#044 | Jak prezentować przed „trudną” publicznością?
6 października 2021Trudna publiczność – oto myśl frapująca występujących publicznie.
Podobna zaświtała w głowie Michała Kasprzyka, twórca podcastu Lekkomówni. Z tematem zwrócił się do nas. A konkretnie zaprosił do rozmowy Anię Kędzierska. Tak powstał odcinek podcastu Lekkomówni, który został wyemitowany 14 lipca 2021 r. Dziś prezentujemy go u nas. To wartościowa dyskusja dwojga specjalistów wystąpień publicznych.
Dowiedz się, czy publiczność w ogóle można nazywać „trudną”? A może chodzi tutaj o coś zupełnie innego?
Poznaj sposoby na to, żeby się przygotować nawet na najbardziej niekomfortowe sytuacje.
Posłuchaj, co konkretnie możesz zrobić.
Z całego serca polecamy Lekkomównych wszystkim tym, którzy chcą rozwijać swoje umiejętności prezentacyjne. 😊
Zapraszamy do słuchania i komentowania.
Ania i Maciek
Posłuchaj
Obietnice z odcinka
Powiązane podcasty:
#037 | Jak sobie radzić z trudnymi pytaniami? | O tym co zrobić, aby trudne pytania nie były tak trudne.
#43 | O pewności siebie w wystąpieniach w wystąpieniach publicznych | O tym jak budować autentyczną pewność siebie.
Ku inspiracji:
Podcast Patrycji Obara i Michała Kasprzyka „Lekkomówni”
Odcinek do poczytania
Podcast dla tych, którzy mówią do ludzi. Zapraszają Anna Kędzierska i Maciek Cichocki. Opowiedz.to
[Ania] Dzień dobry.
[Maciek] Bardzo. W tym nietypowym, zaczynającym się od dżingla odcinku, w którym Aniu, ja Cię bardzo poproszę, Ty się wytłumacz, gdzie Ty się włóczysz po innych podcastach i się nagrywasz? Co tu się w zasadzie dzieje?
[Ania] Chodzę to tu, to tam. Wiesz no, badam konkurencję. Sprawdzam, czy gdzieś nie poszukują jakichś myślicieli wizualnych. Jak postanowisz mnie z Opowiedz.to zwolnić to ja muszę tutaj, wiesz, o budżet rodzinny dbać mój drogi. Co Ty myślisz, że co?
[Maciek] Drobna didaskalia – nie jestem w stanie zwolnić Ani, bo to Ania jest prezesem. Także to wyszło jej skromność. No ale tak na poważnie? Gdzie Ty się włóczyłaś po innych podcastach?
[Ania] Włóczyłam się z dużą przyjemnością. Dostałam zaproszenie od podcastu Lekkomówni, gdzie Michał Kasprzyk razem z Patrycją Obarą opowiadają o tym, o czym i my opowiadamy na dobrą sprawę w naszym podcaście. Mówią o wystąpieniach publicznych. A mnie Michał zagadnął, przepytał i przeegzaminował w temacie, jak prezentować się przed trudną publicznością. I dzisiaj ten odcinek podcastu Lekkomównych gościnnie i z dużą frajdą u nas. Jeden jest potężny minus tego odcinka, bo on jest bez Maćka.
[Maciek] To jest tak zwana kwestia gustu. Nie mnie z nią dyskutować. Czyli tak – żarty żartami na bok. Niniejszym się przyznajemy, że mamy konkurencję, z którą nam bardzo dobrze i bardzo po drodze. Kibicujemy i obserwujemy Lekkomównych od samego ich początku, bo choć nie są to ich pierwsze kroki na scenie z wystąpieniami publicznymi to akurat możemy się uśmiechnąć jako starsi koledzy podcastu, no bo Opowiedz.to troszkę dłużej. Co nie znaczy, że bez doświadczeń po ich stronie, no bo Michał zajmuje się zawodowo tworzeniem podcastów. Michał gościł też u nas, także jego głos możecie znać, kojarzyć z odcinka już archiwalnego. Nawet nie pamiętam, który to był. Nie przygotowaliśmy się do tego występu.
[Ania] 22. to był odcinek, chyba.
[Maciek] 22. odcinek to był. Czyli jednak połowa z nas się przygotowała. Więc tam mogliście poznać Michała. Rozmawialiśmy z nim o tym właśnie, jak wykorzystać zjawisko jakim jest podcast w kontekście komunikacji, chociażby tej wewnętrznej, biznesowej. No a potem rzeczywiście Ania pojawiła się w podcaście Lekkomówni, co my z przyjemnością wykorzystujemy, żeby szerzyć wiedzę i dać Wam też inną perspektywę, inne spojrzenie. Bo jeśli słuchacie nas to zakładamy, że tematyka ogólnowystąpieniowa jest Wam bliska, stąd też z dużą przyjemnością dzielimy się tym, co Patrycja i Michał w Lekkomównych robią. Aniu – dwie, trzy rzeczy, czego się spodziewać po tym odcinku? I potem już oddamy głos oryginałowi. Jakbyś zapowiedziała tak merytorycznie?
[Ania] Będzie o tym, czy warto używać określenia „trudna publiczność”. Podzielę się różnymi swoimi doświadczeniami, jak to dostawałam zawału serca i czy trzeba było mnie reanimować. A także kilka konkretnych technik, co można zrobić przygotowując się do wystąpienia, żeby wejść na scenę całym na biało i również całym na biało z tej sceny zejść.
[Maciek] Zapraszamy Was w takim razie. Nietypowo posłuchajcie rozmowy Michała z Anią w ramach podcastu Lekkomówni. Tym razem gościnnie u nas, w naszym Opowiedz.to. Zapraszamy.
[Ania] A ludzie to wilcy i przychodzą po to, żeby mnie zeżreć, nie?
[Michał] O tak, tak, tak. Straszni są.
Cześć. Słuchasz podcastu Lekkomówni, w którym uczymy, jak przemawiać lekko i skutecznie. Z tej strony Patrycja Obara i Michał Kasprzyk.
[Michał] Zdarza się, że wystąpienia są po prostu trudne. Czasami przez publiczność, która na mnie leży lub robi coś, co w nas wywołuje stres. Czasami przez to, że temat jest ciężki. Powodów może być mnóstwo, ale każdorazowo możemy sobie z nimi poradzić. Czy to w trakcie wystąpienia, czy też przed nim, odpowiednio się przygotowując. No i o tym wszystkim rozmawiam z Anną Kędzierską. Anię poznałem w trakcie konferencji dla trenerów. W trakcie trenferencji, gdzie brała udział w moim warsztacie o tworzeniu podcastów, a że okazało się, że ma doświadczenie w występowaniu w mediach, że zajmuje się uczeniem ludzi przemawiania i do tego jest sympatyczną osobą to zaczęliśmy rozmawiać. No i doprowadziło to do tego, że w końcu pojawiłem się w jej podcaście Opowiedz.to – podcaście, który prowadzi razem z Maćkiem Cichockim. No a potem ona była na audiokonferencji Lekkomówni i teraz tą nową rozmową kontynuujemy w sumie tę passę. Ania jest gryzmografką, psycholożką, trenerką biznesu i ekspertką od wystąpień publicznych. Na salach szkoleniowych przepracowała 12 tysięcy godzin, co mi się po prostu nie mieści w głowie. No i bardzo ważne jest to, że empatia, życzliwość i dbałość o drugiego człowieka i przyrodę to jej fundamentalne wartości. No i ja to szanuję całym swoim sercem i rozumem. Cześć Aniu.
[Ania] Cześć Michał.
[Michał] Bardzo się cieszę, że tutaj jesteś i możemy porozmawiać. Przed tą rozmową mieliśmy taki krótki fragment, gdzie rozmawialiśmy bardzo luźno, a teraz ta część, która już się nagrywa. To od razu wskakujemy w coś mocnego. Bo chciałem, żebyś sobie wyobraziła, że no występujesz, co zdarza się oczywiście, więc łatwo będzie Ci sobie to wyobrazić. I w trakcie wystąpienia orientujesz się, że z Twoją publicznością jest coś nie tak. Że może zaczyna hałasować albo siedzieć w telefonach, albo no robić coś takiego, że nazwalibyśmy ją trudną publicznością. I moje pytanie jest: jakie uczucia się w Tobie budują?
[Ania] O, to wiesz, ja mam bardzo bujną wyobraźnię i już to czuję. Na poziomie żołądka i przepony delikatny ścisk, który powoduje, że coraz trudniej jest mi złapać powietrze. I ten ścisk wędruje coraz wyżej w stronę gardła, więc czuję jak więźnie mi głos i coraz trudniej jest mi wypowiedzieć przygotowane słowa. No a potem robi mi się gorąco, ciemno przed oczami, ale na szczęście chwilę wcześniej wiem, co zrobić. Bo sytuacja, o której mówisz – ona mi się przydarza. Myślę, jak każdemu mówcy – taką mam nadzieję, że nie jestem w tym wyjątkowa. A użyłeś też takiego określenia: „trudna publiczność”.
[Michał] No właśnie, chciałem Cię też zapytać, co to znaczy w ogóle?
[Ania] Ja myślę, że nie ma trudnych publi…
[Michał] I czy używasz takiego sformułowania?
[Ania] No właśnie nie, no właśnie nie. Ja wyrosłam ze świata trenerskiego i tam funkcjonuje takie określenie: „trudny uczestnik”. No to jest też publiczność w pewnym sensie. A ja jestem przekonana, że nie ma trudnych publiczności, trudnych uczestników. Są tylko takie sytuacje, które dla nas są trudne, bo nie wiemy jak je ogarnąć, mówiąc kolokwialnie. Więc to są sytuacje, które są niewątpliwie wymagające. Na przykład potężnej uważności, żeby po pierwsze zauważyć, że coś takiego się dzieje, a nie myśleć, że wszystko jest w porządku i może za chwilę im przejdzie, ale także żeby reagować na to, co ta publiczność nam komunikuje. Bo nawet jak oni są tacy milczący, zamknięci w sobie albo skoncentrowani na czymś zupełnie innym, np. na wspomnianych przez Ciebie telefonach, no to jest to bardzo jasny komunikat. No i on może być różny. I tutaj ja zawsze sąduję, co takiego się wydarza. No bo z jednej strony może być tak, że to treści, które ja im dostarczam są nieciekawe. Albo może formuła nie odpowiada. No bo każdy z nas jednak ma tą inną wrażliwość. Jeden lubi bardziej szczegółowo, ktoś tam lubi bardziej ogólnie. Są ludzie, którzy żeby zrozumieć, co się do nich mówi potrzebują też używania specyficznego języka albo może ten język, którego ja używam jest zbyt wysublimowany, no bo dopadła mnie klątwa wiedzy, czyli mówię tak, jakbym mówiła do siebie, no i ta publiczność nie jest w stanie za mną podążać. Ale może być też tak, że temat, który poruszam jest bardzo trudny i oni gdzieś poszli w swoje emocje. Właśnie uruchamia się w nich taki proces, którego myślę, że my jako mówcy w pewnym sensie oczekujemy od naszych słuchaczy, żeby coś się w nich zadziało i żeby oni zmienili swoje zdanie, nastawienie, postawę, poziom wiedzy. Żeby przeszli przez ten proces zmiany. Więc jak publiczność reaguje w taki sposób, że mam wrażenie, że no tak jak powiedziałeś – staje się trudną publicznością, no to ja jestem jak taka surykatka. Wyskakuję, na ułamek sekundy się zatrzymuję i sprawdzam, co się dzieje. I często o to pytam. Nazywam sytuację. Mówię: „Widzę, że po Państwa stronie zaczyna się coś dziać. Czy to jest coś, czego w danym momencie Państwo ode mnie potrzebujecie?”. A jeśli jest duża publiczność to nazywam najczęstsze obiekcje, które w danym momencie wystąpienia, z mojego doświadczenia, z przygotowania się do tego wystąpienia mogą wystąpić. I np. mówię: „Wyobrażam sobie, że teraz w Państwa głowach pojawia się takie oto pytanie… I cieszę się, że ono jest”. I wtedy na to pytanie odpowiadam. Albo mówię: „Wyobrażam sobie, że to, o czy teraz opowiadam może być dla Państwa ciekawe. Jednocześnie być może pojawia się tak a wątpliwość: co ta Kędzierska w ogóle opowiada? I jak to w ogóle wszystko wdrożyć w codzienne życie jak człowiek jest taki zajęty?”. No i wtedy znowu odpowiadam na tą obiekcję. I sprawdzam znowu co się dzieje.
[Michał] A co, jeżeli przewidzisz nie to pytanie, które publiczność ma w głowie?
