś chciał błysnąć w towarzystwie, albo mieć hasło do krzyżówki, to proszę uprzejmie. Łącząc to wszystko w całość, pierwsza rzecz, to…
[Ania] Maciek pozwól, jeszcze, żeby ten współczynnik mglistości doprowadził nam do takiego poziomu, że to będzie zrozumiałe dla gimnazjalistów, o których wspominałam, jako o grupie odbiorczej, która jest dobrze diagnozująca, czy my mówimy jasno, to ja uzupełnię to, co powiedziałeś. Nieświadoma niekompetencja to jest stan, kiedy nie wiem, że nie wiem, potem wiem, że nie wiem, potem uczę się, więc wiem, że wiem, a potem już, nie pamiętam, że wiem, ale to robię.
[Maciek] Przekładając to na “z rzędu”, najpierw w ogóle nie zwracałem uwagi na zwrot “pod rząd”, później ktoś mi powiedział, więc się dowiedziałem, że robię błąd. Zacząłem świadomie pracować nad tym, żeby to robić, przy czym, nadal mi to nie wychodziło, bo nawyk powiedzenia “pod rząd”, był dużo silniejszy. Stopniowo zaczęła się zapalać lampka z tyłu głowy po wypowiedzeniu tego zwrotu, z tym że, to jest ważne, żeby nie traktować tego po wypowiedzeniu: “O kurczę, znowu błąd, już się wszystko posypało, nic tylko się schować”, tylko docenić siebie za to: “O! Zauważyłem!”
[Ania] Dokładnie, to oklaski trzeba sobie zrobić!
[Maciek] Bo w następnym zdaniu, już zauważę przed a nie po i to są w zasadzie jedyne znane mi metody, żeby sobie radzić z poprawianiem jakości słów, których używamy.
[Ania] Zdecydowanie tak, bo my, jeżeli nie będziemy siebie nagradzać i to nie powiedzeniem “udało mi się zauważyć”, tylko powiedzeniem: “o! Zauważyłem i to jest świetne!” Następnym razem jeszcze będę dalej w tym procesie zmiany nawyku. Jeżeli nie będziemy siebie nagradzać, to możemy w ogóle nie zaczynać zmieniania tego.
[Maciek] Dobra, to ciemna strona mocy za nami, pozostała nam jasna strona mocy. Słowa, zwroty, zabiegi słowne, które budują jakość naszego wystąpienia, co masz Aniu, na tapecie, żeby podrzucić?
[Ania] Pozytywnego? Ja nie jestem przygotowana… Na pozytywy, to Ty Maciek! Ty jesteś dzisiaj tym ciepłem i tym aniołem, który będzie przytulał do piersi, i głaskał słowem, dawaj!
[Maciek] Słyszę, co do mnie mówisz…
[Ania] Bardzo się cieszę, ale nie rozumiesz, nie?
[Maciek] No właśnie, słyszę, a nie rozumiem… Pierwsza rzecz, do której zmierzam: podczas wystąpienia publicznego, prędzej czy później pojawią się pytania. Ktoś o coś nas zapyta i być może nie będzie to proste pytanie. Tutaj przychodzą dwie rzeczy, które warto stosować. Pierwsza rzecz, jak wchodzi ktoś z nami w dysputę, to u nas najczęściej pojawia się mechanizm szybkiego kontrargumentu. Zaczyna się taki ping-pong, tak jakbyśmy przebijali piłeczkę, na drugą stronę stołu ping-pongowego. To nie załatwia sprawy, ten set dalej będzie trwał. Moja propozycja jest taka, żeby w pierwszym słowie, dać drugiej osobie odczuć, że usłyszeliśmy to, co do nas powiedziała i ta jej obiekcja, to jej pytanie, jest dla nas ważne. Tu dochodzę do tego, od czego zacząłem. Proponuję użyć najprostszego słowa: “słyszę, że to jest ważne” i jednocześnie, sugerowałbym, nie używać słowa “rozumiem”, bo bardzo często słyszę tę reakcję, na obiekcję drugiej strony zaczynającą się od słów: “rozumiem Cię”. We mnie rodzi się takie przekonanie: “No nie, nie rozumiesz mnie, tylko zakładasz, że rozumiesz”. Bezpieczniej, jako tę formę otworzenia dialogu po trudnym pytaniu, jest powiedzieć: “słyszę, że to ważne, to ciekawe pytanie, już spieszę z odpowiedzią”, czyli pierwsza rzecz, dajmy drugiej osobie odczuć, że ją usłyszeliśmy, niekoniecznie zrozumieliśmy. To tak nawiązując do naszej przepychanki słownej.
[Ania] To skoro mówisz o trudnych pytaniach, to ja bym do tego dołożyła też słowo, które ma moc, żeby nie prowokować, do jeszcze trudniejszych pytań osób, które je zadają. To jest powiedzenie: “cieszę się, że to pytanie padło”, albo “to ważne, że Pani/Pan o to pyta”, bo jeżeli zauważymy, czyli usłyszymy, dobitnie podkreślimy, że widzimy potrzebę naszego słuchacza, to on nie ma w sobie takiego impetu, żeby po raz kolejny dobijać się do głosu, żeby być zauważonym. Dodając do tego, co Maciek powiedziałeś: “Widzę, że to jest dla Ciebie ważne, cieszę się, że to pytanie padło”, to jak najbardziej w ten sposób możemy ogarnąć nawet najtrudniejszą sytuację, związaną z tymi trudnymi pytaniami.
[Maciek] Możemy powołać się na jakieś konkretne dane liczby, przygotowane w ramach naszej prezentacji, jak już mówimy o prezentacjach biznesowych. Tu jest taka porada, a propos mówienia o liczbach. Ja wiem, że teraz uogólniam, pozwolę sobie na to. Bardzo często mamy tendencję do zaokrąglania liczb. To jest sto pięćdziesiąt tysięcy, dlatego, że wiemy, że to jest sto czterdzieści siedem tysięcy. Moja sugestia jest taka, żeby mówić sto czterdzieści siedem, sto czterdzieści trzy, o ile, to tyle dokładnie wynosi, dlatego, że jest szansa, że zaokrąglone liczby wywołają u odbiorców myśl, że ta liczba jest zmyślona. Rzadko się zdarza, że wynik np. oszczędności, zysku, optymalizacji, wychodzi dokładnie, równo sto pięćdziesiąt tysięcy, bo w procentach, to już nie te czasy, żeby wychodziło ponad sto procent. W związku z czym podawajmy konkretne liczby, to też buduje wiarygodność, której my poszukujemy podczas wystąpień.
[Ania] A gdybyśmy chcieli naszych słuchaczy, doprowadzić do tej liczby, która ma zrobić wrażenie, to możemy wcześniej wpleść, jeżeli mówimy o pozytywach, określenie, że to jest blisko “ileś”, a jeżeli mówimy o jakichś trudnych sytuacjach, to mówimy, że to jest niespełna. To są też takie słowa, które pokazują, że my jesteśmy nad progiem, albo pod progiem. Jak mówimy o sukcesach i chcemy pompować pozytywną atmosferę, to mówimy, że to jest blisko, a jeżeli chcemy delikatnie umniejszyć, osłabić moc tej liczby, chcemy pozarządzać tym wystąpieniem, to możemy powiedzieć, że to jest wartość niespełna sto pięćdziesiąt tysięcy.
[Maciek] Mam jeszcze takie smaczki na tą jasną stronę mocy pozapisywane na kartce. Pierwszą z nich, zacznę cytatem z Aarona Sorkina, to jest scenarzysta, dramaturg, reżyser, producent Amerykański. Maczał palce w scenariuszach do takich filmów jak “Ludzie honoru” albo “Social network” i szeregu innych. On popełnił takie zdanie, które brzmi w ten sposób: “Jeśli nie masz w swojej opowieści takich słów jak: ale, jednak, z wyjątkiem, poza, tymczasem, to nie stworzysz dobrej historii” i ten cytat wprowadza do trudnego pojęcia, którym chcemy się podzielić w tym momencie, a mianowicie do semantycznego znacznika zmiany.
[Ania] Cóż to takiego?