[Ania] No to, wiesz co? To sprawdzam. Ja też lubię z publicznością wchodzić w interakcję. I często na spotkaniach, gdzie jest to możliwe, jeżeli jest duża sala, a mam mikrofon dla publiczności albo mam mniejszą salę i ta komunikacja między nami może płynąć swobodnie to ja zachęcam do zadawania pytań. Wręcz mówię, że mam nadzieję, że z różnymi rzeczami Państwo nie będziecie się ze mną zgadzać. Dlatego, że rozwianie Waszych wątpliwości tu i teraz uczyni to nasze spotkanie dużo bardziej skuteczne. To, do czego zapraszam to zadawanie pytań na bieżąco. Jeżeli pojawią się wątpliwości, niepewności albo poczujecie, że to, o czym ja opowiadam w żaden sposób się nie daje zastosować do Waszej rzeczywistości to zachęcam, żebyśmy się o to pokłócili. Bo dopiero z takiej rozmowy – oczywiście pokłócili w cudzysłowie – bo dopiero z takiej rozmowy wychodzą konkrety, czyli to, z czym ja chce zostawić moją publiczność. Element wiedzy, który jest gotowy do zastosowania.
[Michał] Ale zdarzają się sytuacje, kiedy Ty chcesz coś osiągnąć. Masz na to określony czas. I ktoś no zacznie się z Tobą właśnie w cudzysłowie kłócić na temat, który nie przybliża Cię do osiągnięcia Twojego celu. Co wtedy?
[Ania] No wiesz, bo to jest zawsze takie pytanie, czyj cel jest ważniejszy? Czy mój, czy publiczności. Pilnuję takich sytuacji, żeby cel pojedynczego człowieka nie zniweczył celu pozostałych osób, które przyszły na spotkanie…
[Michał] Właśnie o to też chciałem zapytać.
[Ania] I często wtedy zapraszam do rozmowy i do kontaktu po, bardzo doceniając. Bo zgłaszanie tych obiekcji… Bo mam takie przekonanie, że jeżeli ktoś ma tą odwagę i wykorzystuje swoją życiową energię, żeby wejść ze mną w polemikę to dla mnie to jest informacja, że dotykamy czegoś, co jest dla niego istotne. Zdarzają się czasami ludzie o takim rysie narcystycznym, którzy po prostu potrzebują się odezwać i zaistnieć, ale myślę, że w zdecydowanej większości moich przygód związanych z tym, że ktoś się ze mną nie zgadzał, albo dyskutował, albo zadawał pytania wynikało to z jego potrzeby zrozumienia, wgryzienia się w temat. Więc ja zawsze wtedy służę sobą, swoją wiedzą, swoim czasem, żeby porozmawiać z taką osobą po spotkaniu albo zdzwonić się później.
[Michał] A jak ocenić czy to jest cel danej jednostki, czy cel całej publiczności? Bo jeżeli ktoś zadaje Ci pytanie to skąd wiesz, że cała publiczność nie myśli tego samego?
[Ania] Zdarza mi się wtedy, kiedy pojawia się takie pytanie i ja właśnie no nie mam pewności czyj to jest cel, że pytam: „A jak Państwo sądzicie? Jaka może być odpowiedź na to pytanie?”. Zachęcając też publiczność i sprawdzając jaki jest ich stosunek do danego tematu. No oczywiście tutaj im mniejsza grupa, tym jest nam łatwiej w tą interakcję wejść, chociaż niejednokrotnie już na spotkaniach, dużych spotkaniach online, gdzie możemy komunikować się wyłącznie przez czat, my taką wymianę myśli dyskusję sobie toczymy. Bo to tez jest tak, że ludzie jak przychodzą na spotkanie, na wystąpienie, to każdy z nich ma jakiś taki swój mikro-cel. Taką jedną, małą rzecz, z którą chce skończyć to spotkanie, żeby mieć takie przekonanie, że to był dobrze wykorzystany czas. I teraz ja dążę do tego, żeby w każdym momencie zapraszać ludzi do wzięcia odpowiedzialności za ten swój mały sukces związany z tych spotkaniem. Bo był taki czas w moim życiu, kiedy ja sobie myślałam: yyy, tak dużo wiem, tym wszystkim się podzielę, oni mnie wezmą i będą wszyscy tacy zadowoleni. No a potem się okazało, że ludzie są różni. To jest takie odkrycie, wiesz, psychologa skończonego z wieloletnim doświadczeniem. Ludzie są różne! I jedni przychodzą po to, inni po tamto. I to, co jest też stylem moich wystąpień to jest zapraszanie ludzi do właśnie wzięcia odpowiedzialności. To sprawdź teraz, jaką jedną, małą rzecz z tego naszego spotkania zechcesz sobie wziąć, przetransponować albo na Twoją pracę, a jeżeli nie to na Twoje życie osobiste. Bo mi często zdarza się występować dla grup zawodowych, no bo firma np. chce, żeby ludzie sobie coś tak zawodowo w głowach poukładali. Ale zawsze bliższa ciału koszula. Więc ja zachęcam do tego. Sprawdź, co z tych rzeczy, o których dzisiaj będę opowiadać przyda Ci się do tego, żeby Ci się żyło łatwiej, żeby Cię przybliżyć do takiego stanu, który nazywasz dobrostanem, żeby trudnych emocji w Twoim życiu było mniej albo żebyś umiał/umiała się nimi zaopiekować tak, żeby kończyć dzień z myślą „To było warte”.
[Michał] Yhy, ja bardzo na swoich szkoleniach, czyli w formie wystąpienia, które ma małą publiczność i z taką, z którą faktycznie można w bezproblemową interakcję wejść zadaję pytanie, czego się nauczyli na szkoleniu. I to trochę ma bardzo podobny cel, bo rzeczywiście oni wtedy… Każdy wymienia coś swojego. To czasami oczywiście się powtarzają, bo ciężko jest, żeby nie, ale wymieniają coś, co sami zapamiętali najbardziej. Coś, co będą w stanie wykorzystać w swojej czy pracy, czy w życiu. I myślę, że to jest bardzo dobra rzecz na sam koniec. Żeby pokazać, że hej, ten czas, który teraz poświęciłeś/poświęciłaś nie był stracony. On… Jak najbardziej coś zyskujesz dzięki temu. Więc no, zgadzam się tutaj.
[Ania] Yhy, tak. To mi jest bardzo blisko do tego, co mówisz. Bo myślę sobie o takiej rzeczy, że my jako ludzie występujący, w dowolnych sytuacjach – również wystąpieniem jest spotkanie sprzedażowe jeden na jeden – my mamy ograniczoną możliwość wpływania na tego drugiego człowieka. I dla mnie uznanie tutaj swojej bezradności, takiej w cudzysłowie bezradności, że ja mu mogę no nieba przychylić, ale jak po drugiej stronie jest ktoś, kto nie chce, to choćbym stawała na rzęsach albo na innych elementach mojego ciała, no to nie przeskoczę. I to jest OK. Jednocześnie ta technika, o której mówisz, czyli pytania, co sobie bierzesz z naszego spotkania, ma jeszcze jeden ważny walor. Bo zasada jest taka, że jeżeli my zwerbalizujemy, czyli powiemy paszczowo, nie tylko w myślach, ale właśnie paszczowo: „Wdrożę rzecz X” to my się programujemy na to. Mówi się o tym, że postawa zwerbalizowana ma tendencję do częstszego przejawiania się w zachowaniu – to tak z języka psychologicznego. Czyli jeżeli ja powiem, że jestem uczciwa albo od dzisiaj będę uczciwa, albo od dzisiaj zrobię coś, albo od dzisiaj przechodzę na dietę, albo będę biegać, to prawdopodobieństwo, że ja to będę robić, bo to wypowiedziałam słowem wzrasta. Więc to jest też taki sposób zwiększania naszej skuteczności jako mówców, trenerów, inspiratorów, jakkolwiek się nie nazywamy, a mówimy do ludzi i pracujemy słowem.
[Michał] No to jest super. Nic, tylko korzystać z tego.
[Ania] Prawda? A to taka prosta rzecz.
[Michał] No pewnie. Wracając do kwestii publiczności, z którą nie czujemy się komfortowo.
[Ania] Patrz, a już tak było miło, no. Hahahaha.
[Michał] Hahaha, no sorry, jestem tutaj trudnym rozmówcą, czy rozmówcą, z którym możesz nie czuć się komf… Nie, to brzmi źle. Mam nadzieję, że czujesz się komfortowo.
[Ania] Halo, halo. Poczekaj, bo Cię nie słyszę Michał. Halo, Michał? Nie, żartowałam. Hahaha.
[Michał] A ja już uwierzyłem. No właśnie, co z tą publicznością, przy której nie czujemy się komfortowo? Co można zrobić w trakcie wystąpienia, kiedy czujemy, że coś tu jest nie tak? Bo z jednej strony mogę faktycznie zwerbalizować to i powiedzieć publiczności, że „A wiem, że myślicie o tym i o tym” i odpowiedzieć na te wątpliwości. Ale co jeżeli nie domyślam się albo nie mam pojęcia, albo w ogóle zaczynam się już tak stresować, że ojej?
[Ania] Yhy. Ja jestem zwolenniczką powiedzenia, że obserwuję coś, czego nie rozumiem. I szukam powodu, dla którego widzę, że po Waszej stronie jest kierowanie uwagi w telefony, brak kontaktu wzrokowego ze mną, albo takie zastygnięcie, które powoduje, że mam wrażenie, że tracę Waszą uwagę. No i zastanawiam się, co mogę zrobić, żeby lepiej się Wam mnie słuchało. Sprawdzam. No bo nie jestem wróżką. Czasami o psychologach się myśli, że oni tak spoooojrząąąą i wiedzą. No niewątpliwie doświadczenie i pewien poziom wyczucia jest u każdego człowieka pracującego z ludźmi, ale jednocześnie ja jestem zwolenniczką nie zgadywania.
[Michał] Wiesz co? Bo to jest bardzo fajne. Tylko już abstrahując nawet od dużych konferencji, na których no raczej ciężko to zrobić, to sytuacja, w których prezentujemy w pracy, mamy standardowe spotkanie, nie wiem, cotygodniowy status czy cokolwiek prezentujemy. I widzimy w trakcie, że ludzie nie słuchają. No i jak przełamać się i powiedzieć, że „Hej, widzę, że mnie nie słuchacie”. No i czego tutaj oczekiwać? Czy jak to zakomunikować, żeby właśnie to nie brzmiało tak trochę, nie wiem, arogancko może? Co zrobić?
[Ania] Dwie rzeczy przychodzą mi do głowy. Pierwsza to jest taka bardzo prosta technika – przestać mówić. Bo może być tak, że Ci ludzie słuchają nas, jak to się mówiło – jak radia na trzeciej fali – jak ja byłam dzieckiem. Czyli jesteśmy takim terkotem, który gdzieś tam ich usypia i oni są właśnie pochłonięci listą zakupów, które będą robić dzisiaj wieczorem. Ale w momencie, kiedy pojawia się bodziec pt. „Ona nic nie mówi”, no to raptem się okazuje, że dosyć łatwo jest się obudzić. No a druga rzecz jest taka, że jeżeli my się dobrze do tego wystąpienia przygotujemy… Dla mnie tutaj słowo klucz, i to jest ta druga rzecz, która mi przyszła do głowy. Słowo klucz, które Ty wypowiedziałeś – cotygodniowe spotkania statusowe. No to już samo to hasło powoduje, że wiadomo, że tam będzie nudno. Bo to będzie dokładnie to samo, co tydzień temu. I będzie ten sam początek, to samo rozwinięcie, to samo zakończenie, więc po jaką cholerę ja mam się teraz koncentrować, jak ja wiem, co tam się wydarzy. Ja bym na dobrą sprawę jako słuchacz mogła to spotkanie przeprowadzić samodzielnie albo nawet tam w ogóle nie iść, bo tam się nic nie wydarzy. No i istnieje coś takiego, co w psychologii nazywamy habituacją bodźca.
[Michał] To teraz po polsku.
[Ania] To jest taki mechanizm, którego doświadczasz np. wtedy, kiedy idziesz do perfumerii i chcesz swojej żonie kupić perfumy. Bierzesz pierwszy flakon, psikasz na papierek, wąchasz i myślisz sobie „Yy, to jeszcze nie to”. Więc bierzesz drugi flakon, kolejny papierek, psikasz, wąchasz. I tak czujesz mniej. A przy trzecim papierku nie czujesz już zupełnie nic. I przy trzecim flakonie. Dlaczego? Dlatego, że nas cudowny mózg uwielbia leniuchować. Ale też jest stworzony i przez proces ewolucji przygotowany i zaprogramowany tak, żeby nas jako nosicieli tego mózgu chronić. Zatem jeżeli dostarczasz swojemu mózgowi dowolny bodziec, który przy pierwszym kontakcie on rozpoznaje jako niezagrażający, czyli „[dźwięk wąchania], a tutaj nic złego się nie dzieje”, drugi flakon „[dźwięk wąchania] – nie no, spoko, nie ma zagrożenia, życie się nie skończy za chwilę”, no to przy trzecim ten mózg, który lubi leniuchować, ale też jest bardzo mądry i oszczędza energię, mówi „Dobra, dajmy sobie spokój z analizą tych zapachów. To nie ma sensu. Po co tracić energię?”. I z wystąpieniami jest dokładnie tak samo. Zaczynając od pierwszego slajdu na spotkaniu statusowym, kiedy ludzie spoglądają i mówią „Aha, dobra. Wiem, co tu się wydarzy” – i mózg się wyłącza. I jeżeli spotkania przebiegają dokładnie w tym samym miejscu, w tym samym sposobie prowadzenia, składają się z tych samych elementów, to tam się nic nie dzieje. I utrzymać uwagę na takim „nic się nie dzieje” jest szalenie trudne i ja się wcale nie dziwię, że ludzie uciekają. Zatem to dobre przygotowanie, o którym ja mówiłam to jest poszukanie sposobu jak my możemy przełamać schemat. Zaczynając od pierwszego slajdu. Bywasz Michał jako słuchacz na konferencjach?
[Michał] Oczywiście.
[Ania] Co jest zawsze na pierwszym slajdzie? Albo w zdecydowanej przewadze? Co jest na pierwszym slajdzie?
[Michał] Tytuł, imię i nazwisko.
[Ania] Yhy.
[Michał] Firma.
[Ania] Dokładnie. I teraz zobacz. Tytuł, prześlizgujemy się… No wiemy jaki jest tytuł, bo jak przychodzimy na wystąpienie to albo w zaproszeniu to wiedzieliśmy, albo w programie, który dostaliśmy przy rejestracji. No generalnie nie jest tak, że idziesz i raptem odkrywasz „Ho, wystąpienie o takim tytule, WOW”. No nie. Nie potrzebujemy tego jako słuchacze. Nazwisko prelegenta? Przeczytam czy zapamiętam? Niekoniecznie. Jak usłyszę? Dużo bardziej. Zwłaszcza jak ten prelegent mi opowie jakąś historię, która pokazuje, że jest właściwą osobą na właściwym miejscu. Logo firmy? Może zostać tylko ono, ale loga firmy też są na cotygodniowych spotkaniach. Tak, jakby ludzie nie wiedzieli, gdzie pracują i trzeba było, wiesz, im przypominać. A nazwisko prelegenta jak jesteśmy wśród swoich? No ja rozumiem, że w stresie zapominamy niejednokrotnie i spojrzenie na slajd, kto ja jestem, w jakim temacie występuje może być ratunkowe. No ale to znowu jest nie dla publiczności, ale dla nas. A gdyby tak pierwszy slajd zrobić totalnie inny? Albo wystąpić bez prezentacji w power poincie?
[Michał] O, to jest coś, co ludzi zaskakuje. To jest niesamowite. Już tak bardzo oczekujemy tego, że ktoś będzie miał slajdy, że jak tych slajdów nie ma to niektórzy nawet traktują to jako błąd.
[Ania] Że nieprzygotowani. No właśnie. A ja np. lubię i oglądać i prowadzić takie wystąpienia, gdzie jeżeli no wiem, że jest wymóg slajdów… No czasami tak jest. W onlinie np. to też nam pomaga. To wykorzystuję slajdy, które są tylko i wyłącznie rysunkami albo zdjęciami. Dlatego, że ja wychodzę z założenia, że slajd i prezentacja, która ma mi pomóc, ale także pomóc mojej publiczności, żeby ona tam nie zajmowała się facebookiem, listą zakupów albo nie ucinała sobie drzemki, to są slajdy, które stanowią wsparcie tego wszystkiego, co ja opowiadam. Są tłem dla mnie, że ja nie muszę z nimi konkurować, no bo nie mam tam litego tekstu i człowiek spogląda i nie wie czy słuchać Kędzierskiej, czy tego, co ona tam napisała na tych slajdach. Ale jeżeli to są obrazy, no i w ogóle jest taka metoda, która się nazywa Pecha Kucha, czyli 20 slajdów, które przez 20 sekund są wyświetlane. I to leci z automatu. I to jest absolutnie fenomenalna, trudno początkowo metoda, ale wtedy to Ty jesteś opowieścią. To Ty jesteś głównym bohaterem na scenie. Masz tą świadomość, że jeżeli Ty nie opowiesz tego, z czym przychodzisz do ludzi w sposób dla nich ciekawy, z pasją taką z brzucha, no to rozwalasz to wystąpienie na drobne kawałki. Jak mamy slajdy takie wiesz, z bulletami: tytuł, jakaś tam graficzka, no to zawsze można rzucić okiem i ściągnąć albo powiedzieć: „Dobra, co nie powiem to oni sobie doczytają”. No a teraz jak prowadzimy wystąpienia to my prosimy ludzi o oddanie nam czegoś niebywale wartościowego, czyli ich czasu. Przychodzę do Ciebie i mówię: „Oddaj mi pół godziny swojego życia”. To nie… Nie?
[Michał] A jeszcze jak mamy większą publiczność to to jest pół godziny razy…
[Ania] Zobacz to razy… No to jest w ogóle kosmos. A jeszcze ktoś przyjechał z daleka. No to w ogóle pół dnia ma w plecy. I teraz jeżeli ja idę jako prelegent na takie wystąpienie nieprzygotowana i bez takiej świadomości, że oto dostaję od nich coś wyjątkowego, no to ja im dam tylko no takie coś całkiem przyzwoitego. No jakościowo tak to się spina. A ja wychodzę z założenia, że jak już idę do ludzi i dostaję od nich, często o godzinie 19:00, bo tak prowadzę np. webinary dla środowiska medycznego. Ich prywatny czas, że oni mogliby teraz przez tą godzinę bawić się z dzieckiem albo pić z żoną wino, a oni przychodzą i mnie słuchają, to ja mam potężne poczucie odpowiedzialności za to wszystko, co się wydarzy. Ze świadomością, że jest bardzo dużo takich bodźców zewnętrznych, które ich będą odciągać. I teraz moim zadaniem jest im pomóc, żeby oni tutaj wytrwali i zostali nakarmieni. Dla mnie wystąpienia, prezentacje są jak przygotowywanie imprezy. Jak zapraszasz do domu gości, z dowolnego powodu. To nie jest tak, że wpadasz na 10 minut przed, wyjmujesz na biegu talerze, nawet ich nie rozstawiasz na stół i mówisz: „Dobra, to tam jakieś parówki. Dla wegan – wegańskie, dla mięsożerców – 100% szynki i jakoś damy radę”. Tylko szykujesz się do tego, planujesz, sprawdzasz kto ma jaki apetyt, kto co lubi. A może ktoś ma uczulenie na gluten to mu kupisz taką bułę bezglutenową, żeby mógł się najeść. I z wystąpieniami jest dokładnie tak samo. Jeżeli zadamy sobie trud, żeby się dobrze przygotować, żeby włożyć w to całe serce, żeby sprawdzić kto, z jakim apetytem przychodzi, kto może mieć gdzieś jakieś wątpliwości, no to wtedy tych sytuacji, które nazywamy sytuacjami trudnymi jest zdecydowanie mniej. Bo ludzie też to czują i widzą, że my przychodzimy tutaj cali dla nich. No i zgodnie z zasadą wzajemności dużo chętniej od nas biorą. Bo jak coś od nas dostają to mają gotowość oddać nam swój czas.
[Michał] Yhy. Ja tutaj podpisuję się oboma rękami pod tym wszystkim, co powiedziałaś, jak najbardziej. Jeśli chodzi o przygotowanie to takie mniej oczywiste przygotowanie jest też do sesji pytań i odpowiedzi, bo…
[Ania] Absolutnie.
[Michał] Ludzie wiedzą, że mają się przygotować do wystąpień. Chociaż też różnie z tym bywa czy oni to faktycznie robią, czy nie. Natomiast jeśli chodzi o sesję pytań i odpowiedzi to najczęściej jest na żywioł i nie przygotowują się w ogóle. Mimo, że wiedzą, że taka sesja np. będzie w trakcie, nie wiem, konferencji, czy szkolenia, czy nawet na tym cotygodniowym statusie. Myślę, że częściowo to wynika z tego, że nie wiedzą jak się przygotować.
[Ania] Ja myślę, że też wynika, wiesz, ze strachu. A to jest w ogóle niezwykłe, bo podcast, odcinek podcastu, który razem z Maćkiem Cichockim nagrywamy, ten ostatni odcinek dzisiaj publikowany dotyczy właśnie trudnych pytań. Więc tak, że tak powiem na świeżo tutaj uderzasz w temat ważny.
[Michał] Podlinkujemy od razu też.
[Ania] Będzie mi bardzo miło. Często ludzie jak się boją wystąpień to myślą sobie właśnie o tych takich pytaniach, które prosto w splot słoneczny uderzają i po prostu oddechu nie można złapać. Człowiek zmienia kolory i myśli sobie „O matko jedyna, chyba już wolę umrzeć”. A tymczasem to przygotowanie do pytań jest szalenie ważne. Jednocześnie my jako ludzie boimy się wziąć za bary z czymś czego się obawiamy. Nie? To jest tak jak wiesz, zapisanie się do dentysty albo na zastrzyk. No niejednokrotnie odwlekamy to do ostatniej chwili z nadzieją „A może się nie wydarzy”. No to jest takie chowanie głowy w piasek i taka skuteczna metoda dwulatka, który jak zamknie oczy to mówi” „Nie ma mnie, nie ma mnie!”. I świat znika.
[Michał] I zaskakująco później te rzeczy się wydarzają, nie?
[Ania] No ja bym powiedziała tak, im bardziej się ich obawiamy tym większa szansa, że one się wydarzą, nie? Gdzieś tam ta energia przyciąga. I przygotowanie do pytań jest szalenie ważne. Bo to jest… Po pierwsze, warto zacząć od tego – gdzie ja wiem ze swojego doświadczenia i perspektywy także jako kogoś, kto w ten temat, z którym występuje jakiś czas temu się wgryzał i był nowicjuszem – co może być niezrozumiałe, gdzie są takie punkty, takie progi, które być może moim słuchaczom będzie ciężko przeskoczyć. To jest też sprawdzenie jak ludzie emocjonalnie będą reagować na ten temat. To jest świadomość, że dobre wystąpienie jest przeprowadzeniem słuchaczy przez proces, przez pętlę zmiany. I że tam ma prawo wystąpić zaprzeczanie czyli taka myśl: „A dobra, dobra tam. Pogadają chwilę, a i tak wszystko wróci do normy, nie ma się czym przejmować”. Że będzie opór czyli takie mówienie: „No dobrze, dobrze. Tak opowiadacie, a ciekawa jestem jak to zrobić. Byście przyszli tutaj do nas, popracowali na pierwszej linii frontu, a nie nam przysyłacie jakiegoś tutaj mądralę, zewnętrznego eksperta, który nam mówi jak my mamy pracować”, nie? I dopiero potem jest zaangażowanie czyli taka myśl błyskotliwa: „A kurde, może spróbuję. A gdyby tak… Tą jedną rzecz”. I to jest to pytanie, które Ty zadajesz: „Jaką jedną rzecz sobie weźmiesz z tego naszego dzisiejszego spotkania?”. I wtedy zachęcamy ludzi, ułatwiamy im w etap eksperymentowania, który nam gwarantuje albo przynajmniej mocno zwiększa szanse, żeby w ogóle to nasze wystąpienie miało sens. I ta myśl błyskotliwa, o której wspominam to jest to: „Wszystkiego to ja nie biorę, bo takie za trudne i zbyt skomplikowane, ale to jedno to ja sprawdzę, no to ja się przekonam”. I to znaczy, że jesteśmy coraz bliżej domu i celu wystąpienia. Jak się przygotować do pytań? Więc tak, w nas świadomość, że ludzie przechodzą przez zmianę, że są rzeczy, które i na poziomie emocjonalnym i intelektualnym w tym temacie, z którym występujemy mogą być trudne, ale też, że dzieją się ludziom różne rzeczy w życiu. Mnie się zdarzyło prowadzić np. szkolenie w dzień katastrofy Smoleńskiej. No i trudno było… Z wystąpień publicznych zresztą. Wiesz, więc to takie było powiedziałabym dwa w jednym. No i wtedy adhockowo trzeba, wiesz, reagować. No nie możesz prowadzić teraz sesji relaksacyjnej i pracy z ciałem związanej ze stresem w momencie, kiedy właśnie rozdzwaniają się telefony i ludzie nie są w stanie w ogóle uwierzyć w to, co się wydarzyło.
[Michał] I co zrobiłaś wtedy?