[Maciek] To są właśnie takie słowa jak “jednak, z wyjątkiem”, które zwiastują to, że coś się wydarzy, bo jak to na swoim blogu pisze Piotr Bucki “Ludzki mózg lubi zagadki i anomalie”. Taki właśnie semantyczny znacznik zmiany, zwiastuje tę anomalię, więc przykuwa uwagę. “Każdego dnia jeżdżę do pracy autobusem, wyjątkowo tego dnia pojechałem rowerem…” I tam wiadomo, że coś się musi wydarzyć. To są takie momenty, wahnięcia w historii, w narracji, one zapowiadają, że coś się wydarzy, więc przykuwają uwagę. Sam Piksar, często się odwołujemy, ale naszym zdaniem, warto czerpać pełnymi garściami, mówi, że taką najprostszą formułą dobrej historii, jest “każdego dnia, aż pewnego dnia”, to jest dokładnie to, przełamanie, ten semantyczny znacznik zmiany: “jednak, z wyjątkiem, tymczasem”, czyli takie zwroty akcji. Bardzo przykuwają uwagę, bardzo dobrze działają, a według wspomnianego już Aarona Sorkina, bez tych zwrotów, nie ma dobrej opowieści, a jak nie ma dobrej opowieści, to nie ma dobrej prezentacji, nie ma dobrej komunikacji. To jest taka rzecz techniczna, którą warto świadomie wplatać do swoich wystąpień.
[Ania] Ważne jest to, co powiedziałeś, że to jest świadome wplatanie, do swoich wystąpień. Często obserwujemy ludzi, którzy używają tego sentymantycznego znacznika zmiany w słowie, ale jednocześnie nie zdają sobie sprawy, jak bardzo to słowo nie robi roboty, bo mówią np. “zrobiłeś to dobrze, ale nie dokładnie”. “Zrobiliśmy ten projekt, ale kosztował więcej, niż żeśmy zakładali”. “Mamy dla Państwa dobrą ofertę, ale trzeba będzie na nią poczekać”. To “ale” powoduje, że ludzie zgodnie z założeniem, tym o którym Ty powiedziałeś, mają taką zwrotnicę, gdzie “już byli w ogródku, witali się z gąską”, już się cieszyli, ale… I jest jakby w tył, w bok, naprzód wręcz kierunek. Warto mieć tutaj świadomość że to “ale”, ma tutaj bardzo silne oddziaływanie, odcinania wszystkiego, co zostało wypowiedziane wcześniej. Jeżeli nie jesteśmy świadomi, jak tego “ale” używamy, to wpędzimy się w kłopoty. Chociaż opowiadamy o pozytywnych rzeczach, to to nasze “ale”, wszystko to wymaże, niczym gumka ołówek. Zamiast “ale”, żebym tutaj nie pozostała cerberem i osobą, która tylko straszy, że “ale”, to nie. Zamiast “ale”, dobrze jest mówić “jednocześnie”. Słowo “natomiast”, działa tak samo jak “ale”, więc zamiast “ale i natomiast”- “jednocześnie”: “Zrobiliśmy ten projekt, jednocześnie kosztował on więcej, niż zakładaliśmy”. “Mamy dla Państwa dobrą ofertę, jednocześnie już wiemy, że trzeba będzie poczekać, na realizację tego zamówienia.” To brzmi inaczej, jednocześnie pozostajemy wciąż w tych pozytywnych emocjach.
[Maciek] Czyli tak, z jednej strony semantyczny znacznik zmiany, z drugiej strony, bardzo duża uwaga na słowo “ale”. Nie używane, jako ten element budujący napięcie w historii, tylko używany w zwrotach bezpośrednio do drugiej osoby. Czytałaś “Nad Niemnem”?
[Ania] To było dawno temu… Tak pierwszy rozdział… Przepraszam, to jest kompromitujące pytanie Maciek, na to żeśmy się nie umawiali!