[Ania] Zrobiliśmy stop-klatkę. Daliśmy dużą przestrzeń na to, żeby zorientować się, co się dzieje, żeby podzwonić po rodzinach, zweryfikować. No bo to niedowierzanie było zupełnie naturalnym odruchem. No a potem ich pytałam, na co są gotowi. Pokazywałam: „= Słuchajcie to teraz przygotowałam taką rzecz, do tego chcę Was zaprosić. Idziemy w to czy nie? – No dobra idziemy.”.
[Michał] Yhy. I jak grupa reagowała?
[Ania] Wydłużaliśmy przerwy. Była duża przestrzeń na to, żeby się zaopiekować swoimi emocjami. Rozmawialiśmy też wtedy o przeżywaniu żałoby. I była też przestrzeń na zadanie pytań, no to co dalej? Nie? Jak to się mogło wydarzyć? I co dalej? Niektórzy już pytali.
[Michał] Twoje doświadczenie psychologiczne się pewnie tutaj przydało?
[Ania] To się przydało, tak. Tutaj wyjątkowo. Ale myślę, że każdy z nas o empatyczności, no takiej większej niż pantofelek…
[Michał] Przynajmniej słyszał.
[Ania] Tak. Przynajmniej… To jakby wiesz. My jako ludzie potrafimy przeżywać w grupach różnego rodzaju doświadczenia. Więc jeżeli tylko odpuścimy zadaniowość, czyli merytorycznie mam do zrealizowanie A,B,C,D, no to pięknie wchodzimy w to, co emocjonalne i procesowe. I też tym jesteśmy w stanie obsłużyć różne, trudne, nawet najtrudniejsze sytuacje. No i również też myślę, że trudne pytanie, nie? Żeby sprawdzić, z czego one wynikają i uruchomić swoją ta empatię zanim te pytania padną. Bo to, co czego zmierzam i bardzo chcę to powiedzieć to jest taka metody pracy z trudnymi pytaniami polegająca na tym, że po pierwsze – nie mówimy, że to są trudne pytania. No bo trudna publiczność, trudne pytania, trudne wystąpienia publiczne – masakra w ogóle. To lepiej nie występować.
[Michał] No oczywiście ja to w cudzysłowie wszystkiego używam.
[Ania] A to jest takie przyjemne! Ja wiem, ja wiem. Ale wiesz co? My tak mówimy o tych pytaniach, bo nie mówimy o te pytaniach zadawanych z ciekawością albo pytaniach, które mają przybliżyć ludzi do tego, żeby byli zadowoleni z naszego wystąpienia, tylko mówimy o trudnych pytaniach. No to jest taka etykietka, skrót, który od razu budzi określone emocje.
[Michał] Bo one są dla nas trudne do odpowiedzenia, po prostu. I myślę, że to z tego się bierze.
[Ania] Wiesz co? Ale one są, myślę, trudne wtedy, kiedy po pierwsze my się ich spodziewamy i nie wiemy jak je obsłużyć albo kiedy nie zadamy sobie trudu, żeby się ich spodziewać. Czyli wychodzimy z założenia: „Jestem debeściak. Idę, powiem, będą mi spijać z dzióbka i w ogóle będzie fajnie”. Aż tu nagle – BĘC! Między oczy. No i wtedy robi się trudno. Ale zrobiło się trudno nie dlatego, że ktoś zadał pytanie tylko dlatego, że my żeśmy tego nie przewidzieli. No i teraz metodą przewidywania i pracy z pytaniami jest coś, co ja nazywam drzewem pytań. Czyli wypisuję sobie listę takich wątpliwości, obiekcji, pytań, które się mogą pojawić i do każdego z tych pytań dopisuję odpowiedź. Ale na tym nie kończę tylko sprawdzam jak ten ktoś może na to zareagować. Czy on powie: „Aha, aha, dobra, to ja już wiem”. Czy też powie: „No, może tak, ale…”. I pojawia się kolejne pytanie. I tak kilka takich gałązek rozpisuję albo rozpisuję z moimi klientami, którzy tych pytań się obawiają. No i wtedy też warto paszczowo to wszystko przećwiczyć. Nie tylko sobie spisać i w głowie poukładać, ale także poprosić kogoś, żeby nam to pytanie zadał. No bo ono nie jest zadawane tak, jak my sobie w głowie: „Przepraszam bardzo, Pani Aniu, ja takie mam pytanie. Bo uważam, że wszystko to, o czym Pani opowiada mija się z prawdą”. Tylko emocje w tym pytaniu są zupełnie inne: „Przepraszam bardzo, co Pani mi tutaj w ogóle opowiada? Przecież to się w ogóle niczego nie da zastosować!”. No i wtedy my jesteśmy w stanie też okrzepnąć. I warto też uwierzyć, że ludzie w znaczącej przewadze zadają te pytania, bo czegoś bardzo potrzebują. Oni nie chcą nas zniszczyć. No to są patologiczne jednostki, które przychodzą na wystąpienie po to, żeby włomotać prowadzącemu. No nie. Oni czegoś ważnego dla siebie potrzebują. Więc dlatego ja zawsze doceniam te pytania. Znaczy mówię, że za nie dziękuję. Często te pytania też pokazują mi perspektywę, której ja nie złapałam. Więc to jest w ogóle nauka dla mnie. Ja przychodzę, żeby się z ludźmi podzielić, a tymczasem to ja dostaję lekcję. No przecież nie ma nic bardziej cennego. No i tylko dziękuję, dziękuję, dziękuję za coś takiego się należy temu drugiemu człowiekowi. Zadać pytanie na forum też nie jest łatwo. Zatem jeżeli ktoś już się decyduje, żeby być może nawet wyrazić wątpliwość części słuchaczy no to zobacz jaką odpowiedzialność on na siebie bierze. On mówi: „To ja podniosę rękę i pośród tych nastu albo kilkuset osób powiem, że mam inaczej”. Dużo łatwiej jest siedzieć i mówić: „Yhy, tak, tak, yhy”, a potem robić swoje. A tu jest jeden ktoś, kto mówi: „Nie, ja się nie zgadzam. Ja mam inaczej albo nie rozumiem”. Lubisz przyznawać się, że czegoś nie rozumiesz?
[Michał] Oj nie. Absolutnie.
[Ania] To nie jest tak, że chodzimy i mówimy: „O przepraszam, bo nie zrozumiałam, tego nie poczułam, taka jestem w ogóle zagubiona w czasoprzestrzeni”. Nie! My lubimy myśleć o sobie, że jednak rozumiemy. A tutaj jest ktoś, kto wstaje i mówi: „Nie zgadzam się”, być może „Nie rozumiem”. Zabiera głos publicznie – no przecież wiadomo, że wszyscy lubimy występować publicznie. I on to robi! No to szacun, człowieku. A jeszcze mi pokazuje tą perspektywę, do której ja nie miałam dostępu. Więc dziękuję za to pytanie. Jak ja się cieszę, że ono padło. Bo to mi też pokazuje, co jest dla was ważne. To zajmijmy się tym. No i po prostu… Ja uwielbiam trudne pytania.
[Michał] Yhy. Słuchaj, ja myślę, że samo to podejście dużo zmienia. Bo jeżeli podchodzimy do czegoś właśnie tak, że to są trudne pytania i ja nie będę umiał odpowiedzieć i co wtedy zrobię?! I w ogóle stresuję się! I masakra.
[Ania] A ludzie to wilcy i przychodzą po to, żeby mnie zeżreć, nie?
[Michał] O, tak, tak, tak. Straszni są. No to jak tak podchodzimy no to wracając do tego, co mówiłaś wcześniej, że to się będzie spełniało.
[Ania] Oczywiście.
[Michał] I jeżeli podejdziemy do tego pozytywnie i OK, z takim przyzwoleniem na to, że pewnie nie będę w stanie odpowiedzieć na wszystkie pytania, no nie jestem alfą i omegą, ale nie będę też traktował tego jak nie wiadomo jaką plamę na honorze, że nie odpowiem. Bez przesady. Jeżeli nie będę znał odpowiedzi no to trudno. Jeżeli będę znał – super. Postaram się przygotować jak najlepiej, żeby znać jak najwięcej tych odpowiedzi, ale nigdy nie będę w stanie ogarnąć wszystkiego.
[Ania] I to jest właśnie niezwykle ważne, co teraz powiedziałeś. Że my nie musimy znać odpowiedzi na każde pytanie. My też nie musimy tu i teraz na to pytanie odpowiedzieć. Bo może ono dotyczyć jakiegoś wyjątkowo szczegółowego fragmentu naszej wiedzy. Coś nam z głowy może ulecieć. No ostatecznie wchodząc na mniejsze, większe sceny jesteśmy ludźmi. I nasi słuchacze oczekują kontaktu z człowiekiem, z jego niedomaganiami, że tak powiem, a nie z maszynką, która wytwarza treści i je tam peroruje. No bo wtedy dosyć łatwo jest zasnąć. Moim zdaniem – i to jest też taka technika, którą polecam i sama stosuję – jest danie sobie prawa do tego, żeby nie odpowiedzieć ad hoc na każde zadane pytanie. I jednocześnie zadeklarować, podziękować: „Tak, to jest dobre pytanie. Cieszę się, że ono padło. I ono nawet mnie skłania do tego, żeby zgłębić temat. Nie potrafię precyzyjnie odpowiedzieć na nie w tym momencie. Zdzwońmy się poproszę albo poproszę o Pana adres mailowy – ja się odezwę. Spotkajmy się na zoomie, teamsie, pogadajmy o tym, bo to jest ważny temat i cieszę się, że Pan go zadał, bo być może to jest temat na nasze kolejne spotkanie”. Więc jak najbardziej to jest do ugrania i przekucia w pozytyw.
[Michał] A jak często Ci się zdarza, że napiszesz do kogoś, czy ktoś Ci zostawi tego maila, napiszesz do kogoś i ten ktoś odpowiada? Albo, bo jest też drugi sposób. Można przy większej publiczności, można powiedzieć” „Proszę do mnie napisać”, tak? I gdzieś tam mail będzie wyświetlony. Jak często ludzie faktycznie piszą?
[Ania] Rzadko. Niestety bardzo rzadko. To jest niezwykłe. My z Maćkiem jak… Z Maciek Cichockim jak pracujemy, prowadzimy szkolenia, zawsze mówimy: „Jesteśmy do Waszej dyspozycji – mailowo, telefonicznie. Jak chcecie się poradzić, chwalić sukcesem to my jesteśmy”. I no powiedziałabym przez te naście lat, już tak blisko piętnastu, pracy warsztatowo-szkoleniowej i różnych wystąpień na palcach dwóch rąk mogę policzyć tych, którzy powiedzieli: „Dobra to ja napiszę” i napisali.
[Michał] Ja mam bardzo podobnie.
[Ania] To też pokazuje, że te pytania czasami one nie są aż tak ważne, tak? Że nie musimy się tak, wiesz, przejmować i rwać włosy z głowy. Natomiast jeżeli powiem, że się odezwę, no to choćby nie wiem co to zachęcam do dotrzymania słowa.
[Michał] No oczywiście.
[Ania] A Ty też masz tak, że niespecjalnie ludzie się odzywają, tak? Mówisz.
[Michał] No właśnie nie. Jeżeli to jest w tę stronę, że ja proszę o kontakt to, szczerze mówiąc, nawet nie wiem czy w ogóle mi się zdarzyło. No nie przychodzi mi do głowy żadna sytuacja.
[Ania] Yhy. A to ciekawe, nie? Jak bardzo lubimy wziąć odpowiedzialność na siebie za zadanie pytanie i za swoją ciekawość i za swój rozwój. No to na inne spotkanie temat.
[Michał] Pewnie, pewnie.
[Ania] Yhy.
[Michał] Mówiłaś też trochę o emocjach. Między innymi jak prowadziłaś to szkolenie w dzień katastrofy smoleńskiej, ale też innych kontekstach. I chciałem tutaj Cię trochę dopytać, yyy… Co jeżeli zdarzy się tak, że Ty jako mówczyni wywołasz w publiczności negatywne emocje? Że negatywne to wiadomo też nie jest dobre określenie dla emocji, bo wszystkie emocje są OK, natomiast no te, które postrzegamy jako te nieprzyjemne.
[Ania] Yhy, a jakie konkretnie masz na myśli Michał emocje?
[Michał] No ktoś może albo się na nas zezłości, albo kogoś wprowadzimy w smutek? Co wtedy?
[Ania] No wiesz co? Tak. Zezłości się – no to najpierw bym sprawdziła czy on się zezłościł na mnie. I myślę, że tutaj z pomocą przychodzą wszelkiego rodzaju historie, które pokazują jak z tą złością sobie można poradzić. Czyli historie innych ludzi, którzy słuchali tego, co w tej chwili opowiadam, wkurzyli się, a potem doszli do wniosku. Bo to wkurzenie, które występuje, ono niejednokrotnie jest elementem tego procesu zmiany, o którym ja wspominałam. I bywa tak, że ludzie się wkurzają na prelegenta, no bo to on jest tym posłańcem, który przynosi złą wiadomość.
[Michał] Yhy.
[Ania] I dla mnie to jest OK. Znaczy mi to nic nie robi. No wkurzyli się na mnie, no ale to nie jest moja wina no. No to oni sobie tak radzą z tym. Ja mogę to wkurzenie nazwać. Powiedzieć, z czego ono może wynikać. Ja w ogóle jak przygotowuję się do wystąpienia to myślę przez pryzmat przeprowadzenia ludzi przez zmianę. Ja wrzucam tam takie pytania, które są typowe albo takie obiekcje, które są typowe dla poszczególnych tematów. I zdarza mi się zaczynać zdanie np.: „Wyobrażam sobie, że teraz jest ciężko Państwu w to uwierzyć”, tak? Czyli mamy to zaprzeczanie. Albo: „Domyślam się, że to, o czym opowiadam może Was wprawiać w zakłopotanie, konsternację albo nawet budzić złość. I to jest OK. Więc opowiadam o tym i mam takie wrażenie, wiesz… Szukam, czy zdarzyło mi się tak, że tak komuś nadepnęłam bardzo tym, co powiedziałam na odcisk, że tupnął nogą, trzasnął drzwiami, wziął i poszedł. Czy ja wychodzę z założenia, że te wszystkie emocje są potrzebne. Bo one są przejawem, objawem tego, że ludzie słuchają. No a oni przychodzą po to, żeby słuchać. I nie muszą ze wszystkim się zgadzać. I niech protestują. I to jest jak najbardziej super – o tym już wspominałam. A jak mówisz o smutku, który może się pojawiać no to warto pamiętać, że ten smutek jest przestrzenią do refleksji. Ludzie póki się nie zasmucą to nie mogą wyciągać wniosków. Nie mają przestrzeni takiej wewnętrznej na to, żeby sobie poukładać tą nową wiedzę. Oni potrzebują się wycofać. Konieczna jest ta migracja wewnętrzna, żeby zanurkować w sobie i zadać sobie pytanie: „Raaany, to tak można było?”. Albo: „Nie no, faktycznie. No to może ja coś zacznę robić inaczej”. Albo: „No to, łatwo powiedzieć tak teraz jest. Pewnie! Może to innym pasuje, ale u mnie to się nie da zrobić”. No a złość nam daje energię do zmiany. Do tego, żeby powiedzieć: „Ja nie na takie wystąpienie tu przyszłam! Mój cel jest inny!”. Super! No fantastycznie. Jak usłyszysz coś takiego od swojej publiczności no to możesz iść w tą stronę, gdzie oni wyjdą po spotkaniu z Tobą i powiedzą: „No to było dobre. To było dobre. To mnie nakarmiło. To warto było.”. Więc tych emocji się nie boję. Wiesz, czego ja się boję najbardziej w wystąpieniach?
[Michał] Czego się boisz?
[Ania] Obojętności. Mam za sobą takie wystąpienie dla bardzo wysokich i poważnych urzędników państwowych, gdzie powiem Ci, że przez 45 minut ja byłam bliska śmierci. Ja to nazywam stanem muminka. To byli panowie w czarnych garniturach, takich wiesz, dobrze skrojonych. Białe koszule, ale takie białe, że no po prostu Pan Chajzer to nie powstydziłby się takiego proszku. Wypastowane buty. I oni siedzący, nawet nieopierający się o oparcie krzeseł. Ze stopami postawionymi na ziemię, z rękoma złożonymi przed sobą. I wpatrzeni w jeden punkt. I zero reakcji. Nie ma życia. Nie ma. Siedzą. Siedzą i patrzą. Czasem na mnie. Czasami na swoje buty. No nieboszczyki. No muminy takie. Nic się nie dzieje. I trwało 45 minut zanim ja ich tam dziobnęłam i dotarłam w czym jest rzecz.
[Michał] I w czym była rzecz?
[Ania] Rzecz była w tym, że oni się potężnie bali skonfrontować z czymś dla siebie absolutnie nowym. A było to kwestie związane z emocjami. Z zarządzaniem swoimi własnymi emocjami i odczytywaniem emocji u swoich rozmówców w spotkaniach negocjacyjnych, u partnerów negocjacyjnych. Gdzie na co dzień byli to Panowie, którzy zajmowali się negocjacjami w obszarze zbrojeniowym. Więc takie wiesz, miękkie misie, nie? No profesorowie, doktorzy, tacy z tytułami. I oni tacy emocjonalni na co dzień, że szał i fala meksykańska. No nie. Wręcz przeciwnie.
[Michał] No tak.
[Ania] Tam jest krótka piłka. Tam jest zero-jedynkowo. Tu przychodzi taka…
[Michał] Nie ma miejsca na emocje.
[Ania] Tak. Kobitka i zaczyna im mówić, że emocje są ważne. I tutaj i swoje własne i te cudze. I oni byli przerażeni, no bo gdzieś tam podskórnie czuli, że to ma ręce i nogi, no ale tak się przyznać przy kolegach, że się boję? Że doświadczam dyskomfortu emocjonalnego, kiedy siadam do negocjacji i wiem, że za mną nie stoją żadne argumenty? No nieee… Kamienna twarz pokerzysty. No więc lepiej się zamrozić. I jest rzecz, która mi wtedy szalenie pomogła, żeby rozbić ich ten opór i ten lęk.
[Michał] Yhy. Co zrobiłaś? Jestem ciekaw.
[Ania] A to są obrazy.
[Michał] Obrazy.
[Ania] To są obrazy, wiesz? Ja im pokazałam, a w zasadzie narysowałam, emocje. I obraz ma tą cudowną moc, że jest taki ponad podziałami. On przemawia nawet wtedy, kiedy słowom brakuje siły. Bo jak ludzie zobaczą to mogą poczuć. Zresztą jak ja w końcu przestalam gadać i rysować i zrobiłam właśnie ciszę, żeby sprawdzić czy oni jeszcze tutaj są, czy też być może ktoś im wyjął baterie w tak zwanym międzyczasie. Zamknęłam się, brzydko mówiąc. I w tym momencie zobaczyłam, że jeden z nich zaczyna kiwać głową. Że na jego twarzy zaczyna się malować coś na kształt emocji. I on powiedział: „No taaak, teraz ja to widzę”. A jak ja to widzę, to ja to rozumiem. A jak ja to rozumiem, to ja to mogę zacząć stosować. „Dobra. Zgadzam się. Ja widzę takie emocje u mojego syna, u mojej żony. Ludzie tak mają. No i nawet kiedyś ten mój partner biznesowy, negocjacyjny no robił takie wielkie oczy. To to był strach, jak jemu tak te brwi pojechały do góry. Aaaa, dobra. No to idziemy dalej. To co możemy z tym zrobić?”. Nie? Ale obraz tutaj jest szalenie pomocny. Nie musi być odręcznie rysowany. To mogą być też metafory wizualne. One też robią piękną robotę. No i ciężej zasnąć, bo jak się te obrazki tak wyświetlają cały czas na slajdach to ludzie są ciekawi: „A co teraz? A co teraz?”.
[Michał] No to jest coś innego. No i może faktycznie przejdźmy do tego tematu obrazkowego. Bo Ty nazywasz siebie gryzmografką, tak?
[Ania] Taaak.
[Michał] Dlaczego?
[Ania] Wiesz co? Bo ja nie umiem rysować. Teraz już rysuję dużo lepiej niż wtedy, kiedy wymyśliłam sobie gryzmografkę. Ja się zajmuję od 6 lat myśleniem wizualnym. Okryłam je i ono mnie absolutnie rozkochało jeszcze bardziej w wystąpieniach publicznych, z dwóch powodów. Po pierwsze, slajdy z odręcznymi rysunkami, do których mam już teraz odwagę, ale gwarantuję i Tobie i naszym słuchaczom, że nie ma problemu, żeby się nauczyć rysować tak, żeby wspierać komunikację takimi odręcznymi rysunkami. Ale można też sięgnąć po zdjęcia. I one sprawiają, że my jesteśmy pełniejsi.
[Michał] Co to znaczy?
[Ania] To jest tak jak, wiesz, yin i yang. I energia kobieca i energia męska. I możemy pójść i z intelektu i z emocji. I możemy pójść i merytorycznie, a obrazy są w stanie złagodzić i przemówić do… Nie chcę powiedzieć podświadomości. Ale budzą emocje i one przemawiają mocniej, głębiej. Uzupełniając wszystko to, co my opowiadamy w warstwie słownej. Więc uwielbiam pracować z rysowanymi albo zdjęciowymi prezentacjami, bo mam takie przekonanie, że opiekuję się wieloma zmysłami moich odbiorców. Dostarczam im bodźców wzrokowych, słuchowych, dzięki temu, co mówię, ale też te słowa są multisensoryczne i obrazy sa multisensoryczne. Jak zobaczysz ciastko to zareagujesz na nie zdecydowanie intensywniejszym wspomnieniem albo wyobrażeniem, niż jak usłyszysz „ciastko”. A my jako ludzie jesteśmy wizualni. Bo jak słyszysz słowo „krowa” to co Ci się pojawia przed oczami wyobraźni?
[Michał] Noo jakieś…
[Ania] Literki „K-R-O-W-A”? Czy raczej zwierzątko?
[Michał] No raczej zwierzątko. I gdzieś tam słyszę to MUUUU i w ogóle.
[Ania] Prawda? I zobacz, czasami w okresach przedświątecznych ludzie widzą fioletowe zwierzątko, no bo są epatowani… Fioletową krowę, bo są epatowani reklamami. Zdarzyło mi się raz na szkoleniu, że uczestnik nie zobaczył krowy, ale teściową. Ale to ciągle jest obraz.
[Michał] Ojej. Hahaha…
[Ania] Wiesz. I my jesteśmy wizualni. 60% naszego mózgu odpowiada za analizę wrażeń wizualnych.
[Michał] Yhy.
[Ania] Obraz jest wart więcej niż tysiąc słów. My obraz odkodowujemy w ciągu trzynastu milisekund. Podczas, gdy słowo zdecydowanie dłużej. Ale ono też działa na… Mniej głęboko, że tak powiem. No i drugi powód, dla którego ja uwielbiam rysowane prezentacje – jest wielka frajda i szybkość ich przygotowywania. Bo tam wiesz, nic nie trzeba justować. Nie zastanawiać się jakie bullety, jaki tytuł dla tego slajdu, tylko jest obraz, obraz, obraz, obraz albo rysunek, rysunek, rysunek, rysunek. Zdarza mi się jak podróżuję pociągami, w zasadzie podróżowałam, rysować w trakcie na tablecie i potem cyk, masz gotową prezentację. Nie? Więc tez jest oszczędność czasu.
[Michał] A co jeżeli ja nie umiem rysować? Powiedziałaś, że nie ma z tym problemu, żeby się nauczyć, ale co trzeba zrobić w takim razie?
[Ania] Narysować kropkę, kreskę, kółko, trójkąt, kwadrat i chmurkę. A potem zacząć tymi literami alfabetu wizualnego, bo tak to się nazywa, bawić się konstruując z tego to, co chcesz pokazać. Bo w myśleniem wizualnym nie chodzi o rysunki rodem z ASP. To mają być proste kreski, które po pierwsze – szybko się odkodowuje, a po drugie – one są uzupełnieniem tego, co mówisz. To nie są kalambury. Nie nie jest tak, że Ty ludziom wyświetlasz rysunki i mówisz: „A reszty to się domyślcie. Zgadnijcie sobie, co poeta miał na myśli, a w zasadzie malarz”. Nie. To ma być uzupełnienie tego, o czym Ty opowiadasz. I jak mówisz o rozwoju i narysujesz schody, to to jest… A wiesz, to jest łamana linia, nie? Ze strzałką na końcu. I tu już możesz, wiesz, pierwszy etap, drugi etap, trzeci stopień. I idziemy coraz wyżej. I już masz historię. Nie potrzeba dużo. Narysujesz na slajdzie jedną kropkę, gdzie ludzie się będą zastanawiać „Ale o co chodzi?”. No to Ty powiesz: „No to jest właśnie miejsce, do którego zmierzamy. I jesteśmy coraz bliżej. Wiesz, ta kropka może być coraz większa na przykład, aż wypełnia w którymś momencie nam cały ekran, nie? Więc ten rysunek też może być kanwą do całego Twojego wystąpienia. I jest cała masa inspiracji. Są też książki, które pomagają. Są szkolenia. Chodzi o to, żeby ten rysunek był prosty i wspierał to, co my mamy do powiedzenia. A jak nie umiesz rysować i się zapierasz, że nie umiesz, no to są zdjęcia. Zdjęcia, które możesz chociażby na Canvie i z nich możesz korzystać. Ale też każdy z nas dzisiaj ma świetny aparat. I możemy robić zdjęcia. My przygotowujemy z Maćkiem ludzi do wystąpień takich wewnątrz organizacji, gdzie niesamowitą robotę, np. lidera czy prezesa, który zaprasza ludzi do tego, żeby zmierzyli się z nowym tematem jest pokazanie fragmentu jego prywatnego życia, gdzie on się mierzył z nowym tematem i też się obawiał, ale coś mu pomogło. I wiesz. I wyświetla zdjęcia no np. ze swoich dokonań sportowych. I wygranych i przegranych meczów. I raptem się okazuje, że ta prezentacja wcale nie jest nudna. Bo ona jest inaczej skonstruowana. Jest ze zdjęciami. Mówi o prezesie, że to jest człowiek, który też się obawia, a nie tylko wymaga wdrożenia. No i to idzie zdecydowanie lepiej, skuteczniej i łatwiej. Zarówno dla jednej i dla drugiej strony. I oczywiście, zawsze się znajdzie ktoś, kto powie: „Przepraszam bardzo, ale jaki ma związek Pana granie w tenisa z wdrożeniem zmiany, którą my mamy w organizacji?”. No znajdzie się taki, no nie poradzisz. Co poradzisz, jak nic nie poradzisz? I OK.