[Maciek] Mam nadzieję, że to zadziałało na tyle, że większość osób, które miało “Nad Niemnem”, jako lekturę szkolną, nie wiem, czy czytało, czy nie, to już pozostawiam absolutnie z boku, bo to trudna do przeczytania książka. Jak tak, to przypomniało sobie bardzo trudny styl narracji, kiedy to przez dwa rozdziały opisywane są trawy, które szumią sobie na wietrze, nad tytułowym Niemnem. W tych trawach pewnie toczy się bogate życie wewnętrzne i jednocześnie, jest to bardzo ciężkie do przeczytania, bo przez wiele stron nie mamy dialogu. Dialog to jest coś, co pozwala nam dużo łatwiej wejść, w jakąś historię, opowieść i oczywiście dialogi występują w filmach, w książkach. Ciężko jest ten dialog prowadzić, będąc na scenie jako prelegent. Na to, też jest metoda, a mianowicie, używanie takiej konstrukcji słownej, czyli znowu wracamy do słów, które pokazują, jaki to dialog wewnętrzny przeżywał bohater tej historii, albo jaki dialog wewnętrzny przeżywam ja, jako prelegent, jeżeli jestem bohaterem tego, o czym teraz mówię. Konstrukcja brzmi w ten sposób: Bohater coś poczuł, więc coś pomyślał, ja coś poczułem, więc pomyślałem. Po jakimś wyjściu na swoje wystąpienie, kiedy “dałem tylnej części ciała”, poczułem zażenowanie, wręcz wstyd i pomyślałem, że następnym razem poświęcę więcej czasu na to, żeby się przygotować. Zamiast tego mogłem powiedzieć, że przygotowałem się do wystąpienia. Ładunek emocjonalny w tym pierwszym zdaniu jest dużo większy, a emocje pozwalają zidentyfikować się z historią, czyli mamy taki zabieg słowny: “poczuł, więc pomyślał” i możemy zrobić krok dalej, jeśli chcemy “jeżeli pomyślał, to coś zrobił”. To jest ekwiwalent dialogu, który trzyma napięcie w książce, w kontekście jednoosobowej narracji. “Poczuł, więc pomyślał- pomyślał, więc zrobił”. Ukazuje wewnętrzne rozterki i dialog bohatera w historii albo prelegenta, jeżeli mówimy ze swojej perspektywy.
[Ania] To o czym mówisz Maciek, to jest bardzo dobry zabieg na początek wystąpienia, żeby pokazać ludziom, że my przychodzimy z jakiegoś świata, że my wnosimy coś, poza tym, co za chwilę wydarzy się na tej scenie, żeby budować też swój wizerunek eksperta i silnej osoby z historią, która staje przed nimi. Możemy powiedzieć: “jadąc dzisiaj na spotkanie z Państwem pomyślałam i w związku z tym, teraz Wam opowiem”, albo “Wchodząc na salę zobaczyłam i wtedy poczułam” i wtedy idąc dalej linią historii, o której Ty opowiadasz, snuć dalej nasze wystąpienie. To jest bardzo fajny, silny początek, który zaprasza ludzi, do tego, żeby się zbliżyli, żeby weszli z nami w relację. To jest rodzaj intymności- zaproszenie ludzi, do swojego wewnętrznego świata. Oczywiście intymności na bezpiecznym poziomie.
[Maciek] Jednocześnie buduje też przekonanie, że to z czym przyszedłem, jest specjalnie dla Was. To nie jest wyświechtany temat prezentacji, który wygłasza na czwartej scenie w tym miesiącu, tylko to jest specjalnie na to spotkanie i to też buduje większą wiarygodność, i zaciekawienie.
[Ania] Takie zacumowanie tu i teraz.
[Maciek] Skoro powiedziałaś “pomysł na początek”, to pozwól, że będę kontynuował ten wątek, bo ten początek narracji, historii, prezentacji, jest niezwykle, niezmiernie ważny i tu przypomina mi się, nasze wspólne Aniu, doświadczenie z zeszłego roku, z 2019, kiedy to byliśmy prelegentami na konferencji HR Future i traf chciał, że bezpośrednio przed nami prelegentem był Pan profesor Jerzy Bralczyk.
[Ania] Tak było.
[Maciek] Na takich miękkich kolanach nigdy nie wchodziłem na scenę, jak po Panu profesorze, bo czułem ciężar gatunkowy i poprzeczkę, że jest tak wysoko, że jej wręcz nie dowidzę, a co dopiero próbować do niej doskoczyć. Profesor Bralczyk powiedział tam zdanie, które ja sobie szybciutko wynotowałem. Bardzo je lubię i mocno mi towarzyszy. Ono brzmi w ten sposób: “Banały trzeba mówić, żeby ludzie się z nami zgadzali”. Do czego zmierzam? Początek naszej narracji, początek prezentacji, historii, którą chcemy opowiedzieć, to jest miejsce na to, żeby zbudować wiarygodność tego, co będę mówił. Niezależnie od tego, czy ja będę mówił o czymś, co jest oparte na faktach, a jak wiadomo z polskiego kina, to są fakty autentyczne, czy to jest coś, co jest podkoloryzowane przeze mnie i przydarzyło się komuś innemu, to i tak muszę zbudować wiarygodność tej historii. Najprostszym zabiegiem budowania wiarygodności historii, jest w pierwszych jej taktach, w pierwszych paru, parunastu zdaniach, powiedzenie o paru rzeczach, które są łatwe do potwierdzenia dla słuchaczy. To są właśnie te banały, które trzeba mówić, żeby ludzie się z nami zgadzali. O co chodzi? Umysł ludzki testuje, sprawdza, czy to, co do niego dociera w tym komunikacie, jest prawdziwe, jednocześnie, umysł ludzki jest leniwy, w związku z tym, jak potwierdzi pierwszy fakt, potwierdzi drugi fakt, trzeci fakt, to da kredyt zaufania dla naszego wystąpienia, czyli zmniejszy się prawdopodobieństwo, że ktoś nas będzie pytał, zaczepiał, czy to aby prawda, tylko przez to, że na początku zbudowaliśmy wiarygodność. On będzie płynął razem z nami podczas tej narracji. Pojawił się kilka miesięcy temu genialny przykład na polskim rynku, który ja uwielbiam i świetnie ilustruje tę sytuację. Aniu, kojarzysz, kilka miesięcy temu w necie pojawiły się najpierw zdjęcia, a później spora burza medialna, na temat tego, jak wygląda nowe logo Szpitalnego Oddziału Ratunkowego w Sieradzu?