[Michał] Oczywiście. Ja do zdjęć jeszcze zaraz przejdę, ale chciałem najpierw zapytać jeszcze odnośnie rysowania… OK, powiedzmy, że zdecydowałem się nauczyć rysować i rysować w ogóle swoje prezentacje. Czy od dnia zero powinienem już używać tych slajdów przy prezentowaniu, z odręcznymi rysunkami? Czy dać sobie trochę czasu lepiej na to, żeby dopracować kreskę? A jeżeli dopracować, no to z kolei okazuje się, że próg wejścia się zwiększa. No i co z tym?
[Ania] Nie no, ja myślę tak wiesz, 4 lata, dobry tablet za jakieś 4 tysiące. I może wtedy warto pomyśleć o tym czy w ogóle temat jest warty grzechu. Zaczynać, testować, na już. Wiesz, co warto sprawdzić? Jak bardzo ludzie dobrze reagują na nasze niedoskonałości. Jak powiemy: „I chcę Wam to narysować. Nie umiem rysować, więc… Przepraszam, ale te rysunki nie będą doskonałe”. Wiesz, bo to jest obnażenie się z czymś takim bardzo ludzkim. A jednocześnie też jest tak, że nasz mózg łaknie obrazów – to o tym powiedziałam. Że zobacz, my jako dzieci, każdy z nas rysował. Potem poszliśmy do szkoły i nam powiedzieli, że niebo musi być niebieskie, drzewo zielone, bo jak słońce jest – nie wiem – czarne, no to znaczy, że coś z nami jest nie w porządku i trzeba iść do psychologa. I tam się leczyć, bo pewnie mama z tatą są w jakimś ciężkim kryzysie… Nawet najprostsze rysunki, naprawdę takie wiesz, patyczaki, ale to są rzeczy od serca. I ja pamiętam moje pierwsze próby rysowania. Mam te rysunki do tej pory. One są tak totalnie niedoskonałe. Te moje ludziki mają takie wielkie głowy. I nie wyglądają jak tramwaje i telefony. I to jest zawsze taki, wiesz, wskaźnik. Czy można poznać, co narysowałeś. Hehe. I jeżeli rysujesz ludzika i ludzie wiedzą, że to jest ludzik, no to już jest trzy czwarte sukcesu. A potem ludzie reagują czymś takim: „Kurczę, jakie to jest miłe, że on ma gotowość… Jaki to jest gest w moją stronę, że on ma gotowość pokazać jakiś swój niedoskonały kawałek po to, żebym ja mogła lepiej zrozumieć”. Wiesz, to jest taki gest z serca. To jest coś takiego bardzo osobistego. To jest taki wybór czy chcesz kubek albo jakąś pamiątkę z cepelii, taką ręczną robotę, czy też coś ze sieciowego sklepu. Kiedy ktoś się czuje ba…Czy to jest ręczna robota Twoja albo Ty nawet coś tak wydziergałeś, nie? Czy poszedłeś do sklepu i kupiłeś? I te odręczne wizualizacje są takim gestem z serca. Ja pamiętam na studentach testowałam te moje umiejętności rysunkowe. I oni podeszli do mnie po wykładach i zapytali: „Proszę Pani, ale Pani to dla nas tak narysowała?”. Wiesz, to jest takie z brzucha do brzucha. Z serca do serca. I to robi robotę. No bo wystąpienia to jest tez budowanie relacji.
[Michał] Oczywiście, że tak. Oczywiście. Ja się tutaj zgadzam dlatego, że obserwuję też, co się dzieje w przestrzeni takich, nazwijmy to, codziennych komiksów.
[Ania] Yhy.
[Michał] I mamy kilku artystów. Od choćby… Nawet Andrzej Mleczko czy Andrzej rysuje, którzy nie mają jakiejś niesamowitej kreski, właśnie rodem z ASP.
[Ania] No Mleczko ma, Mleczko ma.
[Michał] Tak? Mleczko ma?
[Ania] Mleczko ma, Mleczko ma, o tak. To, co on potrafi swoją kreską, to moim zdaniem to jest… Mistrzostwo świata.
[Michał] To się wygłupiłem w takim razie.
[Ania] Ale Andrzej rysuje.
[Michał] Ale Andrzej rysuje. Znaczy ja nie chcę absolutnie powiedzieć, że oni nie wkładają w to pracy czy nie mają talentu, bo nie to chcę oceniać też nawet. Natomiast rysunki robią dosyć proste. I mimo wszystko mają dużą publiczność. Trochę inny format publiczności, ale mają. I to, co jest najważniejsze to właśnie nie ta kreska. Bo nikt tego nie ocenia przez pryzmat tego czy to jest dzieło sztuki nie wiadomo jak duże, tylko co przekazuje.
[Ania] Dokładnie. Co mi ten obrazek robi. Dokładnie tak. Tak. Absolutnie. I to o to chodzi. Błędem jest sytuacja, w której idziemy na wystąpienie po to, żeby ludzie nam klaskali i żeby docenili jacy to my jesteśmy fajni w cudzysłowie. Ja mam takie przekonanie, że dobry mówca to jest ktoś, kto idzie dać ludziom obszar do przeżywania, do refleksji, do znajdowania odpowiedzi na swoje ważne pytania, z którymi ludzie na co dzień się mierzą. Jeżeli teraz ja obrazem mogę im w tym pomóc, a obraz bardzo pomaga… Ja rysuję coś, co nazywałam obrazkami do myślenia. I to są totalnie proste rzeczy, ale one powodują, że ludzie się zatrzymują i mówią: „Kurde, to jest niby takie proste, ale jest takie wiesz BĘC, w czoło”. Życie na kreskę – taki profil na instagramie. I tam są też totalnie proste. Rysunkoterapia. No tam jest cała masa takich totalnie prostych obrazów, które budzą emocje i dają do myślenia. No i o to właśnie chodzi. Żeby dawać ludziom przestrzeń do tego, żeby się mogli bogacić.
[Michał] Podlinkujemy te rzeczy w notatkach. A wracając do tematu zdjęć. Bardzo często widzę w prezentacjach zdjęcia, które są totalnymi kliszami, są mega oklepane. Zresztą ja nawet na szkoleniach swoich wykorzystuję właśnie to. I jak zaczynam mówić o wykorzystywaniu obrazów w swoich prezentacjach, to pytam się mojej publiczności czy moich uczestników szkolenia, jak by przedstawili zdjęciem partnerstwo. Jakie są najczęściej odpowiedzi? W zasadzie jest tylko jedna odpowiedź. A mianowicie: uścisk dłoni.
[Ania] Oczywiście. Koniecznie w niebieskich koszulach.
[Michał] A jakże by inaczej.
[Ania] Te dłonie muszą być. Oczywiście.
[Michał] Wow, oczywiście. No i oczywiście oni tam odpowiadają, a ja potem KLIK, przerzucam slajd. I co jest? Uścisk dłoni. I się śmieję, że jestem wróżbitą. Ale no rzeczywistość jest taka, że to jest po prostu klisza. I chciałem Cię zapytać o Twoją opinię. Czy Ty uważasz, że dobrze jest wykorzystywać te klisze, te stereotypowe ilustracje pewnych pojęć? Czy lepiej iść w coś odjechanego powiedzmy?
[Ania] Dla mnie dotykasz dwóch rzeczy. Pierwsza to jest coś, o czym już wspominałam, czyli habituacja bodźca. Są takie zdjęcia, które są totalnym standardem. Ludzie w niebieskich koszulach, którzy wiadomo, że są ludźmi sukcesu. No i te uściśnięte ręce – one też w niebieskich koszulach muszą być. Dłonie splecione, na których leży grudka ziemi, a z niej wyrasta roślinka.
[Michał] Yhy.
[Ania] No i jest jeszcze kilka takich standardów, które powodują, że habituacja bodźca pełną gębą. Znaczy oko się prześlizguje. Tam się nic nie dzieje. Ja to znam. To mnie w ogóle nie rusza. Ja tego nawet nie zauważam. Bo mój mózg mówi: „Dobra, daj sobie spokój, tu nie ma o czym gadać”. A druga rzecz, której dotknąłeś i którą myślę, że warto tutaj podnieść to jest coś, co my nazywamy schematem poznawczym. My funkcjonujemy w świecie schematów. I jeżeli chcemy pomóc ludziom, żeby oni zrozumieli, co my do nich mówimy to potrzebujemy nie tylko mówić zrozumiałym dla nich językiem, ale też dawać im tą wiedzę tak, żeby oni sobie mogli porównać z czymś, co już znają. Partnerstwo to są uściśnięte dłonie. A jak sobie pomyślisz o mechaniku samochodowym, to jak on jest ubrany? Mechanik samochodowy.
[Michał] No ma taki ten. Nie wiem, jak to się nazywa.
[Ania] Kombinezon.
[Michał] Taki kombinezon właśnie, yhy.
[Ania] Taki drelich. W jakim kolorze?
[Michał] Szarym albo niebieskim.
[Ania] Dokładnie. I to jest 99% odpowiedzi, jak wpiszesz w Google „mechanik samochodowy”, wyszukasz zdjęć, wyskoczy Ci facet w niebieskim albo granatowym, albo szarym drelichu. I to jest jak najbardziej OK. Bo jakbyśmy teraz zaczęli opowiadać o mechaniku samochodowym, który chodzi w różowych ogrodniczkach i w żółtych pepegach to by nam powiedzieli „Heloł, to nie jest mechanik samochodowy. To może być influencer, to może być bloger, ale to nie jest mechanik samochodowy”. Więc jak najbardziej my do stereotypów sięgamy po to, żeby ludziom pomagać rozumieć. Jednocześnie potrzebujemy znaleźć ten przekaz na tyle urozmaicony, żeby nie odpaliła im się habituacja bodźca. I, zostając w tym przykładzie uściśniętych dłoni, to mnie się zdarzyło opowiadać o partnerstwie i budowaniu relacji pokazując zdjęcie ściskających się bobrów.
[Michał] Heeh, super.
[Ania] No bo dlaczego bobry nie mogą mieć partnerstwa? A wiesz, zwierzątka powodują, że nam się tam… Reagujemy jak na małe dzieci, nie? Szeroko źrenice. No i jak mówiłam o partnerstwie za mną były dwa obściskujące się bobry, które robią to cudownie. Jak mówimy o uważności, możemy pokazać surykatkę, która wiesz, no… I one też mają taki przyjemny wyraz pyszczka.
[Michał] Hehe, świetne.
[Ania] Odśmiechiwanie też powoduje, tak, wzbudzenie takiej radości, że mózg się dotlenia i my na chwilę możemy odpocząć. No i jest zupełnie inaczej. I nawet o bardzo poważnych sprawach można opowiedzieć obrazem tak, żeby on był wyróżniający, nawiązujący do stereotypów – bo to nam ułatwia rozumienie – ale jednocześnie inny. A zwierzątka robią robotę.
[Michał] Haha, oczywiście. Każda prezentacja musi mieć zdjęcie małego kotka i Steve’a Jobs’a, który zwierzątkiem oczywiście nie jest, ale…
[Ania] Słuchaj, ale jakby był tak Steve Jobs zwierzątkiem to to mogłoby być niebezpieczne. Publiczność mogłaby nie dać rady, nie?
[Michał] Tak, tak, tak.
[Ania] Hahahaha.