[Ania] Pamiętam.
[Maciek] Pamiętasz te logo?
[Ania] Oczywiście, że tak.
[Maciek] Tam pojawiło się modnie, skromną czcionką napisane SOR. To było czarnym kolorem, natomiast pomarańczowym kolorem, było to dopełnione i po lewej stronie tego napisu, zgodnie z kierunkiem, w którym my czytamy, pojawiła się pomarańczowa linia, symbolizująca zapis z EKG, czyli rytmu naszego serca, potem pojawiał się napis SOR i trzeba to było jakoś domknąć, bo mało było w tym logotypie, więc ktoś to domknął…
[Ania] Więc z “R” wyszła kreska.
[Maciek] Tak, wychodziła prosta kreska, co wywołało niesamowitą burzę w necie, że to znaczy, że SOR, po prostu uśmierca ludzi. Przychodzą może z palpitacją, ale jednak z działającym sercem, potem wpadają w maszynę SORu i płaska linia EKG towarzyszy im do samego końca. Wiele osób sobie używało, wiele osób pisało sobie różne komentarze, wiadomo, że w Internecie łatwo komentować wszystko i każdy jest specjalistą od wszystkiego. Jak sobie czytałem te komentarze, to zaczęły się pojawiać też głosy, że to jest bardzo poprawne, bo zapis Elektrokardiogramu czytamy nie tak, jak książkę, od lewej do prawej, tylko właśnie od prawej do lewej.
[Ania] To właśnie tak wychodzi ta taśma.
[Maciek] Idąc tym tropem, pokazuje właśnie to, że przychodzimy do tego SORu, już na granicy naszego życia z wypłaszczoną linią, a na SORze są w stanie nam pomóc przywrócić nas do pełnej sprawności. Super! Tylko o tym wie garstka ludzi, która specjalizuje się w tej dziedzinie, czyli lekarze, którym notabene, w tym momencie bardzo serdecznie dziękujemy za to, co robią, bo czasy są bardzo ciężkie i od nich bardzo dużo zależy. Tylko że jak my wychodzimy na scenę i opowiadamy jakąś historię, to naszą rolą jest uwiarygodnić tę historię, nie dla garstki specjalistów, tylko dla wszystkich, którzy są obecni i wtedy lepiej operować wszechobecnymi prawdami. Założyć, że ludzie czytają od lewej do prawej i nie edukować na samym początku, że jest inaczej, tylko pójść za tymi stereotypami myślowymi. Na początku, po to, żeby zbudować sojusz z odbiorcami, potem przyjdzie czas na to, żeby ich uczyć i przekonywać jak to działa, chociażby wykorzystując semantyczny znacznik zmiany i mówiąc w pewnym momencie, że wszyscy wiemy, że Elektrokardiogram wygląda, w ten sposób, ale to nie prawda, bo tak naprawdę, wygląda w ten sposób. To też może nam otworzyć bardzo fajny kierunek. Podsumowując początek naszego wystąpienia, to jest czas na podanie rzeczy, które są łatwe do potwierdzenia dla słuchaczy, bo to buduje naszą wiarygodność.
[Ania] A są jakieś słowa na dobry koniec?
[Maciek] Na dobry koniec, to mam bardzo dużą pokusę, żeby podlinkować wystąpienie, które na mnie zrobiło gigantyczne wrażenie i żeby je wprowadzić, to ostatnia taka porada do tego, co robić, żeby te wystąpienia nabierały jakości. To jest porada zaczerpnięte pełnymi garściami od Kurta Vonneguta, który miał wiele specyficznych sposobów pisania swoich książek i od niego, jest cała strategia planowania Vonneguta, że od tyłu do przodu, ale akurat my nie o tym. On bardzo często używał techniki kontrastu, to znaczy o rzeczach wręcz tragicznych, bardzo ciężkich, w jego przypadku, to były kwestie związane z wydarzeniami wojennymi, pisał bardzo lekkim, wręcz zabawnym językiem. Ten kontrast między ciężarem gatunkowym treści a językiem, którego używał, powodował, że to się bardzo wciągająco czytało, naprawdę towarzyszyły temu bardzo duże emocje. Jakiś czas temu trafiłem na wystąpienie Pani Kate Cooper na I-Tox, która jako konsultant marketingowy z branży spożywczej opowiadała o tym, jakie cele stawia przed sobą marketing żywności i co się tam dzieje. Tu postawię kropkę, a w zasadzie to będzie początek wielokropku, bo wiedząc o tym, że pod tym odcinkiem podlinkujemy odcinek tego wystąpienia, bardzo serdecznie zachęcam do obejrzenia. To nie są do końca proste treści, od razu uprzedzam, żeby ktoś nie miał pretensji, jednocześnie jak popatrzeć na to, też od strony technicznej i szukać tam też tych przykładów, jak wykorzystać kontrast i co on potrafi zrobić w dobrym wystąpieniu, to wystąpienie będzie warte więcej niż tysiąc moich słów wypowiedzianych w tej chwili. Polecam, obejrzyjcie, zobaczcie, jak to działa, sprawdźcie, jak się będziecie w tym czuli, bo narzędzia są dla ludzi, a nie ludzie dla narzędzi. Co robić ze słowami, żeby zwiększać efektywność i jakość w naszej komunikacji naszych prezentacji.
[Ania] “Podsumowując” to jest też takie słowo, które pozwala dobrze zakończyć. Podsumowując, są słowa, które pomagają naszym słuchaczom być z nami, czuć, rozumieć, towarzyszyć, ale są też takie, które sprawiają, że oni odlatują swoją myślą, wchodzą nam w opór, zaczynają się złościć, sprawiają, że nie mają ochoty nas słuchać. Jeżeli takowe słowa w sobie znajdujecie, to już jest pierwszy krok do tego, żeby wypracować w sobie nowy nawyk wplatania w swoje wypowiedzi słów, które robią robotę. Anna Kędzierska.
[Maciek] Maciek Cichocki.
[Ania] Dziękujemy za spotkanie.
[Maciek] Opowiedz.to. Na końcu tradycyjnie przypominamy o subskrypcjach, gwiazdkach i innych dobrodziejstwach związanych z miejscami, w których słuchacie naszego podcastu. Wam będzie łatwiej dowiedzieć się o nowym odcinku, nam będzie łatwiej pokazać się szerszemu gronu, więc wszyscy będą zadowoleni i o to przecież chodzi.
[Ania] A co w kolejnym odcinku? Skoro było o słowach, to teraz może o obrazkach?
[Maciek] Czai się to gdzieś z tyłu, podchodzimy może do tego, jak do jeża, ale jest to wyzwanie, które pora chyba w końcu podjąć, a mianowicie, jak opowiedzieć o obrazkach? Więc zrobimy podcast obrazkowy. Nie wiem, czy pierwszy na świecie, ale pierwszy w naszym wykonaniu na pewno.
[Ania] Bardzo dziękujemy za dzisiaj!
[Maciek] Do usłyszenia!
Jak słuchać naszego podcastu:
Możesz nas słuchać praktycznie wszędzie. Siedząc przed komputerem, jak również będąc w ruchu, za pośrednictwem Twojego telefonu. Mówiąc krótko kiedy chcesz i tak jak lubisz.
Recenzuj nasz podcast
Kiedyś w sklepach na konopnym sznurku wisiał brulion, z którego okładki wielkimi literami krzyczał tytuł książka skarg i zażaleń.
Teraz mamy recenzje. Niekoniecznie tylko ze skargami. Jeśli masz jakieś przemyślenia, wnioski albo rekomendacje dla innych słuchaczy napisz nam recenzję. Będziemy wdzięczni i zmotywowani do dalszej pracy.