[Michał] Więc lepiej nie, lepiej nie. Natomiast ja jeszcze chciałem dodać do tego, że choćby z tym uściskiem dłoni, to nawet zastąpienie zdjęcia ilustracją czy rysunkiem też zrobi dużo lepszą robotę. Bo jeżeli my mamy to, co znamy, ten stereotyp, ale w trochę innym wydaniu, no to będzie to dużo ciekawsze. Więc uściśnięte dłonie można narysować albo wstawić jakąś ikonę. Coś, co nie jest po raz kolejny użytym tym samym zdjęciem ludzi w garniturach, którzy ściskają dłonie, nie?
[Ania] Absolutnie tak.
[Ania] Nie no, ja myślę tak wiesz, 4 lata, dobry tablet za jakieś 4 tysiące. I może wtedy warto pomyśleć o tym czy w ogóle temat jest warty grzechu. Zaczynać, testować, na już. Wiesz, co warto sprawdzić? Jak bardzo ludzie dobrze reagują na nasze niedoskonałości. Jak powiemy: „I chcę Wam to narysować. Nie umiem rysować, więc… Przepraszam, ale te rysunki nie będą doskonałe”. Wiesz, bo to jest obnażenie się z czymś takim bardzo ludzkim. A jednocześnie też jest tak, że nasz mózg łaknie obrazów – to o tym powiedziałam. Że zobacz, my jako dzieci, każdy z nas rysował. Potem poszliśmy do szkoły i nam powiedzieli, że niebo musi być niebieskie, drzewo zielone, bo jak słońce jest – nie wiem – czarne, no to znaczy, że coś z nami jest nie w porządku i trzeba iść do psychologa. I tam się leczyć, bo pewnie mama z tatą są w jakimś ciężkim kryzysie… Nawet najprostsze rysunki, naprawdę takie wiesz, patyczaki, ale to są rzeczy od serca. I ja pamiętam moje pierwsze próby rysowania. Mam te rysunki do tej pory. One są tak totalnie niedoskonałe. Te moje ludziki mają takie wielkie głowy. I nie wyglądają jak tramwaje i telefony. I to jest zawsze taki, wiesz, wskaźnik. Czy można poznać, co narysowałeś. Hehe. I jeżeli rysujesz ludzika i ludzie wiedzą, że to jest ludzik, no to już jest trzy czwarte sukcesu. A potem ludzie reagują czymś takim: „Kurczę, jakie to jest miłe, że on ma gotowość… Jaki to jest gest w moją stronę, że on ma gotowość pokazać jakiś swój niedoskonały kawałek po to, żebym ja mogła lepiej zrozumieć”. Wiesz, to jest taki gest z serca. To jest coś takiego bardzo osobistego. To jest taki wybór czy chcesz kubek albo jakąś pamiątkę z cepelii, taką ręczną robotę, czy też coś ze sieciowego sklepu. Kiedy ktoś się czuje ba…Czy to jest ręczna robota Twoja albo Ty nawet coś tak wydziergałeś, nie? Czy poszedłeś do sklepu i kupiłeś? I te odręczne wizualizacje są takim gestem z serca. Ja pamiętam na studentach testowałam te moje umiejętności rysunkowe. I oni podeszli do mnie po wykładach i zapytali: „Proszę Pani, ale Pani to dla nas tak narysowała?”. Wiesz, to jest takie z brzucha do brzucha. Z serca do serca. I to robi robotę. No bo wystąpienia to jest tez budowanie relacji.
[Michał] Oczywiście, że tak. Oczywiście. Ja się tutaj zgadzam dlatego, że obserwuję też, co się dzieje w przestrzeni takich, nazwijmy to, codziennych komiksów.
[Ania] Yhy.
[Michał] I mamy kilku artystów. Od choćby… Nawet Andrzej Mleczko czy Andrzej rysuje, którzy nie mają jakiejś niesamowitej kreski, właśnie rodem z ASP.
[Ania] No Mleczko ma, Mleczko ma.
[Michał] Tak? Mleczko ma?
[Ania] Mleczko ma, Mleczko ma, o tak. To, co on potrafi swoją kreską, to moim zdaniem to jest… Mistrzostwo świata.
[Michał] To się wygłupiłem w takim razie.
[Ania] Ale Andrzej rysuje.
[Michał] Ale Andrzej rysuje. Znaczy ja nie chcę absolutnie powiedzieć, że oni nie wkładają w to pracy czy nie mają talentu, bo nie to chcę oceniać też nawet. Natomiast rysunki robią dosyć proste. I mimo wszystko mają dużą publiczność. Trochę inny format publiczności, ale mają. I to, co jest najważniejsze to właśnie nie ta kreska. Bo nikt tego nie ocenia przez pryzmat tego czy to jest dzieło sztuki nie wiadomo jak duże, tylko co przekazuje.
[Ania] Dokładnie. Co mi ten obrazek robi. Dokładnie tak. Tak. Absolutnie. I to o to chodzi. Błędem jest sytuacja, w której idziemy na wystąpienie po to, żeby ludzie nam klaskali i żeby docenili jacy to my jesteśmy fajni w cudzysłowie. Ja mam takie przekonanie, że dobry mówca to jest ktoś, kto idzie dać ludziom obszar do przeżywania, do refleksji, do znajdowania odpowiedzi na swoje ważne pytania, z którymi ludzie na co dzień się mierzą. Jeżeli teraz ja obrazem mogę im w tym pomóc, a obraz bardzo pomaga… Ja rysuję coś, co nazywałam obrazkami do myślenia. I to są totalnie proste rzeczy, ale one powodują, że ludzie się zatrzymują i mówią: „Kurde, to jest niby takie proste, ale jest takie wiesz BĘC, w czoło”. Życie na kreskę – taki profil na instagramie. I tam są też totalnie proste. Rysunkoterapia. No tam jest cała masa takich totalnie prostych obrazów, które budzą emocje i dają do myślenia. No i o to właśnie chodzi. Żeby dawać ludziom przestrzeń do tego, żeby się mogli bogacić.
[Michał] Podlinkujemy te rzeczy w notatkach. A wracając do tematu zdjęć. Bardzo często widzę w prezentacjach zdjęcia, które są totalnymi kliszami, są mega oklepane. Zresztą ja nawet na szkoleniach swoich wykorzystuję właśnie to. I jak zaczynam mówić o wykorzystywaniu obrazów w swoich prezentacjach, to pytam się mojej publiczności czy moich uczestników szkolenia, jak by przedstawili zdjęciem partnerstwo. Jakie są najczęściej odpowiedzi? W zasadzie jest tylko jedna odpowiedź. A mianowicie: uścisk dłoni.
[Ania] Oczywiście. Koniecznie w niebieskich koszulach.
[Michał] A jakże by inaczej.
[Ania] Te dłonie muszą być. Oczywiście.
[Michał] Wow, oczywiście. No i oczywiście oni tam odpowiadają, a ja potem KLIK, przerzucam slajd. I co jest? Uścisk dłoni. I się śmieję, że jestem wróżbitą. Ale no rzeczywistość jest taka, że to jest po prostu klisza. I chciałem Cię zapytać o Twoją opinię. Czy Ty uważasz, że dobrze jest wykorzystywać te klisze, te stereotypowe ilustracje pewnych pojęć? Czy lepiej iść w coś odjechanego powiedzmy?
[Ania] Dla mnie dotykasz dwóch rzeczy. Pierwsza to jest coś, o czym już wspominałam, czyli habituacja bodźca. Są takie zdjęcia, które są totalnym standardem. Ludzie w niebieskich koszulach, którzy wiadomo, że są ludźmi sukcesu. No i te uściśnięte ręce – one też w niebieskich koszulach muszą być. Dłonie splecione, na których leży grudka ziemi, a z niej wyrasta roślinka.
[Michał] Yhy.
[Ania] No i jest jeszcze kilka takich standardów, które powodują, że habituacja bodźca pełną gębą. Znaczy oko się prześlizguje. Tam się nic nie dzieje. Ja to znam. To mnie w ogóle nie rusza. Ja tego nawet nie zauważam. Bo mój mózg mówi: „Dobra, daj sobie spokój, tu nie ma o czym gadać”. A druga rzecz, której dotknąłeś i którą myślę, że warto tutaj podnieść to jest coś, co my nazywamy schematem poznawczym. My funkcjonujemy w świecie schematów. I jeżeli chcemy pomóc ludziom, żeby oni zrozumieli, co my do nich mówimy to potrzebujemy nie tylko mówić zrozumiałym dla nich językiem, ale też dawać im tą wiedzę tak, żeby oni sobie mogli porównać z czymś, co już znają. Partnerstwo to są uściśnięte dłonie. A jak sobie pomyślisz o mechaniku samochodowym, to jak on jest ubrany? Mechanik samochodowy.
[Michał] No ma taki ten. Nie wiem, jak to się nazywa.
[Ania] Kombinezon.
[Michał] Taki kombinezon właśnie, yhy.
[Ania] Taki drelich. W jakim kolorze?
[Michał] Szarym albo niebieskim.
[Ania] Dokładnie. I to jest 99% odpowiedzi, jak wpiszesz w Google „mechanik samochodowy”, wyszukasz zdjęć, wyskoczy Ci facet w niebieskim albo granatowym, albo szarym drelichu. I to jest jak najbardziej OK. Bo jakbyśmy teraz zaczęli opowiadać o mechaniku samochodowym, który chodzi w różowych ogrodniczkach i w żółtych pepegach to by nam powiedzieli „Heloł, to nie jest mechanik samochodowy. To może być influencer, to może być bloger, ale to nie jest mechanik samochodowy”. Więc jak najbardziej my do stereotypów sięgamy po to, żeby ludziom pomagać rozumieć. Jednocześnie potrzebujemy znaleźć ten przekaz na tyle urozmaicony, żeby nie odpaliła im się habituacja bodźca. I, zostając w tym przykładzie uściśniętych dłoni, to mnie się zdarzyło opowiadać o partnerstwie i budowaniu relacji pokazując zdjęcie ściskających się bobrów.
[Michał] Heeh, super.
[Ania] No bo dlaczego bobry nie mogą mieć partnerstwa? A wiesz, zwierzątka powodują, że nam się tam… Reagujemy jak na małe dzieci, nie? Szeroko źrenice. No i jak mówiłam o partnerstwie za mną były dwa obściskujące się bobry, które robią to cudownie. Jak mówimy o uważności, możemy pokazać surykatkę, która wiesz, no… I one też mają taki przyjemny wyraz pyszczka.
[Michał] Hehe, świetne.
[Ania] Odśmiechiwanie też powoduje, tak, wzbudzenie takiej radości, że mózg się dotlenia i my na chwilę możemy odpocząć. No i jest zupełnie inaczej. I nawet o bardzo poważnych sprawach można opowiedzieć obrazem tak, żeby on był wyróżniający, nawiązujący do stereotypów – bo to nam ułatwia rozumienie – ale jednocześnie inny. A zwierzątka robią robotę.
[Michał] Haha, oczywiście. Każda prezentacja musi mieć zdjęcie małego kotka i Steve’a Jobs’a, który zwierzątkiem oczywiście nie jest, ale…
[Ania] Słuchaj, ale jakby był tak Steve Jobs zwierzątkiem to to mogłoby być niebezpieczne. Publiczność mogłaby nie dać rady, nie?
[Michał] Tak, tak, tak.
[Ania] Hahahaha.
[Michał] Więc lepiej nie, lepiej nie. Natomiast ja jeszcze chciałem dodać do tego, że choćby z tym uściskiem dłoni, to nawet zastąpienie zdjęcia ilustracją czy rysunkiem też zrobi dużo lepszą robotę. Bo jeżeli my mamy to, co znamy, ten stereotyp, ale w trochę innym wydaniu, no to będzie to dużo ciekawsze. Więc uściśnięte dłonie można narysować albo wstawić jakąś ikonę. Coś, co nie jest po raz kolejny użytym tym samym zdjęciem ludzi w garniturach, którzy ściskają dłonie, nie?
[Ania] Absolutnie tak. Dokładnie, yhy.
[Michał] Aniu, bardzo Ci dziękuję za bardzo dużą porcję wiedzy. Zarówno jeśli chodzi o takie sytuacje niekomfortowe w wystąpieniach, jak i gryzmografię. I jeszcze teraz chciałem Ci zadać dwa pytania. Po pierwsze, jakie masz ćwiczenie dla naszych słuchaczy?
[Ania] Pójdę zatem w stronę i z propozycją ćwiczenia, które oswaja trudne sytuacje i trudne pytania.
[Michał] Bardzo fajnie.
[Ania] Warto zamknąć oczy i wyobrazić sobie taką najtrudniejszą sytuację, jaką jesteśmy w stanie sobie wyobrazić. Co to by było Michał w Twoim przypadku? Taka związana, wiesz, z wystąpieniem publicznym? Takie po prostu… Miazga.
[Michał] Uuu… Nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Ale zakładam, że przed wyjściem na scenę, taki tuż przed wystąpieniem dosłownie, że już w zasadzie muszę wchodzić na scenę, okazuje się, że – nie wiem – spodnie mi się podarły w kroku, powiedzmy. Albo, że mam… Oblałem się sokiem i jestem cały poplamiony. Co oczywiście nie jest aż tak dramatyczne, ale jest już początkiem trudności, bo później, zaraz po wyjściu, okazuje się, że publiczność to dostrzega i zaczyna się śmiać ze mnie. I ja zaczynam się stresować. Zaczynam się cały trząść. I nie wiem, co powiedzieć. Nie mogę wydobyć z siebie ani jednego słowa. I po prostu uciekam z ten sceny.
[Ania] A ja myślałam, że pójdziesz dalej i powiesz, że sięgasz po koło ratunkowe w postaci prezentacji, żeby chociaż wyświetlić slajdy. Ale tu się okazuje, że laptop się rozładował, rzutnik nie działa, mikrofon – właśnie wyczerpały mu się baterie, a osoba z obsługi technicznej dostała problemów żołądkowych i wybiegła w ostatniej chwili. I po prostu jesteś sam, z tą plamą i z tymi podartymi spodniami, na środku sceny.
[Michał] Albo ktoś podmienił moją prezentację na coś, co mnie jeszcze bardziej kompromituje. Jakieś nagranie, np. z próby przemówienia, gdzie totalnie mi nie wychodzi.
[Ania] I co drugie słowo mówisz: „Ja pieeeerniczę. To jest do kitu! Co za… Kto! Po cholerę ja się zgłosiłem do tego wystąpienia?! Jeszcze tak mało mi tu płacą!”.
[Michał] Uuuhh, grubo.
[Ania] No dobrze. I teraz są dwie drogi. Pierwsza to jest odpowiedź na pytanie, na ile jest prawdopodobne, że coś takiego się wydarzy? Tak na skali od 0 – 10? I to wiesz, nie musisz teraz odpowiadać. To jest takie ćwiczenie, które pokazuje nam, że my niejednokrotnie boimy się rzeczy, lękamy się rzeczy, które nie mają racji bytu, jeżeli chodzi o ich prawdopodobieństwo.
[Michał] Yhy. Znaczy ja myślę, że akurat w tym przypadku, cały ten scenariusz to szansa jest jakaś tam wiesz: 0,000000 – i tak dalej – i 1. Bo jest bardzo mało prawdopodobne. Ale każda z tych poszczególnych rzeczy, którą opisaliśmy, jest jak najbardziej możliwa. I to całkiem nieźle możliwa. No bo spodnie mogą mi się podrzeć.
[Ania] Kto się nie oblał sokiem, nie? Oczywiście.
[Michał] Albo właśnie, mogę się oblać. I ja nawet… Mi się spodnie nie podarły nigdy, ale kiedyś prowadziłem konferencję i tuż przed rozpoczęciem sesji moderatorka panelu dyskusyjnego wchodziła na scenę i nie było schodków, więc scena była dosyć wysoko. Wchodziła i sukienka jej się… Zamek jej się…
[Ania] Pękła.
[Michał] Tak, pękł zamek.
[Ania] Ojoj, OK.
[Michał] No i była masakra. Więc… Na szybko próbowaliśmy to ogarnąć. Jeszcze dobrze, że ludzi nie było w sali. I ostatecznie tam się udało to wszystko załatwić, więc… Uratowana była na szczęście. Ale no jest to sytuacje mega stresująca tuż przed wystąpieniem. I zdarzają się takie rzeczy.
[Ania] Tak, zdarzają się. A z drugiej strony, zobacz – czy widziałeś kiedyś gwiazdę, która się centralnie wyrąbała na scenie? No po prostu szła i się wypierniczyła. Spadła ze schodów. Jakie uczucia wobec takiej osoby wtedy ma ktoś z publiczności? „Ale ciapa! Jaka sierota! Gdzie na tą scenę?! To gwiazda? Z kociego teatru. Po prostu, co za jełopa, taka skończona! Taka fu!”. Czy inaczej? Co?
[Michał] No, wiadomo.
[Ania] Wiadomo.
[Michał] Nie no, raczej współczucie.
[Ania] Dokładnie, nie? „Kurde, ale niefart! Jaką to trzeba mieć odwagę, żeby teraz dotrwać do końca!”. I to jest to, co się pojawia w naszej publiczności. Jak już sobie wyobrazimy tą taką najgorszą sytuację to najpierw warto sobie sprawdzić, czy to się ma szanse wydarzyć? I tak jak powiedziałeś, w kompilacji tych wszystkich dramatów, w zalanych, pękniętych spodni, zepsutych mikrofonów i tak dalej – wszystko nie. Ale pojedyncze owszem. No i teraz są dwie rzeczy. Po pierwsze, warto sobie sprawdzić to, co ja mogę zrobić, kiedy to się wydarzy? Mieć takie koło ratunkowe. Wiesz, to tak jak z tym drzewem pytań, nie? Jak będzie trudne pytanie, to zrobię tak. Jak mi odpowiedzą tak, to zrobię tak. Jak będzie tak, że rozładuje mi się laptop, no to zrobię tak. A druga rzecz, co ja mogę zrobić, żeby ten laptop mi się nie rozładował? Co ja mogę zrobić, żeby mi spodnie nie pękły? Co ja mogę zrobić, żeby się nie zalać sokiem? Pić wodę. Proszę, jakie to jest proste rozwiązanie. Nie ma za co. Co mogę zrobić, żeby to się nie wydarzyło? I co zrobię, kiedy to się w końcu rzeczywiście wydarzy?
[Michał] Yhy.
[Ania] No i jeszcze jedna rzecz. Warto zadać sobie pytanie, co ludzie pomyślą, jak oni to odbiorą, kiedy nam się to wydarzy? Bo znakomitą część tych wszystkich rzeczy, o której powiedziałeś, kiedy wchodzisz na scenę i masz te rozerwane spodnie i jeszcze zalane sokiem i ludzie zaczynają się śmiać, ja bym się zaczęła śmiać razem z nimi. Mówiąc, że cały kosmos mnie odpycha od tego, żeby powiedzieć wszystko to, z czym ważnym tutaj przychodzę. Ale ja się nie poddaję, bo absolutnie jestem przekonana, że to, co mam Wam do powiedzenia jest ważne dla Was. Może być dla Was pomocne w tym i w tym obszarze. No w zależności od tego, w jakim temacie występujemy. Więc nie wiem, kto mi zostawił ten sok, żebym się wylała. I nie wiem, kto mi podmienił te spodnie, bo jeszcze wczoraj były dobre. Ale nic mnie nie powstrzyma. Ja Wam to opowiem.
[Michał] Hehe, jest power.
[Ania] Wiesz no, każdemu się zdarzyło zalać. Każdemu się zdarzyło, że mu coś tam pękło. To nie jest koniec świata. A nawet jak na tu i teraz mamy przekonanie, że to było po prostu najgorsze wystąpienie w naszym życiu, to obudzimy się jutro i mamy szansę na kolejne. Bo od tego jednego niewiele zależy.
[Michał] No tak.
[Ania] No to widać po politykach. Ile można głupot narobić i mieć pękniętych spodni, pokazać, za przeproszeniem, gołą dupę, a w tej polityce oni się trzymają. To samo jest z aktorami. No to ja nie dam rady? Takie ćwiczenie.
[Michał] I tym wesołym akcentem podsumowujemy ćwiczenie. A jeszcze, zanim przejdziemy do podsumowania odcinka, to chciałem Cię zapytać, gdzie można Cię znaleźć?
[Ania] Wszędzie tam, gdzie są ludzie. Od sklepu przez linkediny, facebooki i instagramy. Jako Anna Kędzierska, ale także jako Opowiedz. to, bo razem z Maćkiem Cichockim tworzymy taką markę, która… Taką firmę i pomagamy ludziom mówić do ludzi, o ludziach i po ludzku. Nagrywamy także podcast dla tych, którzy mówią do ludzi. Więc do jego słuchania zapraszam, bo masa rzeczy, o których dzisiaj Ty mnie przepytywałeś, tam też jest do znalezienia, do zainspirowania się, do wzięcia. Ale też jest okazja do zadania nam trudnych pytań, bo one są zawsze na wagę złota, bo poszerzają perspektywę.
[Michał] To ja zachęcam. Przypomnę jeszcze, że na samiuśkim, samiuśkim końcu odcinka znajdziecie materiały edukacyjne, które Ania poleca, żeby uczyć się tego, o czym rozmawialiśmy w tym odcinku. Dajcie też znać, co było dla Was najbardziej wartościowe w tym odcinku. Piszcie na michal@lekkomowni.pl. No ja wyciągnąłem z tej rozmowy między innymi to, że po pierwsze – ludzie oczekują kontaktu z człowiekiem, a nie maszynką. Więc warto okazywać emocje. I warto też wzbudzać emocje w innych. Więc tutaj po drugie. Smutek jest przestrzenią do refleksji, a złość daje nam energię do zmiany. Więc czasami wywołanie w naszych odbiorcach tych emocji będzie dobre. No ale trzeba do tego podchodzić ostrożnie. No i jeszcze jedna rzecz jest taka, że w przypadku odpowiadania na pytania, trzeba dać sobie pozwolenie na to, że nie trzeba odpowiedzieć od razu. Że można po prostu czegoś nie wiedzieć. I po prostu wrócić z odpowiedzią do odbiorcy. Jeśli jeszcze nie subskrybujecie podcastu, a chcecie mieć łatwiejszy i szybszy dostep do kolejnych odcinków, no to zachęcam. Jesteśmy w większości aplikacji podcastowych, w tym Spotify. I tam można wcisnąć przycisk „obserwuj”. A zaraz obok niego są takie trzy kropki, pod którymi kryje się opcja „udostępnij”, do której użycia też zachęcam. Dzielcie się Lekkomównymi ze znajomymi, bo może im też się przyda uczyć przemawiania. W każdym razie, wielkie dzięki. I do usłyszenia. Aniu, a jaki materiał edukacyjny polecisz naszym słuchaczom?
[Ania] Dwie książki. Jedna storytellingowa, a druga wizualna. Zacznę od tej wizualnej, bo ona nasza polska. Natalia Jadźka Mikołajek – Jadźka rysuje. Notatki wizualne. Dla wszystkich tych, którzy chcą zacząć rysować, a mają przekonanie, że nie umieją. Natalia prowadzi krok po kroku. Od pierwszej kropki, do pełnych notatek wizualnych, które są czytelne. To jest w ogóle fantastyczny sposób na przygotowywanie się do wystąpień i świetna ściąga. Więc jeżeli chcecie zacząć swoją przygodę z komunikacją wizualną, z odręcznymi wizualizacjami, no to to jest książka z gatunki, jak to mówią po staropolsku, must-have. A druga to tym razem zagraniczne wydanie. Carmine Gallo – Sekrety storytellerów. Książka, która jest zbiorem opowieści, ale takich opowieści rozebranych na części pierwsze. I ja z tej książki najbardziej wzięłam sobie jedno zdanie, które często powtarzam, że „Każdy z nas ma historię wartą opowiedzenia”. Bo nam się wydaje, jak myślimy sobie o storytellingu, że to trzeba być nie wiadomo jaką gwiazdą gatunku literackiego. No nic bardziej mylnego. My na co dzień jesteśmy storytellerami. Bo mamy przygody, mamy różne doświadczenia, które opowiadamy naszym znajomym. Np. jak było na wakacjach. I wtedy jesteśmy storytellerami. Ale w naszym życiu zawodowym, kiedy chcemy zbudować markę osobistą albo sprzedajemy jakiś produkt, to mamy masę różnego rodzaju przygód i doświadczeń, które są warte opowiedzenia. Żeby ludzie po drugiej stronie się zainteresowali i powiedzieli i pomyśleli: „OK, to jest temat warty rozważenia”. Carmain Gallo – Sekrety storytellerów i Jadźka Rysuje – Natalia Mikołajek – Notatki wizualne.
[Michał] Zapraszamy do czytania.
Jak słuchać naszego podcastu:
Możesz nas słuchać praktycznie wszędzie. Siedząc przed komputerem, jak również będąc w ruchu, za pośrednictwem Twojego telefonu. Mówiąc krótko kiedy chcesz i tak jak lubisz.
Recenzuj nasz podcast
Kiedyś w sklepach na konopnym sznurku wisiał brulion, z którego okładki wielkimi literami krzyczał tytuł książka skarg i zażaleń.
Teraz mamy recenzje. Niekoniecznie tylko ze skargami. Jeśli masz jakieś przemyślenia, wnioski albo rekomendacje dla innych słuchaczy napisz nam recenzję. Będziemy wdzięczni i zmotywowani do dalszej pracy